czwartek, 29 grudnia 2016

16. Światło wschodu

Wrócił do dormitorium dopiero koło pierwszej w nocy. Starał się poruszać tak cicho, jak tylko się dało, żeby nie obudzić żadnego ze swoich współlokatorów. Malcolm by go chyba za to zabił.
Ściągnął ubłocone buty i z cichym westchnieniem wpakował się do łóżka, mając nadzieję, że uda mu się choć na chwilę zasnąć. Przeliczył się. Jeszcze nie położył głowy na poduszce, kiedy usłyszał cichy głos Albusa:
— Udała ci się randka z Rose?
Merlinie, tylko nie to.
— Daj spokój, Al. Nie chcę o tym teraz rozmawiać. — Cóż, chyba jednak Malcolmowi nie będzie dane pospać zbyt długo. — Proszę.
— Coś się stało?
Przez dłuższą chwilę Scorpius milczał, wpatrując się w sufit swojego łóżka. Wciąż nie przetrawił wydarzeń dzisiejszego dnia, już nie mówiąc o opowiadaniu wszystkiego Albusowi. Nie wiedział, czy był na to gotowy, ale i tak prędzej czy później musiałby się wyspowiadać. No chyba że uprzedziłaby go Rose.
— Pokłóciłem się z nią.
— Zrobiłeś… co?
— Pokłóciłem się z Rose. Tym razem na poważnie.
— Jak bardzo?
— Bardzo.
Scorpius zanurzył dłoń we włosach, wyraźnie nie wiedząc, jak ma się wytłumaczyć przyjacielowi. Owszem, byli przyjaciółmi, ale to Rose stanowiła część rodziny Potterów, a nie on. Blondyn miał pewność, że gdyby Al został zmuszony do wyboru między ich dwójką, po chwili wahania wybrałby Rose. Nic dziwnego, że odczuwał silną potrzebę chronienia jej, w końcu przyjaźnili się od małego, a do tego byli kuzynami. Scorpius zaczynał się bać, jak w takim razie Al zareaguje na informacje o przebiegu kłótni.
Usłyszał tylko:
— O co? 
— O Briana.
Al, jakby przeczuwając nadchodzącą awanturę, przesiadł się na łóżko Scorpiusa i rzucił zaklęcie wyciszające, nie chcąc, by ich rozmowę usłyszał śpiący snem sprawiedliwego Malcolm. Scorpius również podniósł się do pozycji siedzącej, nie chcąc, żeby przyjaciel nad nim górował.
— Co się stało?
— Nie wiem, ile ci mogę powiedzieć. Myślę, że najpierw powinieneś porozmawiać z nią, a nie ze mną. Merlinie, to takie skomplikowane…
— Scorp, skup się. Co się stało?
— Zobaczyłem, jak się całuje z Grimmerem. — Jego głos zabrzmiał dziwnie bezbarwnie. — Najpierw nie chciała mi nic powiedzieć. Dopiero po imprezie zabrała mnie do sali treningowej i wszystko wyśpiewała. Całowała się z Grimmerem, bo chce wygrać ten pieprzony turniej, rozumiesz?
Brwi Ala powędrowały wysoko w górę.
— Poczekaj, bo czegoś tu nie rozumiem. Jak to całowała się z Brianem, bo chce wygrać turniej?
— Chce udawać, że jest między nimi chemia i w ten sposób chce oczarować sędziów. Rozumiesz, liczy na to, że dadzą się złapać na wygląd, a nie na technikę.
— A może naprawdę się w nim zakochała?
Scorpius spojrzał na przyjaciela zaskoczony. Nie spodziewał się, że Potter podniesie akurat ten argument.
— Chyba w to nie wierzysz…?
— Dlaczego nie? — Wzruszył ramionami. — Nigdy nie deklarowała miłości ani do ciebie, ani do żadnego innego chłopaka w Hogwarcie. Mogło być tak, że się w nim zakochała, nikomu nic nie mówiąc. Brian nie jest głupi, cokolwiek byś o nim nie powiedział. Ona też nie. A jeżeli go wybrała, to mogę tylko zaaprobować jej decyzję.
— Al, nie możesz mówić poważnie! — krzyknął zdenerwowany Scorpius. — To niemożliwe, żeby zakochała się w takim palancie!
— Scorp, wiem, że ci się to nie podoba, ale taka możliwość istnieje. Nie rozmawiałem z Rose na ten temat i nie wiem, co o tym myśli, lecz nie powinieneś wydawać pochopnie sądów. Jesteś teraz wzburzony i zazdrosny i to zrozumiałe, że…
— Nie było cię tam! — wybuchnął blondyn. Gdyby nie fakt, że zaklęcie wyciszające obejmowało tylko jego łóżko, zacząłby chodzić po pokoju. — Nie było cię tam, nie słyszałeś jej…
— Istnieje możliwość, że źle zinterpretowałeś jej słowa — odparł spokojnie Albus, opierając się o kolumienkę. — Wysłuchałeś jej do samego końca czy wyszedłeś, zanim skończyła?
— Wyszedłem, zanim skończyła, ale to niemożliwe… Grimmer jest idiotą, nie mogła go wybrać! On ją zniszczy, wykorzysta i potem zostawi…
— Sądząc z tego, co powiedziałeś, to prędzej ona jego.
— Jeszcze gorzej…
— O co ty się właściwie wściekasz? O niego czy o nią? Nic ci nie odpowiada. Jeśli się w nim zakochała, niedobrze, bo jest palantem i ją skrzywdzi, jeżeli się w nim nie zakochała i wykorzystała, to też niedobrze, bo się sprzedała… Czy ty siebie słuchasz?!
Albus Potter należał do bardzo cierpliwych ludzi, jednak po słowach Scorpiusa stracił panowanie nad sobą i wydarł się na przyjaciela.
Błogosławiony, który wymyślił zaklęcie wyciszające.
— Po prostu żadna z opcji mi się nie podoba. Obie są równie złe.
— Wszystko po prostu się rozbija o dumę Scorpiusa Malfoya — roześmiał się Albus. — Tobie nie udało jej się zdobyć, więc nikt inny nie może? Naprawdę jesteś tak zadufany w sobie, że nie dopuszczasz do siebie nawet możliwości, że ona mogłaby się w nim zakochać?! Czy on zrobił ci cokolwiek złego?!
— Nie, ale…
— A czy kiedykolwiek on zrobił coś złego Rose?
— Nie, ale on ją skrzywdzi!
— Masz ku temu jakieś racjonalne przesłanki czy to twoje wewnętrzne oko ci podpowiada, co się wydarzy?
— Merlinie, oni po prostu do siebie nie pasują, ten związek się rozleci, zanim na dobre się zacznie!
Al zaczynał mieć serdecznie dosyć tej rozmowy i nakręcającej się spirali złości oraz zazdrości Scorpiusa. Do pewnego stopnia go rozumiał, ale blondyn zaczynał gadać jak katarynka, odtwarzając wciąż tę samą melodię. Zamiast spróbować samemu coś zdziałać, wolał jęczeć, jakim Brian jest debilem i co Rose wyprawia. Irytowało go.
— W takim razie trzeba było działać, póki był czas. Chyba już spierdoliłeś swoją szansę, ale możesz jeszcze próbować. Przestań, do cholery, narzekać, jak bardzo twoja duma jest pokrzywdzona i jeżeli ci zależy na Rose, to zacznij działać! Jesteś facetem czy nie?! Dlaczego ja mam cię ustawiać do pionu? Co się z tobą ostatnio dzieje?! Zazdrość chyba zżarła ci mózg!
Blondyn tylko machnął ręką i wsunął się z powrotem pod kołdrę, nie mając ochoty na udzielanie odpowiedzi.
Prawdę mówiąc, złość na nowo zaczęła buzować w jego żyłach, sprawiając, że nie potrafił racjonalnie i rozsądnie myśleć. Być może Albus po części miał rację, że zazdrość go zaślepiała.
Nawet nie zauważył, kiedy Potter opuścił jego łóżko. Szybko zapadł w sen pełen koszmarów i jeszcze niejeden raz tej nocy budził się z krzykiem.

