czwartek, 23 czerwca 2016

3. Tęskniąc za spokojem

Tym razem białą kopertę przyniosła jedna ze szkolnych sów. Kiedy lądowała tuż przy misce z owsianką, Rose rozglądała się dyskretnie po sali, sprawdzając, czy któraś z otaczających ją osób nie interesuje się nadmiernie poczynaniami ptaka. Nie dostrzegłszy niczego podejrzanego, wzruszyła ramionami. Tajemniczego adoratora mogło nie być na śniadaniu albo zwyczajnie się krył.
Odwiązała kopertę od nóżki sowy, pogłaskała ją po łebku i pozwoliła odlecieć. Tym razem na czerwonej karteczce widniały słowa: „Podziwiam cię, Rose. Zgłosić się do turnieju! Wierzę jednak, że sobie poradzisz, z całą pewnością pokonasz ich wszystkich. Powodzenia!”. Dziewczyna wzruszyła ramionami, stwierdzając, że chyba powinna wyczarować pudełko specjalnie dla tych wszystkich kartek. Ciekawiło ją, kiedy tajemniczemu nadawcy się znudzi wysyłanie jej liścików i kiedy postanowi się ujawnić.
Postanowiła się zabrać za swoją owsiankę, już zimną, kiedy usłyszała:
— Rosie!
Koło niej na ławce usiadł z impetem jej brat, Hugo. Nie mogła się powstrzymać przed wywróceniem oczami, spodziewając się, że Gryfon nie przyszedł do niej na pogawędkę — zazwyczaj po prostu czegoś chciał.
— Znowu zapomniałeś czegoś z domu?
— Pergaminów. — Zrobił smutną minę, która upodobniła go do słodkiego szczeniaczka. Na Rose jednak to nie działało. — Nie chcę pisać do domu, bo mama znowu przyśle mi wyjca. To już czwarta rzecz, której nie wziąłem.
— Czego jeszcze zapomniałeś?
Rozbawiona Rose usiadła po turecku, zwracając się w stronę brata. Położyła sobie miskę na kolanach, żeby móc wreszcie skonsumować śniadanie.
— Podręcznika do zaklęć, szat wieczorowych i skarpetek. Ostatnim razem mama się wkurzyła.
— Jak ty się pakujesz, że tego wszystkiego zapominasz? 
Rose westchnęła, lecz słowa brata wcale jej nie dziwiły. Na początku każdego roku sytuacja się powtarzała, więc zdążyła się już przyzwyczaić. Hugo należał do najbardziej roztrzepanych członków rodziny, wiecznie czegoś zapominał. Rose nie wiedziała, po kim on to miał; na pewno nie po matce. Z kolei ojcu można było wiele rzeczy zarzucić, ale nie to, żeby był tak zapominalski. Być może źródła genu zapominalstwa sięgały dalej.
— Nie wiem, Rosie. Po prostu nie pamiętam, żeby wszystko zabrać, nawet jak mama zrobi mi listę. To jak, masz te pergaminy?
— Tak, mam. Przyniosę ci je wieczorem. Postaraj się wytrzymać do tego czasu.
— Cudownie! — Rozpromienił się. — Jesteś kochana. Dziękuję! Dobra, siostrzyczko, ja uciekam, mam jeszcze coś do zrobienia przed zajęciami.
— Hugo! — zatrzymała go. — Co chcesz zrobić?
— Och, tylko dać Barnesowi nauczkę, bo mnie irytuje. Wczoraj na zielarstwie popchnął Mary tak, że się przewróciła. Ciągle jej dokucza. Irytuje mnie to. Ktoś musi mu dać popalić! Tylko nie mów rodzicom!
— Uważaj na siebie — zawołała jeszcze, ale Hugona już nie było. Podejrzewała, że jeszcze przed południem usłyszy o jego pierwszym szlabanie u któregoś z profesorów.
W pewien sposób honor jej brata oraz zadurzenie w Mary ją bawiły i jednocześnie zadziwiały. Hugo miał charakter prawdziwego Gryfona — lubił psocić, lecz wobec przyjaciół był bardzo lojalny. Zawsze myślała, że przypominał pod tym względem Jamesa Juniora i w sumie również w Seniora, który, jak słyszała od wuja Harry’ego, należał do hogwarckich królów dowcipu, lecz mimo to wciąż miał swój honor i występował w obronie tych, których kochał.
Rose to doceniała, lecz miała zgoła odmienny charakter — w końcu nie bez powodu jako jedyną z rodziny Tiara umieściła ją w Ravenclawie. Czasem miała wrażenie, że nie pasuje do całego klanu, gdzie wszyscy praktycznie bez wyjątku (pomijając Albusa i ją samą) byli w Gryffindorze, gdzie kwitnie męstwa cnotaOna sama wcale nie czuła się ani odważna, ani honorowa, ani jakoś porażająco lojalna, a zjazdy rodzinne wolała przeczekiwać z książką w dłoni. Gdy tiara przydzieliła ją do domu kruka, w pierwszej chwili Rose się zawstydziła. Bała się, jak zareagują rodzice, dalsi krewni na wieść o tym, że złamała tradycję. Ostatecznie jednak nikt nic nie powiedział — poza rodzicami, którzy wyrazili w liście swoją dumę z niej, choć wydawało jej się, że pod tymi słowami kryje się gorzkie rozczarowanie — bo i tak całą uwagę skupił na sobie Albus. Albus Potter, syn sławnego Harry’ego Pottera, który trafił do Slytherinu. Slytherinu, z którego wywodzili się wszyscy wrogowie jego ojca, który stanowił całkowite przeciwieństwo domu Godryka. Nic też dziwnego, że, jak Rose słyszała od starszego kuzynostwa, rozpętała się burza.
Jednak nawet ona, jak wszystko inne, w końcu ucichła, a rodzina chyba się w końcu pogodziła z tym, że Albus trafił do innego domu, niż się po nim spodziewano. A Rose, zjednoczona z nim w tej inności, znalazła dobrego kompana na rodzinnych przyjęciach. Mogła z nim zawsze porozmawiać także w Hogwarcie, kiedy tego potrzebowała, z jakichś powodów nie mogąc się wyżalić przyjaciółkom. Stali się sobie bliscy, choć gdy Albus zaczął się przyjaźnić ze Scorpiusem Malfoyem, ich stosunki się nieco ochłodziły.
Ledwo Rose podniosła głowę, ujrzała obiekt swoich rozważań, Albusa, wchodzącego właśnie do sali razem ze swoim przyjacielem, księciem Slytherinu. Już chciała unieść rękę, żeby pomachać kuzynowi, jednak zrezygnowała, kiedy zobaczyła, jak obaj się śmieją z jakiegoś dowcipu.
Musiała jednak pogadać z Alem i wysłuchać, co on miał do powiedzenia na temat jej uczestnictwa w turnieju. Był ostoją rozsądku, a ona potrzebowała kogoś, kto postawi ją z powrotem do pionu.
Na całe szczęście mieli za chwilę zielarstwo ze Ślizgonami, dzięki czemu być może uda jej się wykraść trochę czasu z Albusem — o ile znowu nie dobierze się w parę z Malfoyem, jak to mieli w zwyczaju.

