czwartek, 3 listopada 2016

12. Noce w ogniu

Październikowe dni płynęły leniwie, choć były wypełnione nauką, pracą i treningami. Rose wpadła w wir zajęć, ledwo znajdując czas na odpoczynek. Zresztą jej przyjaciółki również miały wiele roboty, więc często przesiadywały we trzy w bibliotece aż do wieczora, dopóki bibliotekarka ich nie przegoniła. Czasami towarzyszył im Albus, czasami Jon, rzadziej Greg. Pomiędzy tym ostatnim a Elissą powstała zresztą dziwna więź, której Ruda nie rozumiała — wiedziała jednak, że ma to jakiś związek z księgami dotyczącymi czarnej magii, zaklęć i uroków, które dziewczyna zawzięcie przeglądała.
W połowie miesiąca Ellie nie wytrzymała i wygadała się przyjaciółkom, prosząc, by zachowały sprawę w sekrecie.
Z początku obie się przeraziły, nawet Rose, która wiedziała o zniknięciu Grega; obiecały jednak swoją pomoc w poszukiwaniach przeciwzaklęcia — jak dotąd bezowocnych. Dlatego miały jeszcze więcej pracy niż zwykle.
— A jeżeli źle szukamy? — odezwała się nagle Elissa kilka dni po wyznaniu im wszystkiego. Podniosła głowę znad czytanej księgi i potoczyła wzrokiem po przyjaciółkach, nieco jeszcze oszołomiona przez niedawny pobyt w świecie liter.
— Hm? — mruknęła Rose. Odłożyła pióro, mając dosyć pisanego wypracowania, i przeciągnęła się na krześle niczym kot.
— A jeżeli szukamy złej rzeczy? — doprecyzowała z zadumą brunetka. — Może tu wcale nie chodzi o przeciwzaklęcie, tylko o antidotum.
— To jest całkiem możliwe. Pamiętacie, co Nicks powiedział we wrześniu podczas pierwszych zajęć na obronie z klątw? — przypomniała trzeźwo Gabrielle. — Klątwy materialne zostawiają ślad…
— W książkach jest tylko o niematerialnych… — Elissa zatrzasnęła wolumin. — To na nic.
— Czekaj… Chyba rozumiem, o co chodzi… Ale przecież robiliśmy antidotum tylko przeciwko klątwie parzącej. Możemy jednak sprawdzić, czy w dziełach poświęconych eliksirom coś będzie.
— Rosie, a dzika zagajewka?
Ekscytacja słyszalna w głosie Gabrielle udzieliła się również jej przyjaciółkom.
— Co?
— Antidotum na skomplikowane sploty powstałe w wyniku działania klątw. Wywar z dzikiej zagajewki. Albus o tym mówił, pamiętam. Wydawało mi się to ciekawe, więc zapisałam na pergaminie.
— Nie wiemy, czy to w ogóle zadziała… — stwierdziła ostrożnie Rose. — To tylko teoria, poza tym eliksir jest trudny do zrobienia. Powiedziałabym, że koszmarnie trudny. Nie słyszałam o nim zbyt wiele, ale samą zagajewkę trudno zdobyć. Chyba tylko nielegalnymi sposobami.
— Możemy przynajmniej spróbować… Poczekajcie tu.
Elissa zerwała się z miejsca i pobiegła w drugi koniec biblioteki, gdzie stały księgi dotyczące eliksirów. Szybko znalazła pasującą pozycję, sprawdziła w spisie treści, czy jest coś o dzikiej zagajewce, po czym usatysfakcjonowana wróciła do zajmowanego przez przyjaciółki stolika.
— „Niebezpieczne wywary i jak je przyrządzać” — przeczytała Rose zaglądająca brunetce przez ramię. — Słodki Merlinie, co to za tytuł! Powinni trzymać tę księgę w Dziale Ksiąg Zakazanych, a nie tutaj, gdzie jakiś pierwszoroczniak może ją zabrać…
— Czepiasz się. Tytuł jest nieistotny, ważne, że znajdziemy tutaj to, czego szukamy. Eliksir z mątwy, balsam katastrofy, eliksir parzący… Zagajewka… Mam. Stopień trudności: piąty. Merlinie, aż tak?
— Ile jest stopni?
— Pięć — odpowiedziała Rose, zanim Elissa zdążyła się odezwać. — Na zajęciach z eliksirów na siódmym roku dochodzimy może do czwartego…? W każdym razie przeciętnie kończy się na trzecim, jeżeli ktoś nie ma zamiaru zdawać z tego egzaminu w siódmej klasie.
— No dobra, to nie brzmi zachęcająco, ale poczytajmy dalej… Wykaz składników…
Gabrielle siedziała zbyt daleko, żeby móc zajrzeć na stronę, więc spytała:
— Czego potrzeba do tego eliksiru?
— Konwalie, sok z róży, jad węża, włos jednorożca, zagajewka, piołun, miód i mięta. Brzmi skomplikowanie.
— Przygotowanie jest gorsze — uświadomiła jej Ruda, wskazując odpowiedni fragment na stronie. — Patrz.
— Czemu?
— Jest trzyetapowe… — przeczytała brunetka. — Trzeba to wszystko robić w odpowiednim czasie i kolejności, ale tak jest przecież ze wszystkimi eliksirami, jakie robimy na zajęciach. Tylko tutaj jest to rozciągnięte bardziej w czasie.
— Ile czasu by zajął cały proces, Ellie?
— Cztery miesiące — policzyła szybko. — Skończyłybyśmy w lutym, zakładając, że teraz byśmy się wzięły do pracy. Jak dobrze pójdzie… Bo nie wiem, ile czasu zajmie nam zebranie wszystkich składników.
Rose wróciła na swoje krzesło, rozważając za i przeciw. Miała duże wątpliwości co do angażowania się w ten projekt — i, wnosząc po wyrazie twarzy Gabrielle, ona również. Już nawet nie chodziło o trudności w przygotowaniu eliksiru, lecz o to, czy gra była warta świeczi i czy miało to jakiekolwiek szanse powodzenia.
— Nie mamy gwarancji, że to cokolwiek da — powiedziała wreszcie. — Nie wiemy, czy antidotum w ogóle zadziała.
— A masz lepszy pomysł? Ten eliksir to wszystko, co wymyślimy w tak krótkim czasie. Ta klątwa zabiera Gregowi życie, nie mogę po prostu siedzieć bezczynnie i czekać, aż tatuaż sam się zmyje.
— Mogłybyśmy to obgadać z profesor McGonagall albo Shearwood…
— I co byśmy jej powiedziały, Gab? „Pani profesor, bo mój chłopak ma na ramieniu czarnomagiczną klątwę, a ja chcę mu pomóc i uwarzyć niezbyt legalny eliksir, ale zastanawiam się, czy to dobry pomysł”? Już to widzę…
— One w ogóle wiedzą, jaka jest sytuacja?
— Tak, Rosie, McGonagall wie, podobnie jak Shearwood i Nicks. Pracują nad rozwiązaniem… Podobno.
— Nie możesz poczekać, aż coś wymyślą?
— Mam siedzieć z założonymi rękoma i czekać na cud? — Elissa potrząsnęła głową. — Nie mam zamiaru. Chcę mu pomóc, konsekwencje się dla mnie nie liczą. Zrobię to, choćby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu.
— Wpadniesz w tarapaty, jeśli któryś z nauczycieli się o tym dowie — przypomniała jej Gabrielle, choć już wiedziała, że nie przekona przyjaciółki. Mimo wszystko jednak próbowała jeszcze przemówić jej do rozsądku, tym bardziej, że sama zdecydowanie bała się warzenia niebezpiecznych mikstur. Wolała pracę nad zwierzętami, podczas której nikomu nie groziło wybuchnięcie z powodu źle ustawionej temperatury płomieni pod kociołkiem.
— Nie obchodzi mnie to.
Tym słowom towarzyszyło po raz kolejny wzruszenie ramion.
— Zachowujesz się jak Gryfonka, Elie.
— Może powinnam zmienić dom?
Żadna z nich nie odpowiedziała, pogrążona we własnych niewesołych rozmyślaniach, więc Elissa odezwała się ponownie:
— Pomożecie mi? Nie musicie, jeśli nie chcecie albo się boicie. Zrobię to sama, choć pomoc by mi się przydała…
— Masz rację, przyda ci się wsparcie — ucięła zdecydowanie Ruda. — Nie zostawimy cię z tym samej. Jeśli mamy wylecieć z Hogwartu, to wszystkie. Poza tym ktoś musi trzymać rękę na pulsie i sprawdzać na bieżąco, czy wszystko się zgadza.
Rose wiedziała, że ściągają na siebie niemałe kłopoty, lecz gryfońska lojalność odziedziczona po rodzicach zdecydowanie zwyciężyła. Zresztą po chwili wahania Gabrielle również skinęła głową, wyrażając zgodę na udział w planie.
— No dobrze, w takim razie nie marnujmy czasu i bierzmy się do roboty. Musimy zacząć od przygotowania składników i bazy do eliksiru… Zajmie nam to około dwóch tygodni — wyczytała Elissa z książki, w której ponownie się zanurzyła. Odczuwała dużą ulgę, że nie musiała się z tym męczyć sama.
— Konwalie, piołun i miętę można na pewno wziąć po prostu ze szklarni w czasie zajęć albo po nich, profesor Longbottom raczej nie zauważy braku pojedynczych roślin. — Rose wyciągnęła notatnik, otworzyła go na czystej kartce i zaczęła szybko notować. — Gorzej, że piołun musimy suszyć przez tydzień… Ale dobrze, poradzimy sobie, będziemy go zresztą potrzebować dopiero w listopadzie. Jad węża znajdzie się u madame Shearwood, jak przypuszczam. Miód można wziąć z kuchni, a zagajewkę to tylko w Zakazanym Lesie znajdziemy…
— Gab, dałabyś radę załatwić włos jednorożca?
Dziewczyna skrzywiła się nieco, ale mruknęła:
— Postaram się.
— Okej, to teraz tak naprawdę będziemy potrzebowały tylko soku z róży i konwalii do utworzenia bazy — podsumowała Elissa. — Konwalie na pewno są w szklarni, widziałam je nawet ostatnio, więc mogę się tym zająć. Ale róże? Nigdy nie widziałam, żeby profesor Longbottom je hodował, a McGonagall raczej nie ma ogródka z różami…
Nie było dla nikogo tajemnicą, że dyrektorka miała słabość do tych kwiatów; w jej gabinecie zawsze stały w kilku wazonach, bez względu na porę roku. Prawdopodobnie je zaczarowała, żeby zawsze kwitły.
— Właściwie to ma. Jakich róż potrzebujemy?
— Zaraz ci powiem, Rosie…
Zdumiona Elissa ponownie zajrzała do leżącej przed nią księgi i przejechała wzrokiem przez listę składników.
— Mmm.
— Dobra, mam. Czerwone. Napisali, że pięć pąków wystarczy do uzyskania wymaganej ilości soku.
— Da się zrobić. — Rose zamyśliła się na chwilę. — W południowym skrzydle jest pawilon różany, założony właśnie przez profesor McGonagall. Zabranie stamtąd paru róż to nie problem.
Elissa i Gabrielle wymieniły zdziwione spojrzenia — żadna z nich nie słyszała o tym miejscu, choć, oczywiście, wiedziały o pasji dyrektorki.
— Już myślałam, że to jedno z tych tajemnych pomieszczeń znanych tylko Huncwotom… — stwierdziła z uśmiechem blondynka.
— Właściwie to nie. Pawilon za ich czasów jeszcze nie istniał. Wybudowali go dopiero po ostatniej bitwie o Hogwart, prawdopodobnie na prośbę McGonagall. Nie jest łatwo się tam dostać, bo to w końcu oczko w jej głowie. Drzwi otwierają się tylko podczas pełni i dodatkowo trzeba mieć do nich klucz.
— Masz go?
— Oczywiście.

Zaraz po wyjściu z biblioteki Rose popędziła w stronę sali treningowej, wiedząc, że już i tak jest spóźniona na spotkanie z Brianem. Podczas planowania zdobycia składników do eliksiru zupełnie straciła poczucie czasu i ocknęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała bicie bibliotecznego zegara — wskazywał siódmą.
— Przepraszam za spóźnienie — wydyszała, zamykając za sobą drzwi.
— Nie szkodzi.
Brian zwinnie podniósł się z podłogi. Wyglądał na równie zmęczonego, jak Rose. Chyba wszyscy na siódmym roku potrzebowali odpoczynku, choć wszyscy dotychczas im mówili, że ostatnia klasa to tylko spacerek po pracowitych sześciu latach. Niby większość rzeczy faktycznie się powtarzała, jednak nagromadzenie pracy było o wiele większe i wymagano od nich znajomości całego materiału.
— Jak ci minął dzień?
— Daj spokój, Rose. Był koszmarny. Nauczyciele się chyba na nas uwzięli, a jest dopiero końcówka października… Treningi dają mi się we znaki, nie żeby coś, a moja siostra się chyba na mnie uwzięła. Nie mogę z nią wytrzymać.
— Chcesz o tym pogadać? Możemy dać sobie dzisiaj spokój z treningiem, ja też jestem zmęczona.
Wyczarowała naprędce kilka poduszek; opadli na nie z ulgą, ledwo czując nogi, choć nawet nie zaczęli tańczyć.
— Dominique nie wytrzymuje na treningach — wyjaśnił po chwili Brian, przeczesując z frustracją włosy. — Malfoy wyciska z niej siódme poty, a ona nie daje sobie rady, bo mu nie dorównuje poziomem.
— To chyba dobrze, że Malfoy pomaga jej się nauczyć dobrze tańczyć, prawda?
Rose czuła, że jej serce bije nienaturalnie szybko.
Od kiedy tak reagowała na nazwisko Malfoya?
— Tak, ale nie o to chodzi. Przecież ja na treningach z tobą też nie mam lekko. Za każdym razem muszę dawać z siebie wszystko, żeby za tobą nadążyć. Oboje chyba mamy ten sam problem, ja i Dominique… — Rzucił jej blady uśmiech, lecz nie skomentowała. — Irytuje mnie po prostu to, że się ciągle żali i narzeka, jak to ona nie wyrabia. Nie znoszę Malfoya, ale użalania się nad sobą też nie.
— Dlaczego go tak nie lubisz?
— Bo jest nadęty. Wiesz, jak go nazywają? Książę Slytherinu! Jakby się miał za nie wiadomo kogo!
— Zazdrościsz mu — roześmiała się w głos, ukrywając swój niepokój.
— Niby czego?
— Na przykład popularności. Musisz przyznać, że dziewczyny za nim latają. Zresztą nie tylko one go lubią.
— Dlaczego go bronisz?
— Nie wiem. — Wzruszyła ramionami. — Uważam po prostu, że zapracował na swój szacunek.
— Wyglądem…
— Też — zgodziła się. — Ale też i charyzmą czy tam czarem osobistym. Ciężko mu się oprzeć, do tego jest dobrym przywódcą, umie skupiać wokół siebie ludzi… Ja się wcale nie dziwię, że obwołali go Księciem Slytherinu.
— Ty też mu uległaś?
— Dlaczego mnie o to pytasz?
— Po prostu… chcę wiedzieć. Powiedz mi.
Rose gorączkowo zaczęła się zastanawiać, co powinna odpowiedzieć. Nie chciała robić chłopakowi nadziei, ale z drugiej strony też sama nie mogła się rozeznać w bałaganie swoich uczuć.
Z jednej strony bardzo chciała jeszcze raz zatańczyć z Malfoyem, a z drugiej strony irytował ją swoją nonszalancją, spokojem i sarkazmem. Zastosował się do jej prośby, więc teraz, jak zwykle, dogryzał na wszelkie możliwe sposoby. Podczas kolejnych takich kłótni żałowała swoich słów, jednocześnie rozważając rzucenie w niego miską owsianki. Jak nikt potrafił doprowadzić ją do szału za pomocą jednego celnego zdania.
Co jednak miała powiedzieć Brianowi?
— Nie wiem. To skomplikowane.
— Nie możesz po prostu powiedzieć tak lub nie? To znacznie ułatwiłoby sprawę.
— Brian, zrozum, sama tego nie wiem! — wybuchła. — Pogubiłam się we własnych uczuciach, ale nie powinno cię to interesować! Moja relacja z Malfoyem to moja sprawa, a nie twoja!
— Masz rację. Przepraszam. Będę się zbierał.
Brian dopiero teraz się zorientował, że przekroczył niepisaną granicę. Zawstydzony, ale i jednocześnie wściekły na siebie oraz na cały świat (zwłaszcza na pewnego Ślizgona), podniósł z ziemi swoją torbę i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Dopiero wtedy Rose pozwoliła łzom popłynąć.
— Ej, Weasley, zaraz zrobisz tu powódź.
Nawet nie zauważyła, kiedy drzwi otworzyły się ponownie, zbyt zajęta walką z fontanną łez. Jak przez mgłę zobaczyła kucającego obok niej Malfoya. Zamrugała kilkakrotnie, przekonana, że ma przed sobą fatamorganę. Miraż jednak nie miał zamiaru znikać i zamiast tego wpatrywał się w nią chłodnymi zielonymi oczami, krytycznie oceniając jej wygląd.
— Malfoy, i-idź s-sobie — wyjąkała, próbując się uspokoić. Była w ostatnich dniach kłębkiem emocji, nerwów i stresu, a teraz powstrzymująca uczucia tama się zerwała, zsyłając katharsis.
— Słodki Merlinie, doprowadziłaś się do fatalnego stanu.
— Nie komentuj.
— Rosie, to nawet nie była złośliwość, tylko stwierdzenie faktu. Zamknij oczy.
Prawie przegapiła to, że nazwał ją Rosie. Musiała się z tego wszystkiego przesłyszeć, bo to było do niego bardzo niepodobne. Zawsze mówił do niej per Weasley, kreśląc tym samym między nimi linię — a teraz granica znikła.
Jednak pomimo to (a może właśnie dlatego?) posłusznie zamknęła oczy, już nawet się nie dziwiąc, kiedy dłoń Scorpiusa delikatnie uniosła jej podbródek, by mógł przetrzeć jej twarz chusteczką. Później, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, mocno ją przytulił.
— Zatańcz ze mną — wymamrotała w jego szyję, kurczowo go obejmując. Bała się, że chłopak za chwilę zniknie.
— Co?
— Zatańcz ze mną. Proszę.
Miała wrażenie, że w jej gardle zapanowała pustynia, gdy dziewczyna cała spięta czekała na odpowiedź blondyna. Nie rozumiała jego wahania i bała się podjętej przezeń decyzji.
Tymczasem dylemat Scorpiusa dotyczył tego, czy dla spełnienia życzenia dziewczyny powinien łamać złożoną jej obietnicę. Doszedł jednak do wniosku, że przecież i tak ją już złamał, wchodząc do pokoju. Równie dobrze mógł ulec i teraz.
— Będziesz w stanie tańczyć?
— Tak.
Z jego pomocą stanęła na nogi, niebotycznie szczęśliwa i czująca się trochę jak pijana. Spadająca gwiazda spod znaku skorpiona spełniała jej życzenie!
Wraz z kolejnymi krokami zmęczenie znikało, a Rose odzyskiwała jasność umysłu. Tak jak i poprzednio, odnajdywała radość w tym tanecznym polowaniu. Śmiała się przy piruetach i za każdym razem, gdy Scorpius przyciągał ją do siebie. Znajomy ogień powracał i znów ogarniał ich oboje, a oni pozwolili, żeby ich spalił.
— Muszę przyznać, że walczyłaś o mnie jak lwica — skomentował Scorpius, gdy nieco zwolnili.
Rose zarumieniła się i uderzyła go w ramię, zanim zdążył się cofnąć. 
— Słyszałeś?
— Przypadkiem. Tylko kawałek. Przyznam, że mnie zaintrygowałaś. Dlaczego to zrobiłaś?
— Nie wiedziałam, co mu powiedzieć.
— I dlatego mnie broniłaś? Prędzej byś mnie zmieszała z błotem, gdybyś nie wiedziała, co powiedzieć — roześmiał się. — To nie brzmi zbyt wiarygodnie, Rosie.
Rosie zabrzmiało w jego ustach dziwnie czule i miękko, przez co dziewczyna poczuła, że przez jej kręgosłup przechodzi dreszcz, a nogi zaczynają podejrzanie mięknąć.
— To twoja wina — mruknęła w odpowiedzi.
— Moja wina? — Szybki rzut oka na jego twarz upewnił Rose w tym, że zdumienie słyszalne w głosie blondyna było szczere. —Tak ci tylko przypomnę, że to ty kazałaś mi się do siebie nie zbliżać, a teraz sama z siebie mnie poprosiłaś o taniec. Widzę tu konflikt interesów.
Jak na gust rudej, Scorpius był zbyt spostrzegawczy.
— To ty tutaj wszedłeś — przypomniała mu.
— Nie mogłem patrzeć, jak płaczesz.
— Przepraszam cię za to — stwierdziła zażenowana. — Miałam paskudny dzień. Wszystko się skumulowało.
— Zauważyłem. — Skinął głową. — Nie przejmuj się tym. Świat się przecież nie skończył przez to, że ktoś widział cię płaczącą i zasmarkaną.
— Nie pocieszasz.
— A miałem? — spytał z rozbrajającym uśmiechem.
— Malfoy...
— Jesteś urocza, gdy się złościsz.
— MALFOY!

Dobry humor Scorpiusa ukazujący się od samego rana wzbudził podejrzliwość Albusa. A kiedy zobaczył w Wielkiej Sali uśmiechającą się do swojej owsianki Rose, uniósł brwi, ledwo powstrzymując się od komentarza.
— Nie chcę wiedzieć, co robiłeś w nocy — wycelował w niego widelec — ale chcę tylko wiedzieć, czy ma to jakiś związek z moją drogą kuzynką Rose i czy to ten moment, kiedy powinienem bronić jej czci.
— Powinieneś — przyznał Scorpius, nagle poważniejąc. — Ale nie przede mną.
— A przed kim?
— Potem pogadamy.
Al zrozumiał — w Wielkiej Sali było zbyt wielu plotkarzy i jeszcze, nie daj Merlinie, któryś by podsłuchał ich rozmowę i rozniósł wieści po całym zamku. Skinął wiec głowa na znak zgody.
Przez cały dzień, gdy mieli zajęcia razem z Krukonami, uważnie spoglądał w stronę Scorpiusa i Rose. Spodziewał się, że będą wymieniać znaczące uśmiechy oraz spojrzenia, świadczące o tym, że coś się miedzy nimi wydarzyło w nocy. Tymczasem jednak jego kuzynka zdawała się kompletnie ignorować blondyna, a on z kolei co jakiś czas patrzył na nią badawczo, zupełnie jakby chciał się upewnić, czy wszystko w porządku.
To zdumiało Albusa, a jego ciekawość szybko rosła. Jednak miał szansę się o wszystkim dowiedzieć dopiero wieczorem, kiedy już wygodnie się rozsiedli przed kominkiem, w ich zielonych kanapach w pokoju wspólnym. 
— Więc co jest grane? — spytał wreszcie.
Scorpius nie odpowiedział od razu, zajęty szukaniem w torbie swojego miniaturowego znicza, którego dostał od ojca. Wreszcie go odnalazł i zaczął podrzucać.
— Wszystko ci wyjaśnię — obiecał cicho. — Ale najpierw odpowiedz mi na jedno pytanie. Co sądzisz o Brianie Grimmerze?
— To ten partner Rose z turnieju?
— Mmm. Tak. Co o nim sądzisz?
— Ciężko powiedzieć, nie znam go zbyt dobrze. — Al wzruszył ramionami. — Wiem jednak, że kiepsko się zgrał z Rose. też jest w niej zadurzony, jak przypuszczam. Widziałem jego maślane spojrzenia.
— To palant. Do tego jest drapieżnikiem i poluje na swoje ofiary. Niekoniecznie tak, żeby ich nie zranić. — Znicz po raz kolejny wzleciał w górę, gdy Scorpius cedził ostatnie słowa. — Wiesz, że jeszcze przed turniejem, podczas dobierania par, miał sowę? Rosie miała jeża. Sowa go upolowała.
O tym Albus nie wiedział i teraz drgnął. Kuzynka pokazywała mu, oczywiście, swojego jeża, ale nie powiedziała nic o zwierzęciu jej partnera.
— To jeszcze nic nie znaczy, Scor.
Próbował brzmieć rozsądnie, choć i jemu udzielał się niepokój przyjaciela.
— Może i nie — zgodził się — ale wczoraj słyszałem ich rozmowę.
— Podsłuchiwałeś? Rose cię zabije.
Al zmarszczył brwi.
— Ależ ona wie, że ja wiem. Nie miałem zamiaru się ukrywać.
— I naprawdę cię nie zabiła?
— Nie była w stanie protestować. Wyglądała jak kupka nieszczęścia, cała zapłakana i zasmarkana.
— Co się stało?
— Ten gnojek zaczął ją wypytywać o mnie. Zaczęła mnie bronić, więc on poczuł się zagrożony i wreszcie ją zapytał, czy coś do mnie czuje. Niebezpośrednio. No i, zdaje się, przekroczył tym samym granicę i Rose się wkurzyła, a po jego wyjściu zaczęła płakać. Spierdolił jak jakiś tchórz.
— Zabiję go...
— Poczekaj. Przypuszczam, że na to się nałożyło sporo rzeczy, nie tylko zachowanie Briana. Był katalizatorem, ale nie jedynym powodem. Po prostu myślę, że się przemęcza. Pogadaj z nią i wyciągnij na jakiś spacer, dobra? A gnojkiem sam się zajmę.
— Scor, nie zrób niczego głupiego...
— Na razie będę go tylko obserwować, ale gdy wykona jakiś głupi ruch... nie ręczę za siebie.
— Merlinie, zaczynam się ciebie bać — jęknął. — A jak Rose zareagowała, gdy cię wczoraj zobaczyła?
— Najpierw chyba pomyślała, że jej się przyśniłem. A potem spytała, czy z nią zatańczę.
Na twarzy Ala wykwitł szeroki uśmiech.
— To była jej prośba do spadającej gwiazdy.
— Co?
— Zatańczenie z tobą. O tym pomyślała, gdy zobaczyła perseidę.
— Skąd o tym wiesz?
— Powiedziała mi, gdy wracaliśmy do Hogwartu. Obiecałem jej, że ci o tym nie powiem, ale skoro już się spełniło... równie dobrze możesz wiedzieć.
— Interesujące...
Tym razem z kolei na twarzy Scorpiusa pojawił się uśmiech, który Alowi nie podobał się ani trochę.

Wymknęła się nad jezioro, szczelnie otulona swoją ukochaną peleryną. Na błoniach zalegała październikowa mgła; było dość wcześnie, a do tego zimno i ponuro. Większość mieszkańców zamku o tej porze jeszcze spała, lecz Rose miała już dosyć nerwowej atmosfery, musiała się wymknąć na zewnątrz, nawet jeżeli miało to nastąpić o szóstej rano. Dusiła się wewnątrz starych murów, chciała je choć na krótko opuścić. Zresztą obiecała Albusowi, że pod koniec tygodnia trochę odpocznie, bo wyglądała chyba jak sama śmierć. Do tego miała całkowitą pewność, że pewien przebrzydły Ślizgon poleciał na skargę do swojego przyjaciela i opowiedział mu, jak fatalnie się ostatnio czuła.
Choć w sumie ostatnio się o nią troszczył.
Usiadła na piaszczystym brzegu, nie przejmując się tym, że może zmarznąć lub się pobrudzić. Fale nie docierały do jej nóg, lecz tonęły między ziarenkami, pozostawiając po sobie kamyczki oraz drobne muszelki. Gdzieś pośrodku toni wodnej odpoczywała wielka kałamarnica.
Zdaniem Rose sprawy się za bardzo pokomplikowały.
Jej stosunki z Brianem uległy znacznemu ochłodzeniu. Owszem, nadal wspólnie trenowali, lecz ograniczyli rozmowy do minimum — to znaczy Rose wydawała polecenia, on czasem o coś pytał, żadne z nich jednak nie nawiązywało do pamiętnej kłótni. Pomijali ten temat milczeniem, podobnie jak wszystkie inne, które mogły doprowadzić do kolejnej awantury. Było jej to na rękę, gdyż nie chciała z nim dyskutować o charakterze Malfoya i skomplikowanych relacjach damsko-męskich. Nie miała ochoty dawać Brianowi kosza, choć wiedziała, że i tak nastąpi to prędzej czy później, bo temat wcale nie został zamknięty.
Za to Malfoy… Czuła na plecach jego wzrok podczas wspólnych zajęć i wiedziała, że się martwił, choć okazywał to kpiącymi uwagami. Teraz jednak, paradoksalnie, wojny z nim sprawiały jej przyjemność, bo nie miały na celu dokuczenia, lecz bardziej rozbawienie i szybkie sprawdzenie, czy wszystko w porządku. Gdy miała dobry humor, wzbijała się na wyżyny sarkazmu, a gdy była nie w sosie, warczała na niego i mówiła, żeby się odwalił i poszedł szukać ofiary gdzie indziej.
Gdy ktoś z zewnątrz na nich patrzył, widział zwyczajową kłótnię dwójki najbardziej znanych w Hogwarcie wrogów — bo też i z pozoru nic się nie zmieniło. W gruncie rzeczy po części odgrywali dla innych słowny teatrzyk, po części sami się bawili.
Ten dziwny wir emocji przyprawiał Rose o zawrót głowy, lecz obecny stan rzeczy jej odpowiadał — przynajmniej dopóki nie usiłowała nazwać tego, co czuła, a co w pełni ujawniało się podczas szalonych nocnych tańców na sali treningowej.
Z całą pewnością ramiona Scorpiusa Malfoya zapewniały jej bezpieczeństwo, którego nie dawał Brian. To przy blondynie czuła się w pełni sobą. Powoli odkrywała w nim partnera również do rozmów na wiele tematów, sama też mogła mu się wygadać. Nie, żeby robiła to jakoś szczególnie często, ale wiedziała, że ma taką możliwość.
Po prostu mu ufała.
Jednakże wraz z upływem październikowych dni kwestia turnieju paliła coraz bardziej. Rose miała świadomość tego, że przy zdolnościach tanecznych Briana daleko nie zajdą i przegrają zaraz na początku drugiego etapu. Równie dobrze mogli odpuścić już teraz i się nie przemęczać — no chyba że w grę weszłaby taka więź, jaką odczuwała podczas tańca ze Scorpiusem. Mogliby wówczas nadrobić braki warsztatowe graniem na emocjach widza. Idąc tym tropem, danie Brianowi kosza zaprzepaściłoby całkowicie ich szanse.
Gdybyż tylko mogła zatańczyć z Malfoyem na turnieju, wszystko byłoby dwa razy prostsze!
Do tego dochodziła sprawa Elissy i klątwy Grega. Miały w nocy zabrać się za warzenie eliksiru w łazience Jęczącej Marty. Już nawet nie chodziło o to, że w ten sposób złamią kilkadziesiąt punktów szkolnego regulaminu — warzenie zakazanych eliksirów groziło wywaleniem ze szkoły — lecz o podjęte ryzyko. Ruda musiała zdobyć róże, co nie było wcale takie łatwe, a na myśl o zdobyciu pozostałych składników robiło jej się niedobrze; już nie mówiąc o tym, że gdyby popełniły najmniejszy błąd przy wykonywaniu wywaru, Greg mógłby przypłacić to życiem.
Podskórnie czuła, że wdepnęła w bagno, ale nie mogła się już z tego wycofać.
Puściła na wodę kilka płaskich kamyków, dając upust swojej frustracji. Dopiero wtedy wstała i ruszyła z powrotem w stronę zamku, uznając, że ma już dosyć siedzenia na zewnątrz.

Jeżeli myślicie, że to już prosta droga do końca, to jesteście w błędzie. Dopiero zacznę mieszać między naszymi gołąbkami... 3:) Do tego mam wrażenie, że trochę przeciągam, bo jestem na czternastym rozdziale (przekroczyłam już sto stron w Wordzie!), a w opku nadal jest końcówka października i mam jeszcze sporo zaplanowane. Z drugiej strony nie mogę sobie pozwolić na gnanie, bo w każdym rozdziale są ważne wydarzenia i ten... No nie mogę po prostu. ;D Poza tym nie jestem zwolenniczką sztucznego przyspieszania akcji, choć Bóg jeden wie, czy teraz nie przeginam w drugą stronę, ups. :D Ale to oznacza więcej czytania dla Was! // Nowy rozdział 17.11.

16 komentarzy:

  1. Merlinie, tyle czekać.... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, szybciej nie da rady, bo napisanie jednego dziesięciostronnicowego rozdziału zabiera mi więcej czasu, niż bym tego chciała. XD

      Usuń
  2. Świetny rozdział i wcale nie uważam, że przeciągasz akcję. Swoją drogą nawet wydaje mi się, że relacja między głównymi bohaterami stała się dość bliska zbyt nagle. Scorpius na bank lubił wcześniej Rose, ale nie sądziłam, że po jednym tańcu tak zawróci jej w głowie, lecz pewnie dziewczyna długo nie przyzna się do swojego zauroczenia. xD Nie mogę się doczekać, aż zakochają się w sobie naprawdę. ♥
    Coś czuję, że sprawa z Gregiem nie jest przypadkowa i będzie miała duży wpływ na dalsze wydarzenia. Oby ich nie przyłapali, bo co będzie z turniejem i moją wymarzoną parą? Chciałabym, by Rose i Scor tańczyli razem. Nie muszą nawet wygrać, ale byłoby cudownie, gdyby razem trenowali. Z pewnością nie byłoby nudno. :D
    Weny! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest tak, jak piszesz - zawrócił jej w głowie, ale ona się bardzo długo do tego nie przyzna, więc to będzie takie... polowanie. :D Zresztą nie zamierzam im ułatwiać życia, więc jeśli masz wrażenie, że za bardzo się zbliżyli, to w kolejnych rozdziałach zmienisz zdanie. Chyba. :D
      Będzie miała, tyle mogę powiedzieć. Ale co dokładnie się wydarzy, tego nie zdradzę. :D

      Dziękuję! <3 Choć przyznam, że wena dzisiaj była i skończyłam 14 rozdział. :3

      Usuń
  3. ach, ta niezdeycdowana Rose :D ale to ma taki swój soisty urok, że szok :D Cieszę się, że Sor był tam, gdzie był, i że usłyszał, co usłyszal, nawet jeśli to było dość oczywiste ;p i matko nie wiem, jak planujesz to zrobić, ale oni MUSZĄ tańczyć razem na tym konkursie, muszą!
    własciwie nie wiem, czy Brian naprawde potrzebuje nauczki, tak naprawdę to został spławiony i tyle, ale chyba trochę rozumiem Scorpiusa :p
    Jeśli zaś chodzi o akcję pt. warzenie eliksiru... Brzmi niebezpiecznie i właściwie faktycznie nie napawa wielkim optymizmem, jeśli chodzi o powodzenie, jednak... Jednak rozumiem dziewczynę Grega i jej determinację. I mam wielką nadzieję, że to się uda :p lubię też przyjaźń między dziewczynami. Nie do końca zaś lubię te wzmianki "jak Gryfon, to lojalny itd.", bo to takie szufladkowanie ;p Pozdrawiam i zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com na nowość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszą i będą! :D
      A co do szufladkowania, zdaję sobie z tego sprawę, ale jednak nie mogłam się powstrzymać, bo to tam tak pasowało. ;D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Trochę niebezpieczne jest warzenie tego eliksiru. Zawsze coś może nie wyjść i z Gregiem może być jeszcze gorzej. Ale mam nadzieję, że dobrze dziewczynom pójdzie uwarzenie tego eliksiru i że w ten sposób jakoś pomogą Gregowi.
    Rose chyba się pogubiła w tych uczuciach. Coś zaczyna czuć do Scorpiusa, ale nie chce tego do siebie dopuszczać.
    I dlaczego Briana interesują relacje Rose z Malfoyem. Myślę, że on też coś do niej czuję. Tak jeszcze pomyślałam, że to on może jest tym cichym wielbicielem, który wysyła Rose kartki.

    Jestem ciekawa jak wszystko się dalej rozwinie.
    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się jeszcze okaże. :D
      Dokładnie, i jeszcze zresztą przez długi czas się do tego nie przyzna.
      Powiem jedno: będzie ciekawie i będzie się działo. :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Cześć!
    Na początku prosiłabym o przebaczenie tego, że nie skomentowałam ostatnich - bodajże dwóch? - rozdziałów. Mam urwanie głowy i wypadło mi co nieco z pamięci.
    Przechodząc do rozdziału. Nawet gdybym chciała to nie mam się do czego przyczepić. Idealnie opisujesz uczucia Rose i Scorpiusa. Cieszę się, że dziewczyna poprosiła go o taniec, może to da jej coś do myślenia. Przecież widać, że się w nim podkochuje. Bardzo ładnie rozwijasz również akcję, nie za szybko i nie za wolno.
    Pozostaje mi czekać do następnego rozdziału.
    Pozdrawiam Equmiri
    ti-amo-per-sempre.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyszedł czas na mój komentarz ;D wybacz mi zwłokę, ale nie lubię komentować w pośpiechu - takie opowiadania zasługują na pożądny komentarz xd - wiec zawsze szukam dłuższej chwili no i odrobiny weny do komentowania :D
    Kiedy Eli przytargała te książkę to pomyślałam sobie dokładnie to samo co powiedziała Rosie - rzeczywiście dziwne, że nie leży w dziale ksiąg zakazanych z  takim tytułem,  a do tego zawierając przepisy na eliksiry, które można uważyć tylko nielegalnie. Ale cała ideę 'Ksiąg zakazanych' zawsze uważałam za trochę głupią. Co jest złego w tym, ze ktoś chce o czymś poczytać? ;p
    Nie dziwię się Eli, że chce spróbować uratować Grega, niby McGonagall jest bardziej doświadczona i więcej wie,  wiec można zaufać ze coś wymyśli... ale zakładam,  że przecież Rose jest najmadrzejszą uczennicą Hogwartu od  czasu swojej matki ;D
    Hahah przez chwilę myślałam że będzie ironicznie i najzwyklejsza róża będzie jedynym składnikiem, z którym będzie problem :D na szczęście McGroźna nieświadomie uratowała sytuację xd
    Uwielbiam Rosie za to, że jest taka szczera. Jak Brian marudzil na Scorpa, to od razu powiedziała,  że jest zazdrosny. A jak ją wypytywał czy lubi Malfoya, mogła z łatwością skłamac i powiedzieć ze nie, żeby go splawic, a ona wolała szczerze przyznać ze nie wie :) Jak on mnie wkurzył tym swoim dochodzeniem! Zdenerwował biedna Rosie; ( ona jest taka urocza, że miałam ochotę sama się wpakować do twojego rozdziału i ja przytulić xd na szczęście wręczył mnie pewien boski Ślizgon. Nieładnie tak podsluchiwać, Scorpi! Ale jednak dobrze, że tam był.
    Prawie się posikałam z ekscytacji, jak Malfoy nazwał ją 'Rosie' <3
    Uwielbiam ich przepychanki słowne :D scena z tańcem była boska, jak i rozmowa w trakcie. Nie mogę w tym rozdziale narzekać na niedobór Scorose  :D Scorpius jest taki kochany, że martwi się o Rosie.
    Nie dostrzegam tej metafory, z polowaniem na jeża Rose :D aż dziwne ze taka bystra ruda tego nie zauważyła, a Malfoy jednak tak. Może on po prostu obserwuje Briana znacznie czujniej niż Ro
    Albus, ty buraku, jak mogłeś wypaplac kumplowi życzenie Rosie do spadającej gwiazdy! Ty stara plotkaro!
    No dobra, Albusowi wybacze, bo jest świetny.
    Dopiero komentuje rozdział, a tu zaraz nowy! No cóż, czekam niecierpliwie i weny życzę ;) pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam zwłokę, sama też tak mam! I dlatego nie mogę się jak na razie zebrać na porządny komentarz u Ciebie, ale wreszcie przypełznie. :D
      No właśnie ja tej idei też nigdy nie rozumiałam, choć z drugiej strony książki czarnomagiczne zawierały zaklęcia mogące poważnie kogoś skrzywdzić... Więc w sumie może i to ma sens.
      To ciekawy pomysł, ale ja mam inny. Z innym składnikiem będzie więcej problemów, i to dosyć daleko idących, żeby było ciekawiej. :D
      Hahahaha :D
      O tak, Scorp go obserwuje baaaardzo uważnie, a Rose ma go raczej... gdzieś? :D

      Dziękuję ślicznie i nawzajem! <3

      Usuń
  7. Świetny rozdział! <3
    Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale jakoś tak nie miałam czasu, więc tylko przeczytałam, bo nie mogłam się doczekać xD
    Dobrze,że Elissa powiedziała dziewczynom o "małym problemie" Grega. Teraz ta akcja kojarzy mi się z warzeniem Eliksiru Wielosokowego przez Wielką Trójkę w HP xD
    Fajny pomysł z tym ogrodem McGroźnej ;) Kto by pomyślał, że twarda, surowa Nervcia ma słabość akurat do róż xD
    Już nie moge się doczekać akcji zdobywania kwiatów. Doda takiego dreszczyku :D Chociaż skoro Rose ma klucz, to jednak nie będzie AŻ tak emocjonujące. Tak w ogóle to skąd go ma? Jako prefekt?
    Na Merlina, jak Brian mnie wkurza! Notabene, dobrze, że Malfoy męczy Dominique. Może zrezygnuje z turnieju? xD
    Sądząc z "kłótni" Briana i Rose, chyba nici z mojego diabelskiego planu udawania przez Rose zauroczenia Brianem :D
    Jak on mnie denerwuje! (O Brianie mowa) Nie dość, że jest namolny, wtyka nos w nie swoje sprawy i sądzi, ze ma jakieś szanse u Rose, to jeszcze narzeka na Malfoya! Na mojego Malfoya! Na Scorpiusa nikt nie ma prawa narzekać! xD
    "— Rosie, to nawet nie była złośliwość, tylko stwierdzenie faktu. Zamknij oczy.
    Prawie przegapiła to, że nazwał ją Rosie. Musiała się z tego wszystkiego przesłyszeć, bo to było do niego bardzo niepodobne. Zawsze mówił do niej per Weasley, kreśląc tym samym między nimi linię — a teraz granica znikła.
    Jednak pomimo to (a może właśnie dlatego?) posłusznie zamknęła oczy, już nawet się nie dziwiąc, kiedy dłoń Scorpiusa delikatnie uniosła jej podbródek, by mógł przetrzeć jej twarz chusteczką. Później, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie, mocno ją przytulił."- rozpłynęłam się <3
    Znowu cała scena tańca była cudowna! I dylemat Scorpiusa dotyczący złamania obietnicy :D I to:
    "— Jesteś urocza, gdy się złościsz." <3
    Cały czas się zastanawiam, jakim sposobem będą tańczyć ze sobą na turnieju... (wiem, że piszę to kolejny raz, ale nie daje mi spokoju). No chyba że chodziło o taniec, ale ogólnie, nie na turnieju.
    Albus na śniadaniu w Wielkiej Sali wygrał! xddd
    Malfoy ze zniczem od ojca skojarzył mi się z Jamesem Potterem Seniorem :D
    Nie skojarzyłam sowy Briana z dra[ieżcą i ofiarą, po prostu myślałam, że to taki naturalny sposób na dobranie akurat tych zwierząt. Jakoś nigdy nie postrzegałam Grimmera jako niebezpieczeństwa, po prostu był dla mnie wkurzajacym, namolnym palantem-kolejną przeszkodą dla Scorose.
    Ach, ten bohaterski Scorpius broniący Rose... :D
    Na gacie Merlina, chyba bym zabiła Albusa na miejscu Rose, gdybym dowiedziała się, że wypaplał życzenie xD
    Bardzo spodobał mi się opis jesiennego poranku ;) No dobra, wiem, że w sumie nie był zbyt długi, ale wydał mi się bardzo plastyczny i pasujący do nastroju sytuacji ;)
    Z niecierpiwością czekam na nastepny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ;D
    ~Arya


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenie pewnie słuszne, choć sama o tym nie pomyślałam. :D
      Skąd Rose ma klucz - o tym w kolejnym rozdziale, ale wyjaśnienie akurat jest bardzo proste. :D
      Jakby Dominique zrezygnowała z turnieju, to on też by musiał, bo nie miałby z kim tańczyć. ^^
      Nie, oni będą ze sobą tańczyć na turnieju. I rozwiązanie jest tak proste, że aż banalne, serio. XD
      Ha, a pamiętasz, jak tę scenę opisałam? Nawet w tytule rozdziału stoi jak byk: "Sowa dopada jeża". Sowa go sobie upolowała. :D
      Ja też bym go zabiła. XD I Rose pewnie też. XD

      Dziękuję ślicznie! <3

      Usuń
    2. Ej, to może przejdą najlepsze osoby z pary? Albo ogólnie najlepsi tancerze, czyli np. może być para, ale mogą też być pojedynczy (tak to się pisze? xd)
      Pozdrawiam :D
      ~Arya

      Usuń
    3. Nie, ale idziesz w dobrą stronę xD

      Usuń

Czarodzieje