Elissa czekała w łazience Jęczącej Marty, aż pojawi się Gabrielle. Wiedziała, że na Rose nie ma co liczyć, jako że ta wymknęła się dokądś ze Scorpiusem Malfoyem i nikt od tego czasu jej nie widział. Z kolei Gabrielle nieco się upiła podczas imprezy, ale Jon zobowiązał się, że ją przypilnuje i tutaj przyprowadzi. Z konieczności został wprowadzony w plan, choć nie wyglądał na szczególnie zachwyconego.
Wywar w kociołku wesoło bulgotał. Miał barwę dokładnie taką, jaką podali w grubym podręczniku wyszukanym przez Elissę. Czyli teoretycznie wszystko powinno być w porządku. Najwięcej i tak zależało od dodania dzikiej zagajewki i od tego, czy w ogóle uda im się zdobyć ten składnik.
Wreszcie, po kolejnych dziesięciu minutach czekania, skrzypnęły otwierane drzwi i do środka wkroczyła spodziewana dwójka. Gabrielle się nieco krzywiła, więc zapewne wypiła eliksir powodujący natychmiastowe trzeźwienie. Niestety miał on również nieprzyjemny skutek uboczny w postaci bólu głowy. Bez słowa usiadła na zimnej posadzce obok Elissy i to Jon się odezwał jako pierwszy:
— Długo musiałaś czekać?
— Nie, skądże. Dzięki, że przyszliście. Wolałam nie robić tego sama…
Puchon skinął głową i dosiadł się do dziewcząt. Dopiero wtedy Elissa wyciągnęła z kieszeni fiolkę zawierającą zdobyty przez Gabrielle kilka dni temu włos jednorożca. W drugiej ręce trzymała różdżkę, za pomocą której wydobyła włos i powoli, ze skupieniem przeniosła go nad kociołek.
— Nie powinnaś najpierw zmniejszyć temperatury ognia czy coś w tym stylu? — spytał Jon. — Nie byłem nigdy specjalnie dobry w eliksirach, ale…
— Nie — odparła szeptem. — Sprawdziłam to. Kilka razy.
— W porządku.
Jej dłoń się trzęsła, kiedy brunetka wrzucała włos do kociołka. Ciecz natychmiast zabulgotała jeszcze bardziej, przyjmując nowy okup, po czym zmieniła kolor na pomarańczowy, nieco ciemniejszy niż powinna. Elissa nie wiedziała, czy to kwestia wybranego włosa, czy czegoś innego. Z niepokojem obserwowała eliksir, który powoli przestawał bulgotać. Jego powierzchnia w jednej chwili stała się gładka, czyli teoretycznie wszystko powinno się zgadzać.
— Ile wam jeszcze składników zostało do dodania?
Spojrzała na Jona wbijającego wzrok w kociołek. Chyba się bał równie mocno, co ona.
— Jeden. Najtrudniejszy do zdobycia. Dzika zagajewka, rośnie tylko w Zakazanym Lesie. Mdli mnie na samą myśl o tym, że musimy się tam wybrać.
— Dobrze zrozumiałem, że robisz to dla swojego chłopaka?
Teraz, dla odmiany, chłopak uniósł głowę, napotykając wzrok Elissy.
— Tak.
— Nie boisz się?
— Boję się, ale determinacja jest chyba jednak większa niż strach, wiesz? Po prostu… chcę to zrobić. Muszę. Nawet jeśli coś może się stać. W porządku, myślę, że możemy iść. Gabrielle? Wszystko w porządku?
— Tak, tak… Tylko mnie bardzo boli głowa. Ale to nic. Przejdzie. Przepraszam — westchnęła, podnosząc się niezgrabnie na nogi.
Jon bez słowa do niej podszedł, pomagając jej ustać. Przyjęła zaoferowane ramię z wdzięcznością, uśmiechając się.

Kiedy Rose się obudziła, pomieszczenie zalewało już blade światło wschodu. Była siódma nad ranem, więc przespała koło sześciu godzin. Choć zazwyczaj było to dla niej za mało, tym razem nie czuła się zmęczona. Nie czuła się nawet wyczerpana czy zła — bardziej pusta w środku.
Odrzuciła koc i podeszła do parapetu. Otworzyła okno. Potrzebowała odrobiny świeżego, nawet jeśli zimnego powietrza. Wychyliła się ostrożnie, czując, jak wiatr owiewa jej twarz. Promienie wstającego znad jeziora słońca muskały błonia, sprawiając, że wszystko wydawało się skąpane w złotym blasku. W jakiś sposób ten zwyczajny widok napełnił ją spokojem, choć uczucie pustki pozostało.
Miała jeszcze wystarczająco dużo czasu, żeby zdążyć na śniadanie, ale i tak jej się nie spieszyło. Był wtorek, ale dyrektorka zarządziła wolny dzień, więc większość uczniów schodziła do Wielkiej Sali dopiero koło dziesiątej, zwłaszcza tuż po Nocy Duchów. Nie miała nawet ochoty na jedzenie i udawanie grzeczności w rozmowach przy swoim stole. Chciała również uniknąć konfrontacji zarówno ze Scorpiusem, jak i z Brianem, choć z tym pierwszym jej znajomość najwyraźniej się zakończyła.
Nie chciał słuchać jej wyjaśnień.
Odszedł.
Bolało, lecz rozumiała jego decyzję i nie zamierzała mu się narzucać. Jedyne, co teraz jej pozostało do zrobienia, to zadbanie o to, żeby Brian się od niej nie odwrócił. Chciała bez problemów doprowadzić ich do drugiego, a potem do trzeciego etapu, a to będzie wymagało ogromnego wysiłku, gry aktorskiej i udawania.
Dobry Merlinie, w co ona się wplątała?
Przemyślała solidnie swoją decyzję, lecz nadal nie była przekonana, czy to taki dobry pomysł. Skoro już jednak powiedziała „A”, musiała powiedzieć i „B”, a tym samym doprowadzić plan do samego końca.
Brian nie był złym chłopakiem, bardziej zagubionym i grającym pewnego siebie, podczas gdy tak naprawdę tej pewności nie miał. Jedyny problem stanowiło to, że Rose zupełnie nic do niego nie czuła.
Westchnęła, decydując, że już czas zejść na śniadanie. W końcu wstał nowy dzień, a to oznaczało, że trzeba po raz kolejny użerać się z konsekwencjami własnych decyzji. W sumie nic nowego.
Dopiero teraz zorientowała się, że nadal ma na sobie bluzę Scorpiusa. Zapomniała mu ją oddać, zresztą nawet nie dał jej na to czasu. Będzie musiała ją zwrócić później. Bluza wciąż pachniała nim, tą specyficzną wonią, którą Rose miała okazję wyczuć zawsze wtedy, gdy blondyn znajdował się blisko niej.
Wyszła z sali treningowej i udała się do dormitorium, żeby wziąć szybki prysznic oraz zmienić ubrania. Elissa i Gabrielle jeszcze spały, więc starała się ich nie obudzić. Nie miała ochoty na ponowne kładzenie się do łóżka, chociaż nie nazwałaby tej nocy dobrze przespaną.
Wielka Sala o tej porze świeciła pustkami. Przy stole nauczycielskim siedziało kilku profesorów, pogrążonych w cichej dyskusji, zaś uczniów było jeszcze mniej. No cóż, kiedy można było się wyspać, wszyscy z tego korzystali.
— Hej, Rose, co tak wcześnie? — zagadnął ją jakiś Ślizgon, kiedy przechodziła obok stołu Slytherinu. Malcolm. Ruda kojarzyła go, czasami się pokazywał z Albusem i Scorpiusem, pamiętała, że dzielił z nimi dormitorium. Mgliście sobie przypominała, że chyba to właśnie on chciał, żeby wraz ze Scorpiusem się przyłączyli do gry w butelkę. Teraz, ku jej zdziwieniu, posłał jej oczko. — Ciężka noc?
Żebyś wiedział, Malcolm, żebyś wiedział.

— Trochę — przyznała. — Ale zawsze mogło być gorzej. Czemu jesteś tak wcześnie na nogach?
— Twój drogi kuzyn i chłopak nie dali mi spać. — Uśmiechnął się lekko. W jego oczach błyszczały iskierki świadczące o tym, że spożył eliksir na kaca. — Przysiądziesz się? Twój stół, zdaje się, świeci pustkami.
— On nie jest moim chłopakiem! — zaprzeczyła gwałtownie Rose, czując, że się rumieni.
Malcolm uniósł brew.
— Och, doprawdy?
— Nawet mnie nie irytuj.
Opadła ciężko na ławę obok chłopaka i zabrała się za nakładanie sobie parującej jajecznicy. Skrzaty domowe pracujące w kuchni jak zwykle się bardzo starały.
— A co, pokłóciliście się w nocy?
— Nawet jeśli, myślę, że to nie twoja sprawa, Malcolm.
Zaczęła wściekle dziobać jajecznicę widelcem, ku wyraźnemu rozbawieniu towarzyszącego jej chłopaka.
— Jesteś bardzo poirytowana od rana, słońce. Chyba się domyślam, co jest przyczyną twojego złego humoru, ale w porządku, skoro nie chcesz, nie rozmawiajmy o tym. — Wziął łyk soku pomidorowego. — Jak idą przygotowania do turnieju?
Z deszczu pod rynnę…
— Raczej dobrze — mruknęła niechętnie. — Masz talent do wyszukiwania paskudnych tematów do rozmowy.
— Och, więc o turnieju też nie chcesz rozmawiać? Rozumiem. W takim razie jaki temat nie urazi twojej dumy? — spytał, sięgając po kolejną kromkę chleba. Spożycie eliksiru na kaca wzmagało apetyt.
— Malcolm…
— Mówię poważnie. O, a może eliksiry? Słyszałaś, że za kilka dni będziemy warzyć amortencję?
Rose się tego spodziewała od pewnego czasu, gdyż wertowała niedawno podręcznik do eliksirów. Zawsze się zastanawiała, dlaczego pozwalają na zabieranie się za amortencję dopiero od siódmej klasy, gdyż receptura nie należała do specjalnie skomplikowanych.
Być może dlatego, że sama amortencja mogła w niewłaściwych rękach przynieść więcej szkód niż pożytku. Tak na dobrą sprawę jednak każda wystarczająco dobra w eliksirach osoba mogła zabrać kociołek do dormitorium i stworzyć wywar, więc to chyba i tak nie miało większego sensu. Kto by jednak nadążył za absurdami edukacji?
— Tak myślałam. — Przytaknęła. — A co, już planujesz, jak ją wykorzystać?
— Oczywiście, na pierwszej bezbronnej dziewczynie, która się nawinie!
Wyszczerzył zęby do Rose, a ona w odpowiedzi uniosła brwi.
— Rozumiem, że jako Prefekt Naczelny powinnam ostrzec cały zamek i skonfiskować ci po zajęciach cały zapas amortencji?
— Pani, złamałabyś mi tym serce!
— Dobrze się bawicie? — dobiegł ich rozbawiony głos Albusa, więc oboje jak na komendę unieśli głowy. Kuzyn Rose stał przy stole Slytherinu, patrząc na nich z wyraźną kpiną. Merlin jeden wie, jak długo podsłuchiwał ich rozmowę, gdyż nawet nie zauważyli, kiedy wszedł do sali.
— Bardzo dobrze, dzięki — odparł Malcolm bez mrugnięcia okiem. — Dołączysz do nas, panie Potter?
Albus skinął głową i usiadł naprzeciwko nich, nagle przybierając poważny wyraz twarzy.
— Dobrze cię widzieć, Rose — stwierdził cicho. — Mam nadzieję, że się za bardzo nie przejmujesz tym palantem.
Serce dziewczyny na sekundę zamarło.
— Czemu miałabym…?
— Daj spokój — zirytował się Al. — Oboje doskonale wiemy, dlaczego miałabyś.
— Rozmawiałeś z nim?
— Ba, pokłóciliśmy się. Nie jesteś jedyną osobą, która od wczorajszej nocy ma z nim na pieńku. Nie mam pojęcia zielonego, co w niego wstąpiło, naprawdę, zachowuje się strasznie nieracjonalnie, zupełnie jak nie on.
— Potwierdzam, dzisiaj oboje na siebie nakrzyczeli i wyszli z dormitorium, trzaskając drzwiami, przez co człowiekowi nie dali pospać — wtrącił się z udawanym oburzeniem Malcolm.
— Przepraszam. Nie chcieliśmy cię obudzić. Następnym razem rzucimy zaklęcie wyciszające na cały pokój, wyłączając twoje łóżko. Rose, Scorpius powiedział mi w nocy o wszystkim, więc wiem, jaka jest sytuacja, ale chciałbym z tobą też porozmawiać, bo jest parę rzeczy, których nie rozumiem.
Rose zrobiło się słabo; chyba wiedziała, o jakich rzeczach mówił Albus.
— Tak?
— Wolałbym o tym porozmawiać w innym miejscu, niekoniecznie tutaj — odparł spokojnie, choć na jego twarzy malowało się zmartwienie. — To jest sprawa, którą trzeba omówić w cztery oczy, a nie w Wielkiej Sali przy wszystkich.
— Hej, wiesz, że ja nikomu nie wydam waszych małych brudnych sekrecików — zaprotestował Malcolm.
— Tu nie chodzi o ciebie, tylko o pozostałych. Mimo wszystko nie chcę, żeby ktokolwiek podsłuchał naszą rozmowę. Wielka Sala jest miejscem rozsiewania się wszelkich ploteczek, a tego lepiej uniknąć.
Ruda skinęła głową, zgadzając się z nim.
— Spacer po błoniach po śniadaniu? — zaproponowała. — Jest dosyć wcześnie i trochę zimno, ale możemy wziąć kurtki. Na dworze jest dosyć przyjemnie.
— Jasne.

Rose miała rację, poranek wstał rześki i przyjemny, choć chłodny. Z ust wydobywały się obłoczki pary, szybko rozwiewające się w świetle dnia. Ziemia pod ich stopami nosiła jeszcze ślady wilgoci, zwłaszcza grunt w okolicy jeziora.
Minęli kępkę wierzb i podeszli aż do brzegu wody, pozwalając, by fale praktycznie lizały im buty.
Nie odzywali się do siebie przez całą drogę z zamku i dopiero Albus przerwał milczenie, nie wytrzymując ciszy:
— W porządku, droga Rose, co się dzieje?
— Wpakowałam się w sytuację bez wyjścia — przyznała, wpatrując się w odległy brzeg jeziora.
— Opowiedz mi o tym.
— Scorpius się na mnie wściekł, bo na jego oczach pocałowałam Briana. — Wzruszyła ramionami. — Miałam do wyboru to albo przegranie konkursu. Widzisz, nie jest łatwo przejść do kolejnego etapu, jeśli partner nie potrafi tańczyć i brakuje mu pasji. Więc…
Brwi Albusa powędrowały w górę.
— Więc chcesz go w sobie rozkochać i w ten sposób sprawić, żeby zaczął tańczyć z pasją?
— Mniej więcej.
— Rose, wiesz, że ten plan ma więcej dziur niż jasnych stron? — spytał zmartwiony.
— Wiem. Przemyślałam to. Ale naprawdę nie znalazłam innego wyjścia. Widzisz, mimo tych wad plan ma spore szanse powodzenia, właśnie dlatego, że jest szalony i zarazem genialny.
Spojrzała na kuzyna i zaraz potem odwróciła wzrok, nie mogąc znieść spojrzenia jego zielonych oczu, choć nie było w nich oskarżenia. (I mimo podobnego koloru tak bardzo się różniły od oczu Scorpiusa). Kopnęła jakiś kamyk; z pluskiem wleciał do jeziora, tworząc kręgi.
— A czy ty chcesz się bawić uczuciami tego chłopaka? Będziesz potrafiła złamać mu serce po konkursie, jeśli nic do niego nie czujesz? Nie jesteś typem człowieka, który krzywdzi ludzi. Naprawdę chcesz to teraz zmieniać?
— Nie wiem, Al. Naprawdę nie wiem. Lubię Briana, to dobry chłopak, i nie wykluczam opcji, że poczuję do niego coś więcej. Być może to po prostu przyjdzie z czasem.
— A Scorpius?
— Merlinie, co on ma do rzeczy? — zdenerwowała się. — Sądziłam, że rozmawiamy o Brianie, a nie o Scorpiusie.
— Sądziłem, że ci na nim zależy.
— To się pomyliłeś — odparła cicho. Nie pozwoliła sobie na podniesienie głosu, bojąc się, że zadrży. — Nic do niego nie czuję.
Albus nie wyglądał na przekonanego, lecz, dzięki Merlinowi, nie powiedział nic więcej, tylko zagarnął Rose w swoje ramiona i przytulił, doskonale zdając się wiedzieć, czego kuzynka może potrzebować.
— Nie martw się, Rosie. Cokolwiek zadecydujesz, będę cię wspierał.
— Dziękuję, Al. Naprawdę. To wiele dla mnie znaczy. Ale nie możesz też się przeze mnie kłócić ze swoim przyjacielem.
Naprawdę się o to martwiła.
— W porządku, Rosie. — Al uniósł do góry ręce, poddając się. — Porozmawiam z nim i spróbuję załagodzić sytuację, ale nie obiecuję. Mimo wszystko to ty jesteś moją rodziną i jesteś dla mnie o wiele ważniejsza, dlatego stanę za tobą murem, cokolwiek byś nie zrobiła. Więc się nie przejmuj…
— Nawet jeśli prawdopodobnie kogoś skrzywdzę?
Tym razem to Rose świdrowała wzrokiem Ala, który się po prostu uśmiechał.
— Wtedy postaram się doprowadzić do tego, żebyś nikogo nie skrzywdziła. Pomogę ci, Rosie, jeśli tylko mi na to pozwolisz.
— Jak chcesz mi pomóc? — spytała, wcale nie zaskoczona, ale też i niemająca zbyt wiele nadziei. — Mówiłam ci, że z tej sytuacji nie ma żadnego innego wyjścia. Poza tym nie cofnę już tego, co zrobiłam… Mleko się wylało, jak mówią mugole, pozostało mi tylko brnąć do przodu.
Oczy Ala rozbłysły.
— A gdybym ci powiedział, że jest trzecie wyjście?
Nadal nie dowierzała, gdy brunet jej opowiedział, co wymyślił, a potem nazwała go szatanem i geniuszem w jednej osobie. A potem się zaczęła śmiać.