W szklarni było duszno i gorąco. Rose natychmiast zakręciło się w głowie. Oparła się na chwilkę o doniczkę z roślinami przypominającymi pomidory — wiedziała, że są niegroźne, przynajmniej o tej porze roku, bo miały się obudzić dopiero na wiosnę. Dopiero gdy jako tako się przyzwyczaiła do zaduchu pomieszczenia, podążyła za pozostałymi mieszkańcami swojego domu do miejsca, w którym stał profesor Longbottom. Stanęła obok Elissy i Gabrielle, cały czas czujnie się rozglądając w poszukiwaniu jasnej ciemnej czupryny swojego kuzyna.
— Witajcie, moi drodzy — rozpoczął nauczyciel, zakładając grube rękawice na dłonie ubrudzone ziemią. — Dzisiaj zajmiemy się jednymi z rzadszych roślin, które służą do wykonywania eliksiru nasennego. Ktoś wie, jak ta roślina się nazywa?
Ręka Rose wystrzeliła w górę jako pierwsza i zresztą jedyna.
— Tak, panno Weasley?
— Betanika — wyrecytowała szybko. — Kwitnie we wrześniu. Jej czerwone kwiaty wydzielają truciznę, która może zabić nawet dorosłego czarodzieja, jest niezwykle silna, dlatego betanikę można hodować tylko za pozwoleniem i pod kontrolą ministerstwa magii. Dwa razy do roku należy ją przesadzać, gdyż potrafi urosnąć do imponujących rozmiarów. Największe okazy miały dwa metry, odkryto je we Francji, na południu.
— Jak zwykle imponująco, panno Weasley. Dziesięć punktów dla Ravenclawu. — Profesor obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Dla nikogo nie było tajemnicą, że znali się prywatnie, w końcu nauczyciel zielarstwa był jednym z bohaterów Bitwy o Hogwart, a z klanem Potterów-Weasleyów łączyła go długa i zażyła przyjaźń. — Jak panna Weasley powiedziała, betanika wydziela trującą substancję. Dlatego dzisiaj będziemy używać rękawic. Proszę ich nie zdejmować ani na chwilę i unikać kontaktu z twarzą. Dobierzcie się w pary i przesadźcie te kwiaty do większych donic. Bądźcie ostrożni.
Profesor wskazał im rzędy roślin stojących na blacie. Większość z nich kwitła czerwienią, lecz pąki niektórych z nich dopiero się rozwijały i miały różową barwę.
Rose wypatrzyła wreszcie Albusa i wymanewrowała tak, żeby znaleźć się obok niego, gdy szukał pary. Zrozumiał natychmiast jej cichą prośbę, więc skinął tylko głową Scorpiusowi, że wszystko w porządku. Malfoy wzruszył ramionami, po czym przykolegował się do niziutkiej Ślizgonki o mysich włosach.
— Cześć, Rose. Bierzemy tego z lewej?
Al wskazał doniczkę, w której znajdował się kwiat z dopiero co rosnącymi różowymi pąkami. Skinęła głową, zgadzając się na jego propozycję. Założyła szybko rękawice, nieco za duże na jej drobne dłonie, po czym wspólnie z kuzynem przenieśli doniczkę na ziemię.
Pracowali w milczeniu, odcinając liście i przesadzając roślinę do większej donicy. Oboje uważali, żeby przypadkiem nie dotknąć płatków, choć trucizny praktycznie jeszcze na nich nie było.
— Wszystko w porządku? — wysapał Albus, kiedy uporali się z pierwszym kwiatem. — Chciałaś o czymś porozmawiać?
— W sumie to tak — przyznała po namyśle Rose, odgarniając z twarzy włosy.
— Mogłaś po prostu podejść na śniadaniu.
Och, a więc zauważył ją rano.
— Nie chciałam ci przeszkadzać — przyznała szczerze. — Poza tym wiesz, że nie przepadam za twoim kumplem.
Roześmiał się, a ona pomyślała, jak bardzo jej tego brakowało. W wakacje nie widywali się zbyt często, gdyż obie ich rodziny były w rozjazdach. Spotkali się jedynie raz, w Norze, lecz nie gadali zbyt długo, gdyż zaraz oboje zostali zagonieni do roboty przez babcię Molly.
— Okej. W takim razie zabierzmy się za przesadzanie kolejnej rośliny, a ty w tym czasie powiesz, co ci leży na serduchu — zaproponował Al. Zgodziła się.
Rose ubrudziła ziemią nawet twarz, kiedy błoto z pierwszej donicy rozprysnęło się we wszystkie strony. Szybko otarła ją rękawem szaty, stwierdzając, że potem będzie musiała ją porządnie wyczyścić zaklęciem.
— Al — zaczęła wreszcie. Nie poganiał jej, uznając, że sama w odpowiednim momencie zacznie rozmowę. — Zgłosiłam się do turnieju.
— Och? Naprawdę?
Napotkała jego zdziwione spojrzenie. Wiedział, że Rose kocha tańczyć, jednak znał ją na tyle dobrze, żeby mieć również świadomość tego, że nie lubi się z tym afiszować ani prezentować przed publicznością.
— Tak.
— Rose, to naprawdę wspaniale, kibicuję ci z całego serca, ale — przerwał, żeby przytrzymać łodygę, podczas gdy jego kuzynka dosypywała ziemi — czy będziesz z tego zadowolona?
— Po prawdzie to już żałuję — przyznała. — Ale nie mogę się wycofać.
— To dlaczego się zgłosiłaś?
— Twój kumpel mnie sprowokował. Powiedział, że nie umiem tańczyć. Pojechał mi po ambicji. — Wzruszyła ramionami. — Udowodnię mu, że tak nie jest. Wygram to, choćby miała mnie zeżreć trema.
— Scorpius?
Między brwiami Ala pojawiła się cienka kreska.
— Tak, Scorpius. Nie wiem, czy ty masz go za aniołka, czy co, ale on mnie irytuje. A teraz to już w ogóle chyba zwiększył częstotliwość swoich uszczypliwości. Wiesz, że zawsze ze sobą rywalizowaliśmy, ale teraz mi zwyczajnie zaczął działać na nerwy.
— Pogadam z nim.
— Nie, Al. Z całym szacunkiem, ale to jest zły pomysł — zaprotestowała. — Jeszcze, nie daj Merlinie, pomyśli, że cię poprosiłam, żebyś się za mną wstawił albo co. Tylko pogorszysz sprawę. Nie rób tego. Sama z nim wygram.
— Jesteś tego pewna?
Obdarzył ją zaniepokojonym spojrzeniem. Zawsze się o nią martwił.
— Tak. Boję się tylko, co powie reszta naszej rodziny…
— O to się nie martw. — Ciepły uśmiech Albusa natychmiast poprawił jej humor. — Będzie dobrze, zobaczysz. Po prostu rób swoje i daj im wszystkim popalić.
— Dzięki, Al. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
— Dałabyś pewnie radę. — Mrugnął do niej łobuzersko. — Dobrze, skoro to sobie wyjaśniliśmy, to bierzmy się za kolejną roślinę, bo wujek Neville chyba nam tego nigdy nie wybaczy, już tu patrzy podejrzliwie.
— Nie takie rzeczy przecież robiliśmy — zaśmiała się.
— Ale wtedy nie mógł nam odjąć punktów.
— No dobrze, masz rację. To co, teraz ta czerwona?
Aż do skończenia zajęć przesadzali wspólnie rośliny, zaśmiewając się z rzucanych szeptem uwag.

Jednorożec z ufnością położył łeb na ramieniu Gabrielle. Krukonka pogłaskała go po mięciutkiej sierści, szepcząc uspokajające słówka. Powoli zmusiła je do przyklęknięcia, żeby mogła się zająć jego nogą. Biel jedwabistych włosów została splamiona przez srebrną maź w miejscu, gdzie powstała rana.
Gabrielle wyciągnęła różdżkę i wymruczała kilka zaklęć na uśmierzenie bólu, uspokojenie zwierzęcia oraz wreszcie spróbowała wyleczyć ranę. Nic się jednak nie stało, co oznaczało, że najprawdopodobniej rana została zadana przez inne magiczne stworzenie. Wobec tego trzeba było zastosować tradycyjne sposoby leczenia — ziołowe okłady i specjalne wywary, przygotowywane przez samą madame Shearwood, która miała dobre serce dla zwierząt.
Krukonka wcale nie była zdziwiona. Już od dłuższego czasu podejrzewali z Hagridem, że jakieś zwierzę chodzi po Zakazanym Lesie i podgryza inne, powodując trudne do zagojenia rany. Te, które się dało uratować, oboje starali się leczyć, nie wszystkie jednak zdołały w porę trafić w ich ręce. Znajdowali wówczas po nich przerażające ilości krwi, znaczącej całą polanę, natomiast zwłoki biednych zwierząt zwykle spoczywały gdzieś dalej, w krzakach.
Sięgnęła po przygotowany wcześniej ziołowy okład i obłożyła nim nogę jednorożca, prosząc, żeby się nie bał. Po tym owinęła kończynę specjalnym bandażem. Chociaż tyle mogła zrobić.
Gdy tylko skończyła, pogłaskała zwierzę po grzbiecie. Zioła lecznicze zaczęły działać szybciej niż się tego spodziewała, gdyż jednorożec już po chwili stanął dumnie, prosto, nie utykając. Polizał ją szorstkim językiem po policzku, jakby dziękując, lecz zaraz potem odbiegł w las.
— Jest piękny.
Gabrielle odwróciła się natychmiast, trzymając w pogotowiu różdżkę. Nie spodziewała się nikogo poza Hagridem o tej porze, na skraju Zakazanego Lasu. Zaraz jednak ją opuściła, rozpoznając jednego z Puchonów, z którym jako jedna z nielicznych osób z siódmego rocznika chodziła na opiekę nad zwierzętami. Miał na imię Jon i chyba był jednym z najbardziej popularnych chłopaków w swoim domu; Gabrielle widziała, że wiele dziewcząt się za nim oglądało.
Skinęła głową, zastanawiając się, co chłopak tutaj robi i czy czegoś od niej chce.
— Przeszkadzam ci? — spytał nieśmiało, drapiąc się po głowie. — Przepraszam, nie chciałem…
— Nie, w porządku — weszła mu w słowo, uśmiechając się ciepło. — Nic się nie stało.
— Nie wiem, czy mnie kojarzysz… Jestem Jon — przedstawił się, wyciągając w jej kierunku rękę. Uścisnęła ją, dziwiąc się, jaka była ciepła w dotyku.
— Jon? Jak w tym mugolskim serialu? „Gra o tron”?
— Tak, dokładnie, moja matka jest mugolką, ma bzika na jego punkcie — westchnął rozbawiony, a dziewczyna się roześmiała.
— Jestem Gabrielle — rzekła w końcu.
— Wiem. — Zdziwiła się, ale nie skomentowała tego. — Znaczy, to nie tak, że cię śledzę czy coś, po prostu mamy razem opiekę nad magicznymi zwierzętami i po prostu słyszałem, że Hagrid cię tak nazywa.
— Ach. W porządku, rozumiem.
— Musisz bardzo lubić zwierzęta, skoro się zajmujesz nimi nawet po godzinach — stwierdził, wskazując dłonią drzewa Zakazanego Lasu; zapewne miał na myśli uciekającego jednorożca.
— To prawda, kocham je. Tę pasję przekazali mi rodzice. Ojciec był w Rumunii razem z Charliem Weasleyem, razem zajmowali się tam smokami, natomiast matka pracuje w departamencie do spraw magicznych zwierząt. W moim domu często się pojawiały magiczne zwierzęta, mamy pełno książek o nich. Dorastałam z tym.
— To dlatego w twoich oczach zawsze widać tyle pasji, gdy się nimi zajmujesz — odparł zamyślony Jon, obserwując twarz Gabrielle. Krukonka poczuła się pod jego spojrzeniem bardzo nieswojo. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć, więc milczała, zarumieniona. — Planujesz z tym związać przyszłość?
— Tak. Po skończeniu siódmego roku jadę do Rumunii, będę się zajmować smokami razem z tatą, a potem wrócę do Anglii i będę pewnie doglądać hodowli zwierząt magicznych przy ministerstwie magii. Możliwe, że będę uczyć tu, w Hogwarcie. Jeszcze nie wiem.
— Jestem pewien, że uda ci się wszystko osiągnąć, bez względu na to, co postanowisz.
— Dziękuję.
— Gabrielle, dasz się zaprosić na ciastka i czekoladę? — zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
— Ale teraz?
— Teraz. Kuchnia jest dla nas zawsze otwarta.
Jako miłośniczka czekolady wahała się tylko przez chwilę.
— Prowadź.

Wieczorne spotkanie prefektów miało się odbyć w pokoju specjalnie dla nich wydzielonym przez dyrektorkę. Rose zresztą sama o to poprosiła na szóstym roku, rozpoczynając tradycję cotygodniowych spotkań sprawozdawczych. Co prawda nie była wówczas jeszcze prefektem naczelnym, jednak była uważana za nieformalną przywódczynię grupki prefektów.
Przyszła do komnaty jako pierwsza. Położyła na okrągłym stole przyniesione ze sobą dokumenty i usiadła przy nim. Miała jeszcze jakieś piętnaście minut, więc nie musiała się aż tak spieszyć, chciała jednak przez chwilę pobyć w samotności.
Jej wzrok powędrował ku jednemu z okien, wychodzącemu na jezioro. Zapadł już zmierzch, więc tafla wody miała atramentowy kolor. Nie zraziło to jednak niektórych uczniów; nawet stąd mogła dostrzec kilka osób błąkających się jeszcze po błoniach. Do ciszy nocnej została jeszcze ponad godzina, więc teoretycznie mogli sobie na to pozwolić.
Rose przyłożyła palce do skroni, rozmasowując je. Ostatnimi czasy wyjątkowo często bolała ją głowa. Nie chciała co chwilę sięgać po zaklęcie uśmierzające ból, więc musiała to znosić. Podejrzewała, że stał za tym stres.
Denerwowała się turniejem bardziej, niż chciała to przyznać. Wyczytała tego dnia we wzroku kuzyna troskę o nią samą. Sama żałowała, że dała się sprowokować Malfoyowi, nie mogła już jednak cofnąć swojej kandydatury. Żeby jednak pokazać mu, że potrafi tańczyć, musiała wygrać cały turniej, co oznaczało publiczne wystąpienia przed czterema szkołami, czyli tysiącem oczu skupionym na tańczących. Już na samą myśl o tym bolała ją głowa.
No i Scorpius Przebrzydły Malfoy miał się też pojawić na spotkaniu prefektów, do czego musiała się psychicznie przygotować. Zazwyczaj milczał, tylko od czasu do czasu rzucając celne spostrzeżenie, więc jego obecność aż tak bardzo jej nie przeszkadzała, teraz jednak działał jej na nerwy bardziej niż zwykle.
Drzwi otworzyły się, po czym do środka wsunął się drugi z prefektów naczelnych — Conrad Wood. Rose całkiem go lubiła. Wiedziała, że należał do Gryffindoru, gdzie zdążył poznać całe młode pokolenie klanu Potterów-Weasleyów. I jak na Gryfona, był całkiem sprytny.
— Cześć, Ros — przywitał ją. — Długo będziemy dzisiaj się organizować?
— Hej. Raczej nie, to zależy, czy ktoś będzie miał coś do powiedzenia. Dzisiaj raczej standardowe rzeczy, przypomnienie o obowiązkach, informacje odnośnie naszej organizacji podczas balu i te sprawy. Przewiduję, że to potrwa koło pół godziny, nie dłużej.
— Fantastycznie.
— Umówiłeś się z kimś?
— Jakbyś zgadła.
Uśmiechnął się promiennie, zdając się nie dostrzegać uniesionych brwi Rose. Jak dla niej Wood wyglądał na zakochanego głąba pod wpływem jednego z tych tanich eliksirów miłosnych.
Nie zdążyła nic więcej dodać, gdyż drzwi otworzyły się po raz kolejny, wpuszczając kilku prefektów — dwójkę z jej własnego domu, jedną dziewczynę ze Slytherinu i trzech Puchonów. Pozostali nadpłynęli kilkoma falami; wraz z ostatnią przybył również Malfoy, lecz Rose udała, że ją to kompletnie nie ruszyło.
— Okej, kochani, rozsiądźcie się! — zawołała, wyczarowując dodatkowe krzesła dla tych, dla których nie starczyło miejsc. — Dzisiaj nie zabiorę wiele waszego cennego czasu. Przede wszystkim witam was ponownie w Hogwarcie! Niektórych z was witam w naszym gronie po raz pierwszy — skinęła głową do grupki siedzących nieco z boku prefektów, którzy dopiero w te wakacje otrzymali odznaki — a niektórych już po raz kolejny. Dla tych, co mnie nie znają, nazywam się Rose Weasley.
— Widzę, że awansowałaś, Weasley! — zawołała Alice, pucułowata Puchonka z siódmego roku.
Rose skwitowała te słowa uśmieszkiem i mówiła dalej:
— Przypominam wszystkim, a tych, co nie wiedzą, informuję, że mamy obowiązek patrolowania korytarzy. Każdej nocy para prefektów musi pełnić dyżur wraz z nauczycielami. Tutaj — zamachała kartką — wpiszcie się na kolejne daty dyżurów na ten miesiąc, musimy to już ustalić i od dzisiaj to ogarniać. Każdy musi mieć przynajmniej jeden dyżur w miesiącu.
Podała kartkę do pierwszego szeregu siedzących przed nią prefektów.
— Przypominam, że mamy prawo odejmowania punktów i dawania szlabanów, ale bez przeginania. My sami także nie jesteśmy niekaralni. Każdego ucznia łamiącego regulamin należy upomnieć i zastosować odpowiednie środki, w razie konieczności wezwać nauczyciela, o tym wiecie. Chyba nie muszę tu nic więcej mówić. — Przez salę przeszedł szmer rozbawienia. — W tym roku, jak wiecie, przybywają do nas reprezentacje innych krajów. Nasza praca będzie o tyle trudniejsza, że może się pojawić sporo zakłóceń porządku, nie wiem też, jak będzie wyglądała sprawa z ciszą nocną i czy będzie ona obowiązywać także przybyszy z innych krajów. Myślę, że pod koniec października otrzymam szczegółowe instrukcje od profesor McGonagall i je wam oczywiście przekażę.
Zobaczyła, że wielu uczniów kiwa głowami na potwierdzenie jej słów. Wszyscy mieli świadomość tego, że łatwo nie będzie.
— W porządku. Czy macie jakieś pytania? Nie ma? Świetnie. Są jakieś sprawy bieżące do obgadania?
— Tak. — Jasnowłosa Martha Syngarian wstała ze swojego miejsca. Była na szóstym roku, należała do Hufflepuffu. — Grupka Ślizgonów z trzeciego roku ostatnimi czasy gnębi innych uczniów. Widziałam, że wylewają wodę na przechodzące uczennice, zostawiają napisy na lustrach w toaletach i rzucają zaklęcia na innych. Wiele razy usiłowałam ich zatrzymać i zgłosić sprawę jakiemuś nauczycielowi, jednak zawsze jakimś cudem się wykręcali. Zaczęli działać pod koniec ubiegłego roku, ale już wtedy byli bezkarni. Teraz się jeszcze bardziej wycwanili.
Rose zmarszczyła brwi, słuchając raportu Marthy. Coś jej się obiło o uszy, że grupka Ślizgonów zaczęła sprawiać kłopoty nauczycielom, jednak nie słyszała szczegółów. Już otwierała usta, żeby poprosić dziewczynę o wymienienie nazwisk urwisów, kiedy odezwał się znajomy głos:
— Zajmę się tym.
Uniosła głowę i napotkała spojrzenie zielonych oczu Malfoya.
— W porządku. Martha poda ci wszystkie nazwiska i niezbędne szczegóły — zadecydowała szybko. — Czy jeszcze coś trzeba omówić? Jeśli nic więcej nie ma do załatwienia, możecie uciekać.
Kiedy drzwi się zamknęły za ostatnią osobą, Rose pomyślała, że bardzo tęskni za spokojem i brakiem odpowiedzialności.


Okej, zapas mi topnieje, a ja nie mogę się przełamać, żeby coś dopisać do piątki. Miotam się między wszystkimi opowiadaniami i trochę się już gubię. Mam jednak nadzieję, że gdy trochę odpocznę, upiję się dobrą muzyką i wreszcie dam radę coś napisać porządnego. Trzymajcie kciuki! A nowy rozdział 7.07. PS Cierpię na brak dobrej muzyki. Jeśli macie coś fajnego i napędzającego Wena, podeślijcie :D PPS Ożywiam fanpejdża fejsowego, będę tam wrzucać ciekawostki dotyczące opowiadań i informacje o nowych rozdziałach, jak ktoś jest zainteresowany, to zapraszam: klik.

11 komentarzy:

  1. Witaj! ;)
    Jak zawsze po przeczytanym rozdziale przyszedł czas na komentarz! :D
    Podobała mi się ostatnia scena, w której Scorpius powiedział, że się nimi zajmie. Nie wiem czemu, ale najbardziej właśnie to mi się spodobało.
    Z niecierpliwością czekam na więcej relacji Rose-Scorpius.
    Pozdrawiam, Arabella

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz naprawdę lekki i przyjemny styl pisania, więc rozdział pochłonęłam w dosłownie chwilę i nadal czuję niedosyt :) Bardzo podobała mi się rozmowa Rose z Albusem, w moich wyobrażeniach zawsze byli sobie bardzo bliscy i tutaj również się nie zawiodłam, jeśli chodzi o tę kwestię.
    Fajnie, że wprowadziłaś wątek Gabrielle, zawsze dodaje to opowiadaniu jakiegoś innego smaku. Zauważyłam jednak mały błąd: krew jednorożców nie jest czerwona, tylko srebrna, więc sierść nie mogła zabarwić się na ten kolor. Jon! Świetne zagranie, zwłaszcza, że jestem wierną fanką GoT i Snowa xD
    Żądam scorose, tu i teraz! Jak dla mnie mogą się już całować :3 Nie no, wiem, że to tak nie działa, ale dostałam jakiejś fazy na ten parring. Masz może do polecenia jakieś ff o nich? Może być nawet po angielsku.
    „(...) Zaczęli działać pod koniec ubiegłego roku, ale już wtedy byli bez karni.” -> powinno być „bezkarni”.
    To tyle ode mnie, życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę zrobiłam takie głupie błędy? XD Idę poprawiać, dziękuję bardzo. <3
      No do ich całowania się jeszcze trochę brakuje... Ale będzie, to mogę obiecać. xD Generalnie chcę, żeby to opowiadanie było dość długie, a jak wyjdzie - zobaczymy.
      Jasne, że mam! Muszę tylko się zastanowić, bo czytałam tego milijony, a nie pamiętam, które były dobre. Odezwij się do mnie na maila, ok? Podeślę coś ;3
      Dziękuję ślicznie, pozdrawiam również :D

      Usuń
  3. Kurczę, cały czas się zastanawiam, kto jest tym tajemniczym wielbicielem Rose... I wciąż mam małą nadzieję, że to Scorpius, ale...z drugiej strony takie rozwiązanie byłoby dosyć proste i opowiadanie by się szybko skończyło. Mam tylko nadzieję, że to nie są jakieś głupie żarty. Jednak gdyby to były żarty Scorpiusa i Rose by to odkryła, to byłoby... hohoho (Współczuję ci, Scorpiusie xD) Wtedy historia by się nie skończyła szybko...xD
    Hugo jest rozbrajający. taki kochany, młodszy urwis :D i to jego przywiązanie do Mary jest urocze ;)
    Albus też jest kochany. szkoda, że nie przyjaźnią się z Rose tak, jak kiedyś, ale dobrze, że cały czas jednak są sobie bliscy.
    Szacun dla Gabrielle. Podziwiam ją za to zajmowanie się zwierzętami. Jon i Gabrielle? Wyczuwam nową parę :D Jabrielle? Jonbrielle? Gabron? Gabriellon? xD
    A, zapomniałbym napisać- Jon jest uroczy (przynajmniej póki co). Ach, spotkanie przy ciasteczkach w kuchni <3
    Tak jak moim poprzedniczkom, spodobała mi się scena, gdy Malfoy bierze na siebie zadanie rozprawienia się z bandą Ślizgonów! Zdziwiłam się, że się tego podjął... Chyba że zamierza coś kręcić... No ale w końcu jest prefektem, ma pewne obowiązki.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny ;)
    ~Arya
    PS Też ostatnio mam fazę na Scorose... Mogłabyś mi również podesłać jakiś godne czytania blogi o tym parringu? Będę wdzięczna! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz do mnie na maila, mam podanego w zakładce "O mnie". ;)

      Usuń
  4. Dobrze, że Rose i Albus mają ze sobą dobry kontakt. Albus jest nawet gotowy do tego, żeby porozmawiać ze Scorpiusem o jego zachowaniu wobec Rose. Ciekawe czy coś by to dało. Chyba by gorzej było.
    Podobał mi się fragment z Jonem i Gabrielle. Nie wiem dlaczego już parę z nich tworzę. Jakoś tak pasują mi do siebie.
    No i ciekawe jak Scorpius poradzi sobie z tymi Ślizgonami.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. W połowie drugiego rozdziału otworzyłam sobie notatnik, żeby nie zapomnieć o niczym o czym co chciałam powiedzieć :D
    Trafiłam tutaj dzisja, z Katalogu Euforia i nie żałuje. Uwielbiam ten parring i od dzisiaj uwielbiam twój styl.
    Może jestem dziwna, ale strasznie mnie rozczuliło, jak Rose przywaliła Scorpiusowi w twarz. W końcu jej matka postąpiła kiedys tak samo z jego ojcem :D
    Ach wybacz mi, przeczytalam w życiu za dużo Dramione, nie mogę przestać myśleć o tamtej dwójce, hahah.
    Strasznie jestem ciekawa kto jest tym tajemniczym wielbicielem. Nie jestem pewna czy chciałabym, żeby to był Scorpius. Może lepiej jakby był o tego kogoś zazdrosny? :P
    No cóż, zobaczymy co tam zaplanowałaś.
    Podoba mi sie relacja Rose i Ala, zwłaszcza, że zanosi się na jej poprawę. Miło, że zaproponował, że pogada z Malfoyem :)
    Zapiszczałam ze szczęścia na wzmianke o Grze o tron - dobrze, że jestem sama w domu :D
    "Scorpius Przebrzydły Malfoy" <3
    Ogólnie jestem zachwycona i czekam na dalszy rozwój sytuacji. Jeśli nie masz nic przeciwko, to dodaję cię do siebie do segmentu polecanych blogów :)
    Ja tez piszę Scorose ^^
    zapraszam na:
    https://rose-to-nie-rosie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne :D
    W niektórych momentach chciało mi się strasznie śmiać. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    Muszę przyznać, że nie czytałam książek, a historię Harry'ego Pottera znam jedynie z filmów. Pierwszą część oglądałam na okrągło jako dziecko, więc to ona zapadła mi najbardziej w pamięć. XD Ale mimo wszystko orientuję się mniej więcej w temacie.
    Byłam naprawdę zaskoczona ff o dzieciach głównych bohaterów. Wszędzie tylko dramione i dramione. Od początku wolałam Harry x Hermiona i bardzo się zawiodłam, jak uczucia bohaterów poszły w przeciwnych kierunkach... Tak w ogóle. Skąd wzięło się dramione? Czy w książkach relacja Hermiony i Draco była bardziej rozwinięta niż w filmach czy po prostu to zwykły wymysł fanów? Sama lubię paringować osoby, które z kolei dla innych nie mają żadnych podstaw do tego, by być razem. Pytam więc z czystej ciekawości. :D
    Masz bardzo dobry styl pisania, który pochłonął mnie w całości. Opowiadania z HP staram się omijać szerokim łukiem ze względu na ich niski poziom (a przynajmniej te, na które trafiłam), jednak zaciekawiłaś mnie swoim oryginalnym pomysłem. Nigdy bym nie pomyślała, że Hogwart będzie brał udział w turnieju tanecznym. Jestem pozytywnie zaskoczona. ;)
    Co do bohaterów: już pokochałam Scorpiusa. Jak dla mnie razem z Rose tworzą kochaną parę, choć do tej pory mieli niewiele wspólnych momentów. Mam nadzieję, że nie będziesz oszczędzać nam słodkich scen, a nawet kłótni, które i tak w ostatecznym efekcie zbliżają do siebie zakochanych ludzi, choć oczywiście nie zawsze. Liczę jednak na szczęśliwe zakończenie. Pęknie mi serce, jeśli planujesz inaczej. ;-;
    Dodaję do obserwowanych. Czytając twoją historię, mam wrażenie, jakby to była książka a nie ff. Chciałabym pisać tak dobrze jak ty, więc muszę się bardzo starać. Życzę dużo weny, bo wiem, że jej brak uziemia człowieka! ♥
    Pozdrawiam,

    Nerinne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, w książkach nie ma nic, co by nawiązywało do dramione, przynajmniej nie przypominam sobie niczego takiego. :D Myślę, że to uwielbienie wynika z tego, że dramione to taki trochę zakazany owoc... No i sama Rowling kiedyś na Twitterze przyznała, że uczucie między nimi mogłoby zaistnieć (podejrzewam, że napisała to tylko po to, żeby zadowolić fanów).
      Ja raczej też unikam opowiadań o niskim poziomie, ale jest trochę takich, które warto przeczytać, bo są po prostu dobrze napisane i wciągają.
      Nie oszczędzę ani słodkich scen, ani kłótni, obiecuję. :D
      Dziękuję bardzo! <3

      Pozdrawiam cieplutko. ;)

      Usuń
  8. Rose i jej cios rządzą! ;D Oni do siebie idealnie pasują, czasem bardziej niż Dramione P)

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje