Rozdział ze specjalną dedykacją dla Nikogo Ważnego
— kochana, wszystkiego najlepszego! :D
Dominique Grimmer wyglądała jak
modelka i poruszała się z niezwykłą gracją. Jak Scorpius zauważył z niejakim
rozbawieniem, oglądało się za nią wielu Ślizgonów — prawdopodobnie ze względu
na to, że w połowie była wilą. Świadczyły o tym niezwykle długie nogi, wydatny
biust, czarująca twarz i niemalże białe włosy, które zarzucała sobie na plecy.
Krótko mówiąc: według męskiej części Hogwartu zaliczała się do czołówki
najpiękniejszych dziewcząt w całym zamku. Zdecydowanie jednak nie była w guście
Scorpiusa — za bardzo rozszczebiotana, roztrzepana i w dodatku niezbyt
inteligentna. Próbowała grać słodką, jednak według Śligzona często robiła z
siebie po prostu pośmiewisko.
Gdy jego pantera zaczęła się
bawić z małą nornicą, w pierwszej chwili pomyślał, że to żart. Okazało się
jednak, że faktycznie ich zwierzątka zostały ze sobą sparowane, a sam Scorpius
ma podczas turnieju tańczyć z Dominique.
Teoretycznie, gdy ktoś na nich
patrzył, mógł pomyśleć, że wyglądali na wprost dla siebie stworzonych. Oboje
byli tak samo bladzi, mieli podobny kolor włosów, w dodatku mieli powodzenie
wśród płci przeciwnych i mieszkali w domu Węża. W rzeczywistości jednak bardzo
się od siebie różnili.
— Scorp, zatańczymy tango? —
zapytała dziewczyna, gdy wchodzili do klasy, zaadaptowanej przez nich jako salę
ćwiczeń.
Spojrzał na nią zaskoczony.
— Zostawmy może to na trzeci etap
— mruknął w odpowiedzi. — Tango jest trudne. Nie damy rady teraz tego
perfekcyjnie opanować.
Nie wspominając o tym, że jego
zdaniem Dominique nie pasowała do tańczenia z nim tanga. To był taniec za
bardzo związany z bliskością, intymnością między dwójką partnerów, a on takowej
więzi ze Ślizgonką nie czuł.
— To co zatańczymy teraz?
— Mamy mało czasu na kombinowanie
z nowymi i trudnymi tańcami. — Podrapał się po karku. — Jive?
— Nie umiem za dobrze.
Najbardziej się chyba nadaję do walca wiedeńskiego i cha-chy. Może za dobrze
pozostałych nie znam, ale te dwa perfecto!
— Świetnie, zawsze to coś. Dobra,
weźmy walc wiedeński. Dawno tego nie tańczyłem, ale przypomnę sobie kroki.
Tylko trzeba odpowiednią muzykę znaleźć.
Dominique przypominała w tańcu
małe dziecko, które trzeba prowadzić za rękę. Pomimo całego swojego
wyszczekania nie czuła się za dobrze, choć teoretycznie powinna pewnie stawiać
kroki. Jak na podstawy jednak nie było źle. Dwa tygodnie ze spokojem wystarczą,
żeby to wszystko doszlifować i dodać jakieś efektowne figury, które im zapewnią
przejście do kolejnego etapu.
Wracali razem do pokoju wspólnego
Slytherinu. Oboje milczeli, zbyt zmęczeni na rozmowę. Wiedzieli, że to dopiero
początek pracy. Przez kolejne dwa tygodnie mieli ćwiczyć do upadłego, żeby
podczas pierwszego etapu nie pomylić się ani razu.
Scorpius zastanawiał się, jak
wiele osób, które nie potrafią tańczyć, zgłosiło się do turnieju. Podejrzewał,
że całkiem sporo i że znajdą się pary, które albo odpadną w przebiegach, albo
pokażą swój brak umiejętności w trakcie pierwszego etapu.
Rozstali się w wejściu. Dominique
pożegnała Scorpiusa bladym uśmiechem i poszła do swojego dormitorium
współdzielonego z dwiema innymi dziewczynami, natomiast Ślizgon ruszył w stronę
zgniłozielonych kanap stojących przed kominkiem. Już z daleka dostrzegł, że jedną
z nich zajął jego bliski przyjaciel, Albus. Właściwie to lepszym określeniem
byłoby to, że chłopak się po prostu położył, kładąc sobie na piersi książkę,
zapewne zbyt zmęczony, by czytać.
— Cześć, Al.
Scorpius opadł z westchnieniem na
fotel obok. Nie marzył o niczym innym, jak o wzięciu gorącego prysznica i
położeniu się spać.
— Hej, Scorp, jak było? — powitał
go Albus, podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Spodziewałem się, że będzie
gorzej. Trafiłem na Dominique Grimmer. Nie tańczy jakoś źle.
— Och. W takim razie w porządku.
Będę trzymał za was kciuki.
— Twoja kuzynka też tam była —
mruknął w zamyśleniu młody Malfoy.
— Która kuzynka? Przypominam, że
trochę ich mam w Hogwarcie.
Albus uśmiechał się rozbawiony,
obserwując uważnie twarz przyjaciela. Wiedział, o kogo mu chodziło, jednak nie
mógł sobie odmówić przyjemności podręczenia Scorpiusa.
— Rose.
— Och.
— Nigdy bym nie podejrzewał, że
się zgłosi do tego turnieju.
— Cóż, niejako ją sprowokowałeś.
— Ja ją sprowokowałem? — Scorpius
uniósł brwi. — Niby kiedy?
Potter w jednej chwili
spoważniał, po czym odpowiedział cicho:
— Podczas śniadania w wielkiej
sali, kiedy cię uderzyła, pamiętasz? To zresztą nie było zbyt miłe, Scorp.
Mogłeś sobie darować te uszczypliwości.
— Nic nie poradzę na to, że w jej
obecności nad tym nie panuję. Poza tym, wiesz, ona nie wygląda na osobę, która
w ogóle potrafi tańczyć, o koordynacji ruchowej nie wspomnę. Serio, wpadła na
mnie na Pokątnej!
— Merlinie, zachowujesz się jak
jakiś szczeniak. Co ona ci zrobiła?
— Całkiem dużo, wyobraź sobie.
— Co na przykład?
— Musi być we wszystkim najlepsza
i usiłuje mnie pokonać. W dodatku irytuje mnie samą swoją obecnością.
— To powód, żeby z niej kpić przy
każdej okazji?
— Oho, czyżbym jej nadepnął na
odcisk, że poleciała do ciebie na skargę? No daj spokój, nie będziesz jej chyba
bronił! Poza tym przypomnę ci, że ona też nie jest święta. Jak na taką drobną
osobę jest niesamowicie wyszczekana, a to ostatnie uderzenie to już w ogóle
bolało.
— Po prostu daj jej spokój —
westchnął Al. — Wtedy nie będzie cię zaczepiać ani tym bardziej nie oberwiesz
po twarzy. Zresztą zasłużyłeś.
— I ty, Merlinie, przeciwko mnie?
Jesteś okrutny.
Scorpius zmrużył oczy, mierząc
się ze spojrzeniem swojego przyjaciela. W jego zielonych oczach dostrzegł
jednak tylko rezygnację.
— Nie obiecuję, że odpuszczę.
Przecież wiesz, jak bardzo lubię drażnić ludzi w swoim otoczeniu. A zwłaszcza
twoją słodką kuzynkę. To nawet zabawne, tym bardziej, że ewidentnie
odziedziczyła charakterek po ojcu.
— Scorp — rzucił Al, a w jego
oczach Scorpius dostrzegł niemy rozkaz: „Zamknij się wreszcie, kretynie”.
— No co, taka prawda.
— Mam ci przypomnieć, jak wiele
ty odziedziczyłeś po swoim ojcu? — Tak,
Al, to jedyne, o czym pragnę. — Zostaw Rose w świętym spokoju i zajmij się
tym turniejem, okej?
— Oczywiście, przecież z nią nie
przegram.
Uśmiechnął się szeroko,
rozkładając ramiona na oparciu. Już nie mógł się doczekać pierwszego etapu,
nawet jeśli z Dominique czekała go zapewne przeprawa. Wszystkiego jednak dało
się nauczyć, ona była w stanie tego dokonać i razem z nim wygrać zawody — i
utrzeć nosa rudej Weasleyównie.
Nic nie mogłoby go napełnić
większą satysfakcją.
Jon czekał w poniedziałek na
Gabrielle pod klasą od transmutacji. Miał wcześniej eliksiry, z których
nauczycielka wypuściła ich wcześniej. Dzięki temu mógł się spotkać z Krukonką
jeszcze przed zajęciami z opieki nad magicznymi stworzeniami, które ich teraz
czekały.
— Hej — rzucił nieśmiało, widząc
dziewczynę. Nie miał całkowitej pewności, czy w ogóle chciała się z nim widzieć,
chociaż ostatnim razem spędzili czas całkiem miło, siedząc w kuchni, jedząc
lody i rozmawiając głównie o nauce oraz zwierzętach.
— Hej.
Uśmiechnęła się do niego jednym
ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, trzymając w objęciach książki. Czuła się
trochę jak mała dziewczynka, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie i nie
wiedziała, jak ma się zachować.
— Idziesz już na błonia, na
zajęcia…? — Jon wskazał za siebie, mając na myśli wyjście z zamku. — Jeśli tak…
— Tak, idę. Możemy się przejść
razem.
Na błoniach zebrała się już
grupka uczniów czekających na lekcję. Gabrielle i Jon dołączyli do nich, wciąż
szeptem wymieniając uwagi. Zaledwie minutę później pojawiła się nauczycielka
opieki nad magicznymi zwierzętami, Hanna Abbott. Gabrielle bardzo ją lubiła i
ceniła za rozległą wiedzę, którą kobieta posiadała, a ponadto za jej miłość do
wszelkich stworzeń, co było widać na zajęciach.
— Dobrze, moi drodzy — przywitała
ich. — Wiem, że macie teraz dużo na głowie ze względu na zbliżające się
egzaminy, więc wyjątkowo nie będę was dzisiaj męczyć, tym bardziej, że wiem, że
umiecie naprawdę dużo, jeśli chodzi o mój przedmiot. Dzisiaj zajmiemy się więc
lżejszą pracą, ale za to wymagającą waszego zaangażowania przez kilka
następnych tygodni. Błyszczotki. Ktoś kojarzy?
— To takie małe pasiaste
zwierzątka, których ślina jest używana do wytwarzania eliksiru uśmierzającego
ból? — odezwała się niziutka, drobna Krukonka, Melissa, za którą Gabrielle
zbytnio nie przepadała z powodu jej piskliwego głosu. Nie mogła jednak
zaprzeczyć, że dziewczyna grzeszyła urodą; musiała mieć w sobie coś z wili.
— Mniej więcej, panno Burke. —
Hanna uśmiechnęła się ciepło, wskazując im tyły chatki Hagrida. — Tam z tyłu
znajdziecie klatki ze zwierzętami. Dobierzcie się w pary i zajmijcie się
błyszczotkami. Wiecie, co robić. Jeśli pojawią się jakieś pytania, przyjdźcie
do mnie.
Jon rzucił Gabrielle pytające
spojrzenie; zrozumiała natychmiast i skinęła głową, zgadzając się na pracowanie
z nim w jednej parze. Wspólnie przeszli na tyły chatki gajowego, gdzie faktycznie
w kilku schludnych rządkach stały klatki z błyszczotkami.
Kiedy Rose zeszła do wielkiej
sali na kolację, nie zauważyła nigdzie Elissy. Za to siedziała tam już
tajemniczo uśmiechnięta Gabrielle. Obie te rzeczy były równie dziwne. Elissa
nigdy nie mogłaby sobie podarować posiłku i zjedzenia kolejnej porcji,
natomiast Gabrielle rzadko kiedy tak po prostu szczerzyła się do swojej miski z
sałatką.
— Wszystko w porządku? —
zagadnęła ją ostrożnie Weaslyeówna.
— Tak, tak. Potem ci opowiem. —
Pomachała niedbale ręką. — W dormitorium. To nie jest dobre miejsce.
Ruda odruchowo niemalże się
rozejrzała dokoła, świetnie wiedząc, z jaką szybkością roznoszą się po
Hogwarcie najróżniejsze plotki. Lepiej nie dawać nikomu do tego żadnych podstaw
i ważne sprawy omawiać na osobności.
— Nie ma sprawy. Widziałaś gdzieś
po drodze Elissę?
— Uhm, nie. Tak właściwie to nie
widziałam jej od rana.
Gabrielle zmarszczyła brwi,
próbując sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziała przyjaciółkę.
— Mam nadzieję, że nie wpakowała
się znowu w nic głupiego… — westchnęła Rose, nakładając sobie porcję sałatki.
— Pewnie po prostu przepadła w
jakiejś klasie z kolejnym chłopakiem. — Blondynka posłała rudej oczko. — Znasz
ją.
— Nie zdziwiłabym się, gdyby to
była prawda.
— Oho. Spójrz. O hipogryfie mowa.
Rose powiodła za wzrokiem
przyjaciółki, również dostrzegając wpadającą do wielkiej sali jak huragan
Elissę. Dziewczyna roztrąciła kilka właśnie wychodzących osób, otrzymując w
zamian złowrogie spojrzenia i kuksańce, po czym wreszcie dobiła do stołu
Ravenclawu.
— Gdzieś ty była? — przywitała ją
Rose.
— Zasiedziałam się w bibliotece.
Przepraszam.
Usiadła tuż obok Rose, zupełnie
się nie przejmując niedowierzającymi spojrzeniami swoich przyjaciółek. Obie
znały ją wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że nigdy jej się nie zdarzało
przesiadywać zbyt długo w bibliotece — już prędzej by tak mogła zrobić Rose. No
chyba że nie była tam sama, lecz z kimś.
— El, znowu złowiłaś jakiegoś Merlinowi
ducha winnego chłopaka?
— Nie, Gabrielle, nie przesadzaj.
— Elissa machnęła beztrosko ręką. — To on sam się do mnie dosiadł, wiesz? Był
naprawdę czarujący. Dżentelmen w każdym calu.
— Który to już w tym roku
szkolnym? — zastanowiła się Rose.
— Szósty, siódmy, jak
podejrzewam. — Gabrielle wgryzła się w kanapkę, więc wypowiedziała te słowa
trochę niewyraźnie. — Bez obrazy, El, ale ty ciągle musisz podrywać jakichś
chłopaków, zupełnie jakby to było jakieś twoje hobby. Nie możesz po prostu
sobie kogoś znaleźć i się z nim związać na dłużej niż na kilka godzin?
Elissa nadąsała się.
— Nie wiem. Żaden mi nie pasuje
na tyle, żebym była w stanie z nim wytrzymać dłużej. Ale z nim będzie inaczej.
Zobaczycie.
— Jak się nazywa nasz
nieszczęśnik i ile mu zapłaciłaś za te tortury? — zakpiła Rose, kątem oka
zauważając charakterystyczną czuprynę swojego kuzyna wchodzącego do wielkiej
sali. On też się spóźnił na kolację.
— Greg Breitz. Jest ze
Slytherinu. Naprawdę przystojny, bardzo go lubię.
— Chyba cię powaliło, kobieto. —
Rose stuknęła się w czoło. — Poczekaj tylko kilka dni i zobaczysz, że cię
rzuci. Albo ty jego.
— Rose, nie masz ani odrobiny
wiary w miłość — obruszyła się Elissa. — To, że ty nigdy nie byłaś z nikim w
związku, nie znaczy, że wszyscy dokoła też mają cierpieć i się z nikim nie
wiązać. Wypraszam sobie.
Ruda westchnęła. W takich
chwilach przyjaciółce zupełnie nie dało się przemówić do rozumu, więc należało
po prostu pozwolić jej robić to, co uważała za słuszne, a potem słuchać jej
płaczu i zbierać do kupy złamane po raz kolejny serce.
— Dostałaś dzisiaj rano jakąś
kartkę od tajemniczego wielbiciela? — zmieniła nagle temat Elissa. Interesowało
ją to znacznie bardziej niż gadanie o kolejnych własnych podbojach.
— Mmm, tak. Jak zwykle.
— Co tym razem napisał?
Gabrielle również wyglądała na
zainteresowaną.
— Że życzy mi miłego dnia. — Rose
wzruszyła ramionami. — I że ma nadzieję, że za bardzo się nie przemęczam na
treningach. Coś w tym stylu.
— Jakie to romantyczne!
— Daj spokój, Eli. Nawet nie
wiesz, co mówisz.
— Dałabym głowę za to, żeby się
dowiedzieć, kto to jest. Naprawdę nie podejrzewasz, kto może ci wysyłać te
wszystkie liściki?
— Nikt mi nie przychodzi do głowy
— przyznała Weasleyówna. — Chyba że to jakiś niesmaczny dowcip mojej rodzinki.
Wydaje mi się jednak, że to trwa zbyt długo, żeby mogli to utrzymać w
konspiracji i się nie wydać. Komu zresztą by się chciało tak długo przesyłać
tajemnicze liściki?
— Nie wiem. Naprawdę nie wiem,
Rosie. Ale to brzmi naprawdę fascynująco. Musimy się dowiedzieć, kto za tym
stoi.
— Nie wiem, czy chcę wiedzieć.
Myślę zresztą, że w odpowiednim czasie sam się ujawni.
Elissa zmierzyła przyjaciółkę
niezadowolonym spojrzeniem.
— I zamierzasz czekać z
założonymi rękoma?
— A mam inny wybór?
— Możesz spróbować się
dowiedzieć, kto to taki!
— Chyba jednak wolę poczekać, aż
sam się ujawni.
Rose oparła podbródek na dłoni i
wpatrzyła się w nieokreślony punkt przed sobą. Pomyślała, że gdzieś w tej sali
zapewne znajduje się tajemniczy wielbiciel, jedząc kolację i być może od czasu
do czasu zerkając na nią samą, a ona nawet sobie nie zdawała sprawy z tego, kim
był. Nie była przyzwyczajona do takiej adoracji, więc czuła się z tą
świadomością trochę dziwnie.
Ćwiczenie tańca z Brianem nie
było wbrew pozorom złe. Owszem, chłopakowi wiele brakowało do idealnego
partnera, jednak uczył się dosyć szybko i Rose szybko polubiła rozmowy z nim.
Miał sporą wiedzę zwłaszcza na temat eliksirów, więc szybko znaleźli wspólne
tematy — znacznie umilało to codzienną mordęgę.
Czas uciekał, a oni nadal nie
mieli perfekcyjnie opanowanego tańca. Rose bardzo irytowało, ale starała się po
sobie nie okazywać niezadowolenia, lecz starać się sto razy bardziej.
— Mógłbyś się trochę bardziej
przyłożyć — mruknęła wreszcie, widząc, jak niedbale Brian wykonuje kolejne
kroki. — Wiem, że już jesteś zmęczony i masz dosyć, ale jeżeli nie dasz z siebie
wszystkiego teraz, to nigdy się nie nauczysz.
— Rose, dlaczego nie zatańczymy
czegoś normalnego?
Przerwał ćwiczenia, żeby chwycić
butelkę wody, którą mugolskim sposobem sprowadził do sali.
— Co rozumiesz przez coś
normalnego?
— Nie wiem. Jakiś czarodziejski
taniec?
— Przecież wiesz, że to nie jest
łatwe. Trzeba najpierw do perfekcji opanować zwykłe tańce, żeby potem móc się
za to zabrać. To inny poziom, wyższa szkoła jazdy. Wiesz w ogóle, na czym to
polega?
— Nie za bardzo — przyznał
szczerze, siadając po turecku na podłodze i patrząc na nią niewinnie. Na jego
ustach igrał uśmieszek.
— Jakby to wytłumaczyć… To jest
takie niesamowite zgranie się z partnerem, że magia zaczyna się wokół was
unosić. Nie umiem tego nawet opisać, to trzeba zobaczyć. — Rose pomachała
nogami w powietrzu. Siedziała na blacie wyczarowanego naprędce stołu. — Nie
mamy na to czasu, tym bardziej, że nawet ze zwykłym tańcem jeszcze mamy
problemy.
Brian skrzywił się, lecz
ostatecznie skinął głową, zgadzając się ze słowami Rudej. Zabolało to jego
męską dumę, więc postanowił sobie, że zrobi wszystko, żeby przejść do kolejnego
etapu i nie zawieść ani Rose, ani siebie, choć już bolały go nogi i miał dosyć.
Gdy następnego dnia dotarła do
holu przed drzwiami wejściowymi, Conrad Wood już tam na nią czekał. Mieli tego
dnia wspólny patrol. Często ze sobą współpracowali, więc przyzwyczaili się do
swojego towarzystwa. Zresztą byli też prefektami naczelnymi, więc musieli ze
sobą rozmawiać i wspólnie koordynować zadania pozostałych prefektów.
— Hej, Wood — przywitała go Rose
wesoło. — Jak leci?
— Spóźniłaś się, moja droga. Ale
leci całkiem dobrze, dziękuję, że pytasz.
Mrugnął do niej, wyciągając ręce
z kieszeni. Wyglądał teraz trochę jak jeden z tych zagubionych chłopców o
szczenięcych uśmiechach.
— Przepraszam najmocniej,
zatrzymała mnie banda Gryfonów urządzająca sobie bitwę na schodach prowadzących
na trzecie piętro. To co, ruszamy? — zaproponowała, wskazując kciukiem za
siebie.
— Jak najbardziej. Rozdzielamy
się czy…?
— Na razie nie. Chciałam z tobą
pogadać o jednej rzeczy.
— Jak sobie życzysz, madame.
W milczeniu przeszli na drugie
piętro, które tego dnia należało do nich. Było już dwadzieścia minut po ciszy
nocnej, więc starali się poruszać w miarę bezszelestnie. Dopiero po paru
minutach Rose odezwała się:
— Orientujesz się może, czy
Malfoy zajął się tymi swoimi Ślizgonami, którzy gnębili innych uczniów? Wiesz, chodzi mi o ten raport
Marthy Sangarian z ostatniego zebrania prefektów.
— Mmm, tak, pamiętam. — Chłopak
przytaknął. Nie wyglądał na zdziwionego jej pytaniem. — Naprawdę o tym nie
słyszałaś?
— O czym?
Rose zmarszczyła brwi; nie lubiła
czegoś nie wiedzieć.
— Malfoy ich nakrył dzisiaj rano
na tym, jak dręczą Merlinowi ducha winną Puchonkę. Nie muszę chyba mówić, że
się wściekł? No cóż, byłem przekonany, że tę awanturę słyszano w całym zamku. —
Nie krył rozbawienia; Ruda też musiała się uśmiechnąć. — W każdym razie
potraktował ich solidnymi upiorogackami, choć to mało, hm… profesjonalne, że
tak powiem. Dostali też u niego szlaban, o utracie punktów już nie wspomnę. Myślę,
że dał im solidną nauczkę, a ten szlaban zapamiętają do końca życia.
— Nie powinno mnie to bawić, ale
jednak bawi — przyznała dziewczyna, wstępując na kolejne schody. Zmierzali już
powoli na trzecie piętro. — Nie lubię takich gnojków dręczących słabszych.
— Wiem, Rose, wiem. Myślę jednak,
że tamta czwórka przestanie sprawiać jakiekolwiek problemy.
— Czy to oznacza, że będziemy
mieć dług wdzięczności u Scorpiusa Malfoya?
— Daj spokój — żachnął się Wood.
— To tylko oznacza, że wykonał należycie swoje obowiązki prefekta. Nawet jeśli
trochę przekroczył swoje kompetencje, bo upiorogacki to już mógł sobie
podarować.
— Chyba masz rację.
Po raz kolejny zapadła cisza,
kiedy szli ciemnym korytarzem. Rose trzymała w dłoni różdżkę zapaloną zaklęciem
i skupiała się całkowicie na zadaniu, dlatego od razu wychwyciła dźwięki
zakłócające ciszę.
— A jak na tur…
Uciszyła Conrada jednym gestem,
przystając i próbując zlokalizować dźwięk. Dochodził zza najbliższych drzwi
prowadzących do jednej z rzadziej używanych klas. Rose zdecydowanie nacisnęła
klamkę, po czym wkroczyła do środka, a za nią nieco zdezorientowany Wood.
Wcale się nie zdziwiła, kiedy
zobaczyła przyklejoną do siebie parę, namiętnie się całującą na jednej z ławek;
oboje zdążyli już zrzucić z siebie część ubrań. Nie kojarzyła żadnej z tych
osób, ale oni znali ją aż za dobrze. Odskoczyli od siebie przerażeni, on aż się
potknął o krzesło i przewrócił. Musieli być najwyżej z trzeciego roku,
strzelała, że z Gryffindoru.
— Co tutaj robicie po ciszy
nocnej? — spytała Rose, unosząc brew. — Grzeczni uczniowie powinni już dawno
leżeć w łóżkach.
— Uch… Nic, ja… My tylko… —
zaczął się tłumaczyć nieporadnie chłopak, a Ruda nagle poczuła zmęczenie.
Przejechała dłońmi po twarzy.
— Wybraliście sobie złą porę i
złe miejsce na zabawy. — Pochyliła się w stronę Conrada, dodając szeptem: — Oni
są od ciebie?
— Tak.
— Świetnie. Gryffindor traci
dziesięć punktów od każdego z was. Nie dam wam szlabanu, ale zmykajcie prosto
do dormitorium i nawet nie próbujcie się po drodze zatrzymywać. Wierzcie mi,
dowiem się, jeśli to zrobicie.
Pogroziła im palcem, a oni
wybiegli jak oparzeni, wyraźnie wystraszeni.
— Nienawidzę takich sytuacji —
skomentowała Rose.
Okej, oficjalnie wróciłam i zamieniłam się w jeden kłębek zgonu. Na wyjeździe napisałam aż jeden cały rozdział. Chyba cały, bo wszystko znalazło się w zeszycie i jeszcze nie wiem, jak to objętościowo wyjdzie. W każdym razie z zapasem cienko, ale załóżmy, że kolejny rozdział za te dwa tygodnie, 4.08. I wtedy chyba znowu zrobię przerwę, jeszcze zobaczymy. Pozdrówki, tradycyjnie zapraszam na fanpejdża, znajdziecie tam różne bzdury na temat opowiadań i powiadomienia o nowych rozdziałach. :>
Cześć! To znowu ja!
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz piszę kolejny komentarz w tak krótkim odstępie czasu od poprzedniego :D
O, jak dobrze, że Dominique nie pociąga Scorpiusa. Chociaż gdyby mu się podobała, to historia nabrałaby jeszcze większego smaczku, gdyż byłaby przeszkodą dla Scorose :D
Cieszę się również, że nie tańczą tego tango. W tym widzę wyłącznie Malfoya z Weasley!
Wiem, że ciągle ich próbuję skumać ze sobą, ale nic na to nie poradzę, to jeden z moich ulubionych shipów xD
Już się nie mogę doczekać, kiedy Scorpius zobaczy jak tańczy Rose. Będzie chłopak zaskoczony :D Ale by było, jakby Rose utarła mu nosa.
Ciekawi mnie, jaka będzie reakcja Weasley na to, że Malfoy tańczy z Grimmer. Będzie miała jeszcze większą chęć wygranej, prawda?
Jonbrielle idzie w najlepszym kierunku <3
Widzę, że Elissa nie próżnuje...xD Życzę jej stałego związku z tym Ślizgonem. Czyżby miały być jakieś burzliwe perypetie pomiędzy nimi?
Ha, już prawie zapomniałam o tym wielbicielu. Kto to może być... Teraz mi się tak nasunęło-może Brian? Szczerze, byłabym zawiedziona, ale to chyba w każdym przypadku, nie licząc Scorpiusa :D Nie mogę się doczekać poznania jego tożsamości.
Chyba że to jakieś żarty. Mam nadzieję, że nie. Komu by się chciało tak długo to ciągnąć?
Mam pytanie: Jaki jest teraz czas w opowiadaniu? Straciłam rachubę. :/
Dobrze, że zaczęła się dogadywać z Brianem. Niech się chłop weźmie do roboty, inaczej nogi Sama-Wiesz-Skąd powyrywam!!! xD
Świat oszalał. Rose Weasley nie wie o wyczynie Scorpiusa Malfoya Coś niezwykłego!
Rozwaliła mnie scena z obściskującymi się trzecioklasistami :D xD
I jeszcze te słowa:"ale oni znali ją aż za dobrze" :D
Szkoda, że rozdział nie był dłuższy:((( (Co nie zmienia faktu, że jak zwykle ciekawy :))
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
~Arya ;)
Kurczę, Arya, naprawdę wielbię twoje komentarze, czytam je z niesamowitym uśmiechem na ustach. :D
UsuńJeśli chodzi o czas, to dokładnie ci teraz nie powiem, bo sama musiałabym to skalkulować, ale to jest mniej więcej połowa września, bo I etap turnieju ma się odbyć 24.09. Jeszcze na wszelki wypadek to sprawdzę, bo mogłam przegiąć i się sama gdzieś zamotać. XD
No i wiesz, Rose jest bardzo znana w Hogwarcie, bo to przecież pani prefekt naczelna :D
I tak piszę te rozdziały dłuższe niż na jakimkolwiek innym blogu, staram się bardzo! Ale wiem, że to potrafi być uciążliwe, zwłaszcza gdy się czeka na nowy rozdział. :D
Pozdrówki, dziękuję ślicznie <3
Ale mi poprawiłaś humor tą odpowiedzią! Nie sądziłam, że moje komentarze są takie...ciekawe :D
UsuńDzięki za odpowiedź dotyczącą czasu :) Do pytania sprowokowała mnie wzmianka o egzaminach i zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę czas tak szybko ucieka, czy to po prostu jakieś zwykłe egzaminy. Pozostawała jeszcze możliwość, że jestem taka tępa, że nie zauważyłam upływającego czasu, ale starałam się ją odrzucić daleko od siebie xD
Pozdrawiam!
~Arya :)
Cieszę się, że poprawiłam ci humor, bo ty też mi poprawiłaś swoim poprzednim komentarzem! :D
UsuńAaa, o te egzaminy chodziło! To dlatego, że oni wszyscy są na siódmym roku, więc podejrzewam, że nauczyciele już od początku roku ich gnębią bardziej niż zwykle, sama zresztą wiesz, jak czas szybko leci - niby zostaje rok, a jednak to szybciej mija :D
Pozdrówki :3
Cześć! Przede wszystkim dziękuję za dedykację i życzenia urodzinowe. To takie miłe i aż mi się ciepło na serduchu zrobiło. Wspaniały prezent <3
OdpowiedzUsuńChyba polubiłam Dominique. Może i jest przedstawiona w nieco negatywnym świetle, ale nie zadziera nosa, nie narzuca się i sprawia wrażenie sympatycznej. Będę kibicować jej i Scorpiusowi na turnieju. :)
To że Albus troszczy się o Rose też bardzo mi się podoba. Porządny z niego kuzyn.
Jon i Gabrielle są uroczy, polubiłam ten duet. Mam tylko nadzieję, że naprawdę pracowali, a nie tylko udawali, że to robili. :D
Oj, gdyby okazało się, że liściki to tylko żart, nie chciałabym być w skórze dowcipnisiów. Jeśli Rose naprawdę przypomina Rona (a coś w tym jest, nie da się ukryć), to jej zemsta mogłaby być bolesna. Chwilami jej współczuję, mieć w rodzinie tyle rudzielców, to musi być okropne.
Ach, jak ci Gryfoni szaleją. Żeby w tak młodym wieku zrywać już z siebie ubrania... ;)
Uwielbiam tego bloga. Piszesz tak naturalnie i lekko, że czytanie to sama przyjemność. Jeszcze raz dziękuję Ci za życzenia i pozdrawiam!
Nie ma problemu, cieszę się, że ty się cieszysz. <3
UsuńJa z kolei Dominique nie lubię, jest dziewczyną zupełnie nie w moim stylu, więc tym bardziej dziwne, że wydaje się sympatyczna! Ale skoro tak, to może nawet lepiej, haha :D
Nie no, oboje są dosyć pracowici i wiedzą, kiedy mają się uczyć, a kiedy nie, więc raczej będą się przykładać, a wszelkie inne sprawy po zajęciach :D
I się trochę powtórzę, ale nic nie raduje mojego serducha tak jak informacje, że się dobrze czyta - gdybyście mieli z Tańcem ciężką przeprawę, to chyba bym się załamała XD
Pozdrawiam serdecznie ;3
Jak fajnie, że już wróciłaś :) Przyznam ci się, że przeczytałam rozdział jakoś 20 minut po tym jak go dodałaś, ale niestety dopiero teraz sie zabieram za komentowanie :D Z nadzieję, że zostanie mi to przebaczone, przechodzę do rzeczy :D
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko jedno, bo chyba dotąd o tym nie wspominałam - śliczna jest ta rudzinka z szablonu, naprawdę fajny wybór ^^
Bardzo się ucieszyłam, że Dominique nie pociąga Scorpiusa :D Jestem pewna, że gołąbeczki będą miały na swojej drodze dość przeszkód, nie potrzebujemy dodatkowych xd
I fajnie, że nie będą tańczyć tanga, w końcu tango kojarzy sie właśnie z namiętnością i intymnością, lepiej to zostawić na specjalną okazje :)
"Dominique przypominała w tańcu małe dziecko, które trzeba prowadzić za rękę. Pomimo całego swojego wyszczekania nie czuła się za dobrze, choć teoretycznie powinna pewnie stawiać kroki" - przy tym fragmencie i kilku innych sugestiach i drobnostkach, nie wyrażonych wprost (np jak Rosie mówiła o czarodziejskim tańcu), pomyślałam sobie, ze bardzo swobodnie poruszasz się po tym całym tanecznym temacie. To się chwali :D Może tańczysz prywatnie i stąd to wynika? W każdym razie, chętnie poczytam więcej takich fragmentów :D
Miło, ze Albus broni Rose, zawsze lubiłam ich więź w fanfikach.
"Oczywiście, przecież z nią nie przegram." - widze, że rywalizacja się zaostrza i emocje rosną :D Nie mogę sie juz doczekać tego pierwszego etapu. Twój Scorpius jest super, ale ja jednak będę kibicować Rose :D Przydałoby sie utrzeć mu ten wredny, ślizgoński nochal.
Wątek Gabrielle i Jona też jest bardzo sympatyczny i uroczy ;) I widzę, że Elissa też bedzie fajną postacią, życzę jej szczęścia z tym ślzgonem :D Koleżanki Rose zaczynaja nabierać wyraźniejszych rys charakteru, a ty pokazujesz to zgrabnie i subtelnie.
Jeśli te liściki od wielbiciela to jakiś żart, to na miejscu Rose bym żartownisia zabiła :D
Mam tylko jedną malutką sugestię. Ale nie bierz tego z byt poważnie, bo możliwe, że na taką uwagę jeszcze za wcześnie, w końcu to dopiero 5 rozdział. Chodzi mi o to, że wspominasz, że Rose ma charakter po Ronie, ale za bardzo tego nie widać w tym co mówi lub robi. Ale pewnie to rozwiniesz w kolejnych cześciach, wiec tak tylko wspominam, "na wszelki wypadek" :D
Nie wyrobiłam sobie jeszcze opinii o Brianie, zobaczymy co nam pokaże. Na razie cieszę sie, że Rose nie musi się z nim za bardzo użerać ;p
Na koniec wspomnę, że podobało mi sie zachowanie Scorpiusa wobec tych ślizgonów, spodziewałabym sie raczej, że taki Książę Slytherinu do nich dołączy :D
Ogólnie rozdział bardzo udany i podsyca ochotę na następny :D Będę czekać (nie)cierpliwie xd
Weny życzę i pozdrawiam ;*
Oczywiście, że zostanie wybaczone, na takie komentarze to ja mogę czekać :D
UsuńDzięki, choć akurat wczoraj zaczęłam myśleć o zmianie szablonu :D
Ale hej, przecież dodatkowe przeszkody są fajne, dodają pikanterii i w ogóle! No dobra, nie zawsze, ale jeszcze coś wymyślę, spokojnie xD
Akurat nie, nie tańczę prywatnie. Umiem zatańczyć tylko poloneza i cha-chę, nic więcej, jedynie latami oglądałam "Taniec z gwiazdami" i kilka filmów tanecznych do tego. :D A takich fragmencików będzie więcej, spokojnie, w końcu wszystko na tańcu się zaczęło i na tańcu skończy :D
Utarcia nosa Scorpowi nie skomentuję, tylko zostawię znaczący uśmieszek :D
Co do charakteru po Ronie, dziękuję za sugestię, wezmę to na pewno pod uwagę i postaram się to bardziej uwypuklić, bo może rzeczywiście za mało tego jest. ^^
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam również <3
Oww, cóż za piękny szablonik, od razu przykuł moją uwagę. Nie wiem jak Ty tworzysz takie cudeńka, ja próbowałam i zakończyło się fiaskiem. Grafika to chyba nie moja działka. xD
OdpowiedzUsuńOstatnio nie skomentowałam, bo cierpię na brak czasu, więc wybacz. W każdym razie oba rozdziały mi się podobały. A tutaj mamy jeszcze narrację Scorpiusa. <3 Jestem w niebie.
A tango to mógłby zatańczyć z Rose, tak w gwoli ścisłości!
Czekam na rozwój akcji!
Oj tam oj tam, trzeba po prostu mieć wizję, a potem wystarczy dobrać do tego kody :D
Usuń<3
Świetny rozdział :D Bardzo mi sie podoba twój pomysł na to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
I życzę
Duuuuuużo weny ;)
Dziękuję! :D
UsuńPrzeczytałam resztę rozdziałów i powiem Ci, że masz talent ;) Czekam na ciąg dalszy! Ps. masz przecudowny wygląd bloga!
OdpowiedzUsuńDzięki, cieszę się, że się podoba. :D
UsuńCześć! ;)
OdpowiedzUsuńW końcu udało mi się znaleźć czas i przeczytać rozdział.
Zacznę od tego, że nowy szablon jest cudowny :D
Piękne zdjęcie no i kolory ;) Cudny.
Rozdział bardzo dobry. Mam nadzieję, że Rose przejdzie do kolejnego etapu oraz, że jakimś cudem będzie musiała tańczyć ze Scorpem ;)
Wybacz, że tak krótko, ale padam z nóg ;)
Do usłyszenia ;]
Chyba zacznę się powtarzać, ale cieszę się, że szablon się podoba. :D
UsuńWszystko się jeszcze okaże, wszystko się może zdarzyć, jak to mawiają. :D
W takim razie miłego odpoczynku!
Pozdrówki :D
Coś Ty się tak tych wil uczepiła? :D
OdpowiedzUsuńJest super. :D Nie wiem, co napisać dalej. ;-;
Trzymam kciuki za Rose! I wciąż mam nadzieję, że oni ze sobą zatańczą najlepiej tango albo salsę Xdd
OdpowiedzUsuń