Kiedy wieczorem tego samego dnia przyszła do sali treningowej, Brian już siedział w środku. Podejrzewała, że na nią czekał, świadomy tego, że prędzej czy później musiała tam zawitać. Poniekąd było jej to na rękę, gdyż dzięki temu nie musiała go szukać po całym Hogwarcie.
— Cześć — przywitała się.
Brian poderwał się z miejsca, wyraźnie zestresowany. Podszedł do dziewczyny niepewnym krokiem, czując pustkę w głowie. Długo układał sobie w myślach przemowę, którą chciał wygłosić podczas ich następnego spotkania, ale gdy ono nastąpiło, nagle wszystkie słowa wyparowały, pozostawiając nieznośny, pulsujący ból głowy.
— Rose, ja… — zaciął się, po czym udało mu się wykrztusić: — Możemy porozmawiać?
Przytaknęła słabo.
— Tak, jasne.
— Uhm… Ech, w myślach wypowiedzenie tego było znacznie prostsze. — Skrzywił się zauważalnie, przeczesując dłonią włosy. — W takich chwilach naprawdę mi brakuje gryfońskiej odwagi…
— Ślizgoni też są w jakiś sposób odważni — zauważyła nieśmiało Rose. Udzieliło jej się zdenerwowanie Briana.
— Jakoś tego nigdy nie zauważyłem. — Uśmiechnął się lekko, prawie niedostrzegalnie, po czym znowu spoważniał. Jego twarz jednak pozostała czerwona, choć dziewczyna nigdy by nie pomyślała, że Brian potrafi się rumienić. — Rose, bardzo niezdarnie próbuję ci przekazać… To znaczy… Merlinie, nie umiem o tym wszystkim rozmawiać! Faceci nie potrafią mówić o uczuciach…
— Brian…
— Nie, poczekaj, muszę to z siebie wydusić. Błagam. Merlinie, to jest żenujące… — Wziął głęboki oddech i wówczas wypalił: — Wiem, że już wcześniej o ten temat zahaczaliśmy, ale czy twoje uczucia… się jakoś zmieniły? Mam na myśli ten pocałunek… Nie do końca rozumiem, o co chodzi, bo sądziłem… Sądziłem, że wolisz kogoś innego…
Rose na chwilę przymknęła oczy, przypominając sobie słowa Albusa i ich poranną rozmowę. Ważyła w myślach słowa, które zamierzała wypowiedzieć; jakoś wszystkie wydawały jej się nieadekwatne do sytuacji. Przede wszystkim nie chciała zranić Briana, ale też i nie robić wielkich nadziei.
— Prawdę mówiąc, sama się w tym wszystkim pogubiłam — przyznała. — Pocałowałam cię niejako pod wpływem emocji, ale sama nie wiem, co właściwie czuję. Myślę, że potrzebuję czasu. Przepraszam, Brian.
— Nie, to nie tak… Znaczy, w porządku, jeśli jesteś pewna, to dla mnie nie ma problemu. Nie chcę cię do niczego zmuszać. Tylko wiesz… Daj znać, jak już dojdziesz ze wszystkim do ładu — no wiesz, ze swoimi uczuciami… Chciałbym wiedzieć, na czym stoję. To może zabrzmieć szaleńczo, ale zależy mi na tobie, Rose, ale też i nie chcę, żebyś się czuła przymuszona czy coś…
Skinęła głową, czując, że robi jej się słabo.
— Dziękuję, Brian, doceniam to. Tylko to może zająć trochę czasu…
— Nie ma problemu, poczekam — zapewnił ją; jego pewność siebie powracała, przynajmniej w jakimś stopniu, gdyż wiedział przynajmniej, na czym stał. Na razie.
— Dziękuję — mruknęła. — W takim razie wracamy do treningu? Musimy się brać do roboty, bo turniej coraz bliżej. Niedługo przybędą inne reprezentacje i zrobi się naprawdę gorąco… Merlinie, chyba na razie wolę o tym nie myśleć.
— Damy z siebie wszystko, jestem pewien!
Pytanie brzmi, drogi Brianie, czy to nie będzie za mało…
Złapałam taką wenę na Taniec, że idę do przodu jak burza! Trzymajcie kciuki, żeby udało mi się jak najwięcej napisać. :D Ach, i zmieniłam szablon, bo poprzedni był mało Tańcowy i mnie irytował, mam nadzieję, że ten Wam się spodoba równie bardzo, jak mnie. ^^ Pozdrawiam cieplutko,bawcie się dobrze w Sylwestra! :D // A nowy rozdział będzie 12.01.

18 komentarzy:

  1. Jestem ciekawa co Albus wymyślił 😂 mam nadzieje ze niedługo się dowiemy... Ughh Scorpius powinien naprawić to co zwalił i zacząć walczyć o Rose
    Czekam na nexta
    I życzę
    Duuuuuużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "niedługo" trochę potrwa, to akurat mogę powiedzieć. XD

      Dziękuję, przyda się i tak <3

      Usuń
  2. Cześć ;)
    Zastanawiam się jak można mieć tyle werwy w pisaniu ;) Idziesz jak burza z rozdziałami, a ja nie mogę napisać jednego od miesiąca, ciągle brakuje mi czasu.
    Cudowny rozdział. Scorpius w zazdrosnym wydaniu, wydaje się być odrobinę nieracjonalny. Choć z drugiej strony tak jak powiedział Brian: faceci nie potrafią rozmawiać o uczuciach ;)
    Mam nadzieję, że wszyscy się pogodzą i uda im się dogadać.
    Bardzo ładny szablon. Podoba mi się kolorystyka.
    Cóż, ja będę kończyć. Życzę ci udanego Sylwestra i spóźnionych Wesołych Świąt ;)
    Pozdrawiam, Equmiri

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz owszem, ale wcześniej miałam taką posuchę, że ledwo się wyrobiłam z piętnastym rozdziałem i pisałam inne opowiadania. Teraz to sobie odbijam. :D
      Cieszę się, że szablon się podoba!

      I zresztą nawzajem. :D

      Usuń
  3. Dobrze Albus zrobił, że trochę potrząsnął Scorpiusem podczas tej kłótni. W tym momencie Scorpius trochę przesadził z tą zazdrością. Jak mu tak bardzo zależy na Rose to powinien spróbować jeszcze raz o nią zawalczyć, a jeżeli mu się nie uda to pogodzić się z tym, że wybrała innego.
    Warzenie eliksiru zbliża się do końca. Ciekawe czy uda się zdobyć dziką zagajewkę i jaki ten eliksir wyjdzie.
    A jednak Rose nie będzie musiała w swoim planie krzywdzić Briana. Ciekawe jakie rozwiązanie Albus wymyślił.

    Czekam na kolejny rozdział.

    Szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ale cóż, Scorpius mimo wszystko nie jest kretynem i do tego zależy mu na Rose. :3

      Wzajemnie! :D (A przynajmniej mam nadzieję, że będzie szczęśliwszy niż końcówka obecnego).

      Usuń
  4. Zazdrosny Scorpius jest w gruncie rzeczy uroczy, ale trochę mu na mózg padło xD Nie spodziewałam się, że dojdzie aż do tego, że pokłóci się z Alem. Z drugiej strony dobrze, że Potter stanął po stronie Rose i ją wspiera.
    Jestem ciekawa tego "planu C"... Czy to jest to, co w sumie już zostało ujawnione - Rose będzie musiała się "zastanowić" nad uczuciami do Briana i zajmie jej to tyle czasu, że turniej się skończy? Czy to coś zupełnie innego?
    Kurczę, mam nadzieję, że Rose się nim jednak nie zakocha. Bo jej podejście do problemu jest nieco niepokojące... xD Ale jeśli Scorpius chce ją, że tak powiem, odzyskać, niech zacznie działać!
    Jeżu, czytając fragment w łazience miałam takiego stracha, że coś nie wyjdzie, bo nie ma Rose xD Ale na szczęście jest dobrze ;D
    Współczuję jej obecnej sytuacji i trzymam kciuki za powodzenie planu.
    Malcolm od razu zdobył moją sympatię! Aż nie pasuje na Ślizgona xD Taki sympatyczny, wesoły i dowcipny, skojarzył mi się z Lee Jordanem ;)
    Cała scena rozmowy na śniadaniu z nim świetnie wyszła ;)
    Ogólnie rozdział wydaje mi się dosyć przełomowy - kłótnia Scorbusa xddd i rozmowa Rose z Brianem.
    Zostaje jeszcze ostatnia kwestia: co zrobić z Grimmerem i jego domem? Jednak Ślizgon czy Gryfon? A może Puchon? Uczynienie go Ślizgonem byłoby chyba najłatwiejsze, bo najmniej będziesz musiała zmienić (patrz impreza w Noc Duchów i kilka innych wzmianek). Ale (wiem, że nie zaczyna się zdania od "ale" xD) według mnie bardziej pasuje na Puchona, poza tym jego siostra już jest w Slytherinie, więc będzie to urozmaiceniem. I dodatkowo nie chcę, żeby taka ciota była w moim ulubionym Gryffindorze xD A do Ravu mi po prostu nie pasuje; jest za głupi :P
    Życzę udanego Sylwka i weny oczywiście, ale nie na Sylwestrze haha :D
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam ;)
    ~Arya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, padło mu na mózg, ale zazdrośni faceci naprawdę potrafią być zaślepieni. xD
      To coś zupełnie innego. Inne wyjście z tej sytuacji, które doprowadzi w końcu do tego, na co wszyscy czekają... :D W kolejnych rozdziałach nie ujawnię jeszcze, co wymyśliłam, będę tylko rzucać wskazówki, ale napiszę wprost, że dzięki temu zatańczą ze sobą, i to nie tylko jeden raz. :3 (Kurczę, przypomniałam sobie rozdział XVIII, który pisałam dzisiaj w nocy, i chyba pod nim w komciach zobaczę same serduszka, ale ciiiiiiiii, ja nic nie mówiłam. Boże, jestem trąbą jerychońską). Tak więc spoko, Scorp zacznie działać, to nie jest typ faceta, który siedzi z założonymi rękami i czeka, aż coś samo do niego przyjdzie. XD
      A wiesz, że o tym ich podobieństwie nie pomyślałam? Ale jak tak teraz się nad tym zastanawiam, to faktycznie, Malcom i Lee mają dużo wspólnego. :D
      Kolejne będą jeszcze bardziej przełomowe. Mam wrażenie, że w kilku ostatnich trochę drepczę w kółko i piszę w kółko o tym samym, ale niedługo zaczyna się konkretna akcja i powinno być lepiej.
      Właśnie jeszcze nie wiem, ale Hufflepufff to wcale nie taki zły pomysł, choć jak teraz nad tym myślę, najbardziej chyba widziałabym Briana w Slytherinie. Ewentualnie pokombinuję, żeby Conrada przenieść... Kurczę, muszę pomyśleć. XD

      Pozdrawiam również! :3

      Usuń
  5. Hm... Ja rozumiem Scorpiusa. nawet zupelnie obiektywnie rzecz biorąc, bez emocji, pomysl Rose na rozkochanie w sobie Briana do zbyt szlachetnych nie należy. A jeśli dodać do tego, co Scorpius do dziewczyny czuje... NO to tym bardziej nie dziwię się jego wściekłości. I troche mnie wkurza, że Albus tego nie widzi (w sensie tego, że nie nagadał Rose, jeśli chodzi o Briana), ale z drugiej strony nie dziwię się mu, że nagadał Scorowi. Bo faktycznie jeśli Malfoy chce być z Rose, to powinien się tym zająć, a nie się złościć i obrażać. Z drugiej strony koniec konców Potter najwyraźniej cos złego w zachowaniu Rose widział, bo wymyślił jakąś trzecią opcję. Ciekawe jaką. Nie wiydaje mi się, że Rose wprowadziła ją juz w życie, bo w rozmowie z Brianem tego nie dostrzegłam. Pewnie to później wydzjie... I troche sie boję, bo to też nie brzmi do końca OK XD ale z oewnością będzie ciekawie.
    A jesli chodzi o krótki fragment dotyczący eliksiru... trochę mnie zdziwiła ta sytuacja. Jeśli dziewczyny się umówiły, to troche dziwne, że Rose naprawdę o tym zapomniała, a Gabbie aż tak się upiła, że gdyby nie Jon, to by nie przyszła. Jakoś to mi nie pasuje do ich przyjaźni. A jesli nie, to dlaczego Elissa akurat tego konkretnego dnia chciała dodawać ten włos jednorożca?
    Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku. Zapraszam również na Niezależność

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Albus to widzi, tylko że stanął po stronie Rose, bo a) ona jest jego kuzynką; b) nie znają wszystkich szczegółów historii i nie wyklucza opcji, że Rose się w nim zakochała; c) Scorp zareagował jak zazdrośnik i histeryk :D
      No czasem się tak zdarzy, że się na coś umawia z przyjaciółmi, a to jednak wylatuje z głowy, pomimo najszczerszych chęci, zwłaszcza kiedy zwalą się na głowę inne sprawy - Rose była pochłonięta rozmową ze Scorpem, no a Gab... Gab się zapomniała. ;) A włos jednorożca dodawaly wtedy ze względu na dwie rzeczy - tak było w przepisie, no i do tego noc duchów jest uważana za jedną z najlepszych dla magii - dlatego stwierdziłam, że to dobra pora na dodanie kolejnego składnika eliksiru. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Albus trochę gwałtownie zareagował, a miałam go za ostoję spokoju :p Prawdę mówiąc sama dałam się wkręcić i uwierzyłam, że Brian może rzeczywiście jest jakiś podejrzany :D Tymczasem wygląda na to, że uległam sugestiom Scorpiusa. Psikus :p
    W sumie Rose się ładnie wyplątała z tej skomplikowanej sytuacji i jestem ciekawa jaki jest ten demoniczny plan Albusa :D
    A! No i urzekł mnie Malcolm! Naprawdę! Konwersacja godna prawdziwych ślizgonów :)
    Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Al czasami potrafi się zachować jak prawdziwy Weasley, w końcu ma za matkę Ginny. :D
      Demoniczny plan Ala jest demoniczny. ;D
      Cieszę się bardzo! :D

      Pozdrawiam ciepło <3

      Usuń
  7. Hejka, dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i przeczytałam wszystko jednym tchem :)
    Ciekawi mnie co wymyślił Albus i jak Malfoy zawalczy o Rose.
    Ogólnie to fajnie by było gdyby zamienili się parami i tańczyli razem.
    Czekam na kolejny rozdział i weny ^^
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Razem na pewno będą tańczyć, a jak - to już sprawa na kolejne rozdziały. :D

      Za wenę dziękuję, przyda się, bo nigdy jej za mało! :3

      Usuń
  8. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale udało Ci się w jednym momencie idealnie wyrazić to, co myślę.
    Jesteś genialna! :D
    Rozdział jest świetny, a ja chciałabym bliżej poznać ten szatański plan. :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W którym momencie? ;> Jestem bardzo ciekawa!

      ...a ja właśnie siedzę nad dwudziestym pierwszym rozdziałem i dosłownie płaczę, bo Taniec się samoistnie rozrósł w labirynt i już nad nim nie panuję... XD

      Usuń
    2. O tutaj :3
      "Al zaczynał mieć serdecznie dosyć tej rozmowy i nakręcającej się spirali złości oraz zazdrości Scorpiusa. Do pewnego stopnia go rozumiał, ale blondyn zaczynał gadać jak katarynka, odtwarzając wciąż tę samą melodię. Zamiast spróbować samemu coś zdziałać, wolał jęczeć, jakim Brian jest debilem i co Rose wyprawia. Irytowało go.
      — W takim razie trzeba było działać, póki był czas. Chyba już spierdoliłeś swoją szansę, ale możesz jeszcze próbować. Przestań, do cholery, narzekać, jak bardzo twoja duma jest pokrzywdzona i jeżeli ci zależy na Rose, to zacznij działać! Jesteś facetem czy nie?! Dlaczego ja mam cię ustawiać do pionu? Co się z tobą ostatnio dzieje?! Zazdrość chyba zżarła ci mózg!"

      Ooo... :3 Będzie ciekawie! XD

      Usuń
  9. Znowu ledwo się ogarniam, żeby wyprzedzić rozdział, wiec wybacz chaotyczność, jakiej się spodziewam po tym komentarzu xd ale z drugiej strony to patrz, jaki ze mnie mózg operacji, skoro zawsze pamiętam, na kiedy zapowiedzialas następny!
    Boże,  jak ja uwielbiam Albusa. Skoro Rose ma zaklepanego Scorpa, to ja zamawiam Pottera. Będę mieć sławnego teścia.
    Scorpio się zachowuje, jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę. Zazdrośni faceci są niemozliwi. Ale napisałaś to tak realistycznie! Ile razy ja widziałam takie durne  zachowanie!
    Na szczęście Albus Wszechwiedzacy trzyma go w ryzach.
    " O co ty się właściwie wściekasz? O niego czy o nią? Nic ci nie odpowiada. Jeśli się w nim zakochała, niedobrze, bo jest palantem i ją skrzywdzi, jeżeli się w nim nie zakochała i wykorzystała, to też niedobrze, bo się sprzedała… Czy ty siebie słuchasz?!" - w punkt, Albus!
    I tak samo jak Arya, miałam taki irracjonalny strach, że dziewczyny coś zepsuja z eliksirem, tylko dlatego ze nie ma Rosie xd patrz, jak nas od niej uzaleznilas!
    Ciesze się ze Al I Rosie są tak blisko i wgl mam takie wrażenie, że on staje się jedynym głosem rozsądku w tej historii, taka ostoja opowiadania xd
    Dobrze ze pogadali i Albus wymyślił "plan C" i mimo że nie znamy szczegółów to na pewno jest genialny, bo w końcu wymyślił go Albus. Tylko błagam, niech Rose nie dojdzie do wniosku ze jednak pobaraszkuje z Brianem, bo umrę.
    I niech oni znowu razem zatancza!
    Pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje