czwartek, 26 stycznia 2017

18. Uciekaj, moje serce

Huehuehue, jak zapowiadałam, to najsłodszy rozdział w historii Tańca. Mam nadzieję, że nie przerazicie się ilością cukru (starałam się!). ^^ A, piosenka wymieniona na samym początku służyła mi jako podkład podczas pisania, więc polecam ją puścić i wsłuchać się w słowa. :3 // A nowy rozdział będzie 9.02. 

— A więc ty też poszukujesz jedzenia o tej nocnej porze, kuzynko?
— Właściwie to nie — odparła, siadając naprzeciwko niego. Jeden ze skrzatów chciał również zaproponować jej pudełko lodów (śmietankowych, jej ulubione!), ale odmówiła, nie chcąc się pochorować. — Przyszłam tylko po mleko z miodem. Zasiedziałyśmy się z dziewczynami i uznałyśmy, że będzie dobrze je wypić przed pójściem spać.
— Och, miałyście noc babskich pogaduszek?
Al uniósł brew, po czym wbił łyżeczkę w kremową grudkę. Wbrew pozorom lody smakowały naprawdę dobrze, jak zresztą wszystko, co przygotowywały skrzaty.
— Powiedzmy. — Rose skrzywiła się, nie chcąc mówić mu za wiele. Obiecała Elissie, że w tej sprawie dochowa tajemnicy, nawet jeśli zwykle się zwierzała kuzynowi ze wszystkiego. — A ty co tutaj robisz? Naszło cię nagle na lody?
— Powiedzmy — powtórzył z sarkazmem jej słowa, przewracając oczami. — A tak naprawdę to nie mogłem wytrzymać w jednym pomieszczeniu z Malcolmem. Chyba się zakochał, palant jeden, bo gada tyle o jakiejś dziewczynie-blondynce, że nie da się go słuchać. Musiałem zwiać, a kuchnia wydawała się dobrym rozwiązaniem. Przynajmniej mają tutaj jedzenie.
Roześmiała się, a potem rzuciła niepewnie:
— Och. A… Scorpius…?
Na sam dźwięk tego imienia jej serce zaczynało bić szybciej, zaś Al tylko wzruszył ramionami.
— Wyszedł wcześniej niż ja. Może go gdzieś spotkasz, jak będziesz wracać. Podejrzewam, że kręci się po zamku, bo jak zwykle nie może spać.
— Och…
Albus rzucił jej rozbawione spojrzenie.
— Dlaczego o niego pytasz?
— Wiesz, w końcu mamy razem wykonać ten twój plan… I jak się uda, to zatańczymy razem… Po prostu to wszystko jest takie dziwne i poplątane, że aż nie mogę w to uwierzyć — stwierdziła, opierając podbródek na dłoni. — Wiesz, jeszcze na początku roku go nienawidziłam. Teraz… Teraz już sama nie wiem. Zrobił mi w głowie niemały bałagan i nie wiem, co o nim myśleć.
— No wiesz, to typ złego chłopca, nic dziwnego, że cię do niego ciągnie — zaśmiał się Potter, przełknąwszy ostatni kawałek lodów. — Nie no, dobra, żartuję. Znam go od siedmiu lat i może nie twierdzę, że znam go całkowicie, bo ostatnie wydarzenia zaskoczyły również mnie, ale na tyle dobrze, żeby powiedzieć, że to dobry facet. Mam na myśli to, że on by nikogo celowo nie skrzywdził, bez względu na reputację Ślizgonów, śmierciożerców i jego ojca razem wziętych. Wiem, że często ci dogryzał, ale… — zaciął się, zastanawiając się, jak ubrać swoje myśli w słowa. Nie chciał też zdradzać za wiele, bo nie miał pojęcia, jak dużo Scorpius jej zdradził. — Nie chciał cię skrzywdzić.
— Ale…
— Dobra, może inaczej. Nie wiedział, że jego słowa mają na ciebie aż tak duży wpływ i myślał, że obrócisz to w żart, zamiast się złościć. Po prostu… ech, nie jestem dobrą osobą, żeby ci to wyjaśniać. Myślę, że to z nim powinnaś porozmawiać.
Rose przez chwilę milczała. Odezwała się nieco zmienionym głosem:
— Powiedział ci o naszej rozmowie?
Ups. Albus, ty stara gaduło!
— Nie…
— Kłamczuch z ciebie. — Pokazała mu język, ale zaraz spoważniała. — Co ci powiedział?
— Właściwie to nic specjalnego. Zauważyłem tylko, że chodzi bardzo zamyślony, jakby wciąż odtwarzał w myślach waszą rozmowę i zapytałem go o to. Odpowiedział mi, że przypomina sobie wszystkie sytuacje, w których się sprzeczaliście albo coś mówił bez zastanowienia, i zastanawia się, czy naprawdę zachowywał się aż tak źle.
— C-co… Mówisz serio?
— Tyle od niego usłyszałem. — Al ponownie wzruszył ramionami. — Nie wnikałem głębiej, bo widać było, że nie chce o tym rozmawiać, ale Rose… Jemu naprawdę na tobie cholernie zależy. Może tego nie powie na głos, ale oboje to wiemy. Nie wiem… Może dałabyś mu szansę? Nie mówię, że masz to zrobić, ale… Jest mi go zwyczajnie żal, bo widzę, że się męczy. Mój plan jest najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o twoje uwolnienie się od Briana, ale też i myślę, że to wam dużo da, bo do siebie pasujecie. Ale jeżeli nadal uważasz, że mogłabyś cokolwiek poczuć do Briana, nie będę cię zatrzymywał. To twoje życie i twoja decyzja, a ja tylko mówię…
— Jesteś dzisiaj strasznie rozgadany, Al — przerwała mu w pół zdania. — Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz słyszałam z twoich ust taki potok słów!
— To dlatego, że zależy mi na waszym szczęściu i niesubtelnie próbuję was wyswatać!
Roześmiali się oboje. Rose sięgnęła po dłoń kuzyna i ścisnęła ją.
— Przemyślę to, Al. Obiecuję. Postaram się go nie skrzywdzić. — Spuściła wzrok na blat stołu. — Prawdę mówiąc… może faktycznie dam mu szansę.
— Tylko pamiętaj, nie musisz tego robić, jeżeli nie chcesz. Zmuszanie się do kochania kogoś nie ma sensu.
Nawet o tym nie wiedząc, Al wypowiadał na głos jej własne myśli, które nawiedzały ją podczas kąpieli w wannie.
Zmuszanie się do kochania kogoś nie ma sensu. Dlatego nie mogło im się udać z Brianem, ale ze Scorpiusem… Z nim sytuacja była zupełnie inna. Potrzebowała jedynie czasu, żeby poukładać sobie w głowie, co właściwie czuła, bo jak na razie miała w umyśle tylko kolorową plątaninę wspomnień, emocji oraz myśli. Rozplątywanie tego mogło się okazać nie takie proste.
— Wiem. Dzięki, Al. Dzięki, że jesteś. Nie obiecuję ci niczego — ścisnęła mocniej jego dłoń — bo sama nie wiem, co postanowię. Ale jakoś dojdę z tym wszystkim do ładu.
Skinął głową, po czym się lekko uśmiechnął.
— Powodzenia, Rosie.
— Dziękuję, przyda się. — Wstała z ławy, lekko się krzywiąc. Nieco zabolał ją tyłek od tego siedzenia, chociaż wcale nie rozmawiali bardzo długo. — Czas chyba wracać do dormitorium. Miałam tylko przyjść po mleko, a skończyłam na pogaduszkach z tobą… Mam nadzieję, że dziewczyny nie pomyślą, że gdzieś przepadłam, i nie zaczną mnie szukać.
Wzięła od drobnego skrzata trzy kubki z gorącym mlekiem oraz miodem i wyciągnęła różdżkę, żeby przetransportować naczynia za pomocą zaklęcia lewitacji. Po coś w końcu była magia, prawda?
— Okej, nie będę cię zatrzymywać. Dobrej nocy, Rosie.
Al puścił jej oczko i uśmiechnął się szeroko, gdy przytulała go na pożegnanie.
— Dobrej nocy tobie również.

Jej kuzyn chyba naprawdę miał dar przewidywania. Albo po prostu tak dobrze znał Scorpiusa. W każdym razie Rose faktycznie na niego wpadła podczas powrotu do Wieży. Znajdowała się już w połowie drogi, transportując przed sobą kubki, gdy usłyszała ciche kroki. Modliła się, żeby nie wpaść na żadnego nauczyciela, a akurat teraz znajdowała się w korytarzu bez żadnych wnęk, zakrętów czy zbroi, za którymi można by było się schować. Rozejrzała się zrozpaczona, po czym zdecydowała, że uda się z godnością naprzód i najwyżej zarobi szlaban.
Ku swojemu zdziwieniu ujrzała jednak wychodzącego zza zakrętu blondyna. Przez chwilę myślała, że padnie na zawał.
— Merlinie, przeraziłeś mnie — jęknęła. Jej serce znowu biło znacznie szybciej; tym razem nie wiedziała, czy to z powodu adrenaliny, czy bliskości chłopaka.
— Rosie? — odezwał się zdziwiony. — Już sądziłem, że to Filch. Gonił mnie przed chwilą, ale mu zwiałem. Wracasz do Wieży?
— Tak…
— Nie chcesz może dotrzymać mi towarzystwa?
Było ciemno, więc Rose nie widziała zbyt dobrze twarzy blondyna, czuła jednak na sobie jego wzrok. Zawahała się.
— Ja… No nie wiem, chciałam wrócić do dormitorium i zanieść te kubki dziewczynom… — wyjaśniła niezdarnie.
— Mam gdzieś kubki. Chodźmy.
Chwycił dłoń Rose i pociągnął ją w tę samą stronę, z której przyszła, zmusiwszy kubki do wylądowania na parapecie. Jego skóra była ciepła; przyjemnie grzała. Może właśnie dlatego dziewczyna nie zaprotestowała przeciwko temu szalonemu pomysłowi. W ostatnich dniach robiła jednak tyle szalonych rzeczy, że szlajanie się nocą po zamku nie było wcale takie złe.
— Scorp…
— Hm?
— Dokąd idziemy?
— Poczekaj chwilę, chyba słyszę któregoś z nauczycieli — wyszeptał, skutecznie ją uciszając. Przylgnęła do jego ręki, tak jak on nasłuchując. Nie wychwyciła żadnego dziwnego dźwięku, ale może Ślizgon miał lepszy słuch niż ona. — Idzie w tę stronę. Chodź.
Pociągnął ją do jakiejś ciemnej wnęki, którą oboje mijali wiele razy, idąc na lekcje. Było w niej niewiele miejsca, więc stali przy sobie; Rose praktycznie opierała się o klatkę pierwsiową Scorpiusa, starając się oddychać tak cicho, jak to tylko możliwe w obecnych warunkach. Cóż, bliskość chłopaka zdecydowanie nie pomagała.
Po paru sekundach i ona usłyszała zbliżające się kroki. Ktoś bardziej człapał niż szedł i stąd wywnioskowała, że to faktycznie Filch, dzierżący w dłoni latarnię. Jej wątłe światło tańczyło po ścianach, znajdując się coraz bliżej nich. Rose wtuliła się jeszcze bardziej w Scorpiusa, nie zdając sobie sprawy z tego, co robi.
Stary woźny przeszedł koło nich, nie zauważywszy tkwiących we wnęce uczniów. Mamrotał pod nosem jakieś przekleństwa, których ruda nie zrozumiała. Ważne jednak, że nie towarzyszyła mu kotka, gdyż ona na pewno by ich wywęszyła. Sam Filch był już zbyt niedomagający i tracący również wzrok.
— Chodźmy stąd — mruknął do jej ucha Scorpius, ponownie biorąc dłoń Rose. — Twoja ukochana sala treningowa jest blisko, możemy tam chwilę posiedzieć i wrócić potem do dormitoriów. Co ty na to?
Rose skinęła głową. Nie ufała sile swojego głosu, więc nie odważyła się na wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
Zgodnie z obietnicą, dotarli do salki tanecznej. Było w niej piekielnie zimno i Rose nawiedziło uczucie déjà vu. Przecież w momencie ich ostatniej kłótni znajdowali się w tej samej sytuacji — i wtedy też dokuczał im chłód. Czyżby historia miała się powtórzyć…?
Scorpius wyciągnął różdżkę. Zapalił świece w uchwytach na ścianach, po czym rzucił zaklęcie ogrzewające pokój.
— Jesteś wyjątkowo wrażliwym na zimno przedstawicielem czarodziejskiego gatunku — stwierdził z rozbawieniem, unosząc brew. Obserwował, jak usiłuje rozetrzeć ramiona i dać sobie choć odrobinę ciepła.
— Nie pomagasz.
Spojrzała na niego spode łba, wyraźnie niezadowolona.
— A miałem? — roześmiał się, ale zaraz uniósł ręce, poddając się, bo napotkał jej spojrzenie. — Okej, okej, cofam to. Tym razem nie mam ci do zaoferowania swojej bluzy — spojrzał na swoją czarną koszulkę — ale… Chodź tu.
Przyciągnął ją do siebie, kładąc dłonie na jej talii. Odruchowo, żeby nie stracić równowagi, oparła się dłońmi o jego klatkę piersiową i spojrzała w górę, prosto w zielone oczy. Nie spodobał jej się ich wyraz — zwiastował coś niedobrego.
— Chyba mi się nie spodoba to, co zaraz zaproponujesz — stwierdziła.
— Chciałem ci tylko zaproponować coś, co cię rozgrzeje. — Uśmiechnął się szeroko. — Zatańcz ze mną.
— Teraz?
— Jeśli chcesz, jutro też możemy, ale tak, ogólnie chodziło mi o zatańczenie teraz. W końcu razem mamy przejść przez drugi etap, prawda?
— O ile się uda…
— Ciiii. W związku z powyższym powinniśmy zacząć się przygotowywać i dlatego też każdy taniec będzie wskazany, a nawet wysoce pożądany. Dodatkowo dzięki temu przestaniesz zamarzać. Widzisz, same plusy!
Uderzyła go żartobliwie w ramię.
— Gadasz jak potłuczony…
— Próbuję cię tylko przekonać za pomocą wyważonych argumentów, że to ma sens — powiedział całkowicie poważnie, a zaraz potem się roześmiał. — Daj spokój, Rosie, po prostu ze mną zatańcz.
Takiej prośbie nie umiała odmówić.
Dała się zaciągnąć na środek parkietu. Z początku poruszała się niepewnie, jakby do końca nie ufała ani sobie, ani jemu, z wolna się jednak rozluźniała i dała prowadzić. Miał rację, już po chwili poczuła, jak zimno odchodzi, zastępowane przez dziki ogień płynący w żyłach; zawsze powracał, za każdym razem, kiedy z nim była. Po jego uśmiechu i ognikach w oczach poznawała, że czuł dokładnie to samo.
Nie towarzyszyła im muzyka, ale mieli wrażenie, że niesłyszalna melodia ich otuliła. Oni też tańczyli coraz żywiej, energiczniej, porywając się na szalone figury, których w innych okolicznościach nie zrobiliby bez przygotowywania. Teraz jednak potrafili się perfekcyjnie zgrać, dzięki czemu ich ruchy były zsynchronizowane, płynne.
Uciekali od siebie i chwilę później wracali, prowokując drugiego do szaleńczego pościgu. Ich ciała ocierały się; równie dobrze mogliby już nie mieć na sobie ubrań, zupełnie jakby w tym tańcu oboje stali się w jednej sekundzie nadzy.
Przechyliła się w tył, ostrożnie wyginając w łuk. Ufała całkowicie blondynowi i wierzyła, że ją podtrzyma. Jego ręce obejmowały ją w talii, a ich twarze znajdowały się bardzo blisko siebie. Rose po raz kolejny utonęła w oczach Scorpiusa, nigdy jakoś nie potrafiła się wyzwolić z tego czaru, który na nią rzucał. Ledwo poczuła, że chłopak wsuwa jedną dłoń w jej włosy, a drugą zostawia na jej karku, jednocześnie pochylając się coraz bardziej w jej stronę. Patrzyła wciąż na niego jak zauroczona (Merlinie, jaki on był przystojny!), lecz ocknęła się na sekundę przed tym, jak ich usta się zetknęły. Przymknęła oczy, rozpaczliwie przytulając się jeszcze bardziej do Scorpiusa. Ten pocałunek był ostrożny i czuły. Blondyn starał się nad sobą panować, nie chciał bowiem przestraszyć Rose. Wiedział, że gdyby za bardzo się z tym pospieszył, dziewczyna by mu uciekła.
Początkowo sądził, że nie odpowie, ale zaraz zaczęła go całować z pasją równą jego własnej. Nawet nie spostrzegł, kiedy jego własne dłonie zawędrowały na kręgosłup dziewczyny, przyciskając ją jeszcze bardziej do jego ciała.
Ach, walić opanowanie.
Scorpius w całym swoim siedemnastoletnim życiu całował się już z wieloma dziewczynami, lecz żaden pocałunek nie przypominał tego, żaden mu nie dorównywał. Być może też dlatego, że żadnej z tamtych przedstawicielek płci pięknej blondyn nie kochał. I z żadną nie tańczył.
Smakowała wanilią i czarną herbatą. W dziwny sposób stała się dzięki temu jeszcze bardziej seksowna. Trzymała go za ramiona, wierząc, że ją podtrzyma, gdyby straciła równowagę. Zaufała mu całkowicie — i to chyba zaskoczyło go bardziej, niż sam fakt, że się dała pocałować i jeszcze sama zrobiła to samo.
Zatrzymał się, zanim zapędził się za daleko. Przerwał pocałunek i odsunął nieco twarz, na tyle tylko, żeby móc oprzeć swoje czoło o jej. Oboje oddychali ciężko, jakby przebiegli co najmniej maraton. W oczach Rose dostrzegł błysk rozczarowania, więc zaraz ją objął w talii i wyszeptał:
— Gdzie się nauczyłaś tak całować?
Na jej policzkach widniały rumieńce i Scorpius ucieszył się z tego, że to on je spowodował. Było jej z nimi do twarzy, wyglądała uroczo.
— Nie wiem, nigdy się z nikim nie całowałam — przyznała. — Przeczytałam tylko parę artykułów w „Czarownicy” i to wszystko…
Och.
A potem zaczął się śmiać. Uspokoił się, gdy wyczuł niepokój Rose, i pocałował ją w czoło.
— Jesteś niesamowita, wiesz? Sądziłem, że dużo o tobie wiem, ale za każdym razem mnie zaskakujesz. Mówię serio.
— Scorp…
— Naprawdę mógłbym się z tobą tak całować w nieskończoność, ale obawiam się, że musimy już iść. Jest naprawdę późno, a jeśli ktoś nas tutaj przyłapie… — westchnął. — Cóż, wolałbym, żeby nikt nas nie zobaczył.
Posłała mu dziwne spojrzenie, które prawie przegapił, gdy się odsuwał.
— A co, wstydzisz się mnie?
— Nigdy. — Zrozumiała, że mówi szczerze. — Źle mnie zrozumiałaś. Chodziło mi raczej o potencjalną karę, choć w tym wypadku szlaban oznaczałby więcej czasu spędzonego z tobą…
— To może zostańmy tutaj? — zaproponowała nieśmiało. — Mało kto wie o tym miejscu, możemy tu posiedzieć do rana…
— Mam od rana trening z Dominique, muszę się wyspać — przyznał.
Rose trochę to zabolało. Ukryła zażenowanie za rozpuszczonymi włosami.
— Och, okej…
— Jutro wieczorem. Tutaj. — Scorpius podszedł do niej jednym krokiem i pocałował jeszcze raz, czule i delikatnie. — Dobranoc, Rosie.

Przez kolejne dni chodziła jak w transie, zupełnie zszokowana wydarzeniami z tamtej pamiętnej nocy oraz późniejszych. Spotykali się wieczorami, żeby porozmawiać i wspólnie potańczyć. W ciągu tego czasu bariera pomiędzy nimi całkowicie znikła. Rose przyłapywała się na tym, że całkowicie nieświadomie wykonuje gesty świadczące o głębokim zaufaniu do Scorpiusa. Pozwalała mu się dotykać (choć nigdy nie przekroczyli granicy przyzwoitości), sama kładła nogi swobodnie na jego kolanach, przytulała się do niego, opierała o jego klatkę piersiową, gdy czegoś się uczyła. Nawet nie wiedziała, kiedy w ciągu tych listopadowych dni osiągnęli taki poziom zażyłości, że przerzucali się między sobą sarkastycznymi żarcikami oraz docinkami.
Nawet nie wiedziała, jakim cudem udawało jej się godzić naukę z treningami z Brianem, obowiązkami prefekta i wieczorno-nocnymi spotkaniami ze Scorpiusem.
Jeden pocałunek zmienił tak wiele!
Rose mimo wszystko nadal nie była pewna swoich uczuć. Rzuciła się w to wszystko głową naprzód bez myślenia o konsekwencjach i o tym, czy nie spieszą się za bardzo. Bez wątpienia miękły jej nogi na sam widok Scorpiusa, a serducho waliło jak opętane, gdy się całowali, ale to nadal nie wystarczyło do określenia, czy go kocha. Ignorowała oczywiste znaki, w kółko odtwarzając sceny z ostatnich tygodni. Wszystko zdawało się mówić, że Scorpius coś do niej czuje, ale nie chciała do siebie dopuścić tej myśli. Nigdy nie poruszył tego tematu, ona też nie, więc bała się, że zostanie przez niego zraniona.
W końcu on był Księciem Slytherinu, miał przed nią wiele dziewczyn i być może teraz z nią chciał tylko spędzić czas i przejść przez turniej… Może chciał ją tylko wykorzystać.
Jednak w głębi serca nie mogła znieść tej myśli, nie wierzyła też, że naprawdę by to zrobił.
Jak bumerang powracały do niej słowa Albusa, gdy rozmawiali wtedy, w kuchni. Wtedy, gdy stwierdził, że Scorpius jest w gruncie rzeczy dobrym facetem i nigdy by jej nie skrzywdził, bo mu na niej zależy.
Mimo wszystko nadal miała wątpliwości. Potrzebowała deklaracji, chciała wiedzieć, na czym stoi, ale z drugiej strony nie mogłaby się zdobyć na zakończenie tej dziwnej, poplątanej relacji. Scorpius dawał naprawdę duże poczucie bezpieczeństwa. Roztaczał taką aurę, że czuła się po prostu jak w domu — we właściwym miejscu z właściwą osobą.

Zapukał do drzwi, właściwie nie spodziewając się jej tam zastać. Była niedziela, jeden z ostatnich ta słonecznych dni w roku, więc większość uczniów z tego skorzystała i wyległa na błonia. Gryfoni nawet urządzili trening na boisku do quidditcha. Ze zdziwieniem odnotował odpowiedź Rose, więc nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Siedziała na podłodze, opierając się plecami o ścianę i czytając książkę. Podszedł do niej, po czym przykucnął obok.
— Co czytasz?
Widział, że ma dobry humor — poznawał to po mgiełce widocznej w orzechowych oczach oraz błogim uśmiechu. Związała swoje rude włosy w kucyka, który już się przekrzywił, co zdawało jej się nie przeszkadzać. Miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach; odsłaniała ona bladą skórę. W tamtej chwili Rose wydawała się Scorpiusowi bardzo piękna.
— „Mity greckie”. To takie mugolskie baśnie pochodzące z Grecji. — Włożyła do książki zakładkę i dopiero wtedy na niego spojrzała. — Nic szczególnego.
— Wręcz przeciwnie, to brzmi ciekawie — wymruczał, siadając na podłodze. Poprzednia pozycja była zbyt niewygodna, a teraz mógł dotknąć twarzy Rudej bez obawy, że się przewróci na dziewczynę. — Opowiedz mi o tym, proszę.
Przewróciła oczami, ale nie odsunęła się od niego, gdy jedną dłonią dotknął jej policzka, a drugą zaczął wodzić po linii szczęki. To rozpraszało, postarała się jednak o to, żeby zebrać wszystkie swoje siły i mu opowiedzieć chociaż jeden z mitów. W przeciwnym razie mógłby uznać, że wygrał.
— Czytałam właśnie mit o Eurydyce — wyszeptała. — Słyszałeś o niej kiedyś?
— Nie. To jakaś mugolka?
— Scorpius! — Trzepnęła go żartobliwie w ramię, przez co musiał odsunąć dłonie. — Nie. Eurydyka była nimfą. Hamadriadą.
— Ktokolwiek to jest…
— Duch opiekuńczy drzew. Wiesz, taka istota opiekująca się lasem i pomieszkująca w drzewach… Nie umiem ci tego lepiej wytłumaczyć. No w każdym razie Eurydyka była także żoną króla Tracji, Orfeusza. Była bardzo piękna.
— Była ruda? — wtrącił z przebiegłym uśmiechem.
— Chyba nie. Nie sądzę. — Zmarszczyła nos w zamyśleniu. — W Grecji kobiety były zwykle pięknymi blondynkami, rude to tylko na północy Europy.
— Szkoda.
— Nie przerywaj. Eurydyka była tak piękna, że zakochał się w niej Aristajos, syn któregoś z bogów.
— Bogowie mieli dzieci?
— Tak, mieli, i to całkiem sporo — odparła z roztargnieniem, czując, jak palce Scorpiusa zanurzają się w jej włosach. — W każdym razie on zaczął ją gonić, a ona zaczęła uciekać. W trakcie tego pościgu przegapiła żmiję, która ją ukąsiła w stopę. Jad się szybko rozprzestrzenił po jej ciele i zmarła.
— Ta bajka ma szczęśliwe zakończenie?
— Nie, ale jest tragicznie romantyczna.
Przeniosła się na jego kolana i zarzuciła mu ręce na szyję.
— Hm… Nie przekonuje mnie to.
— Niby dlaczego? Wiesz, Orfeusz potem z miłości do swojej żony wstąpił do czegoś w rodzaju greckiego odpowiednika piekła, chcąc ją stamtąd wyciągnąć — wyszeptała mu do ucha. — Co prawda mu się to nie udało, ale przecież to jest takie romantyczne! Kochał ją tak bardzo, że próbował przezwyciężyć śmierć…
— Mam nadzieję, że nigdy mnie do tego nie doprowadzisz — stwierdził rozbawiony Scorpius. — Myślę, że przezwyciężanie śmierci lepiej pozostawić Grekom. Chodźmy potańczyć.
— Postaram się, ale nie obiecuję.
Spojrzała na niego z przekorą, pozwalając, by ich spojrzenia się zetknęły. Bliskość Scorpiusa już od dawna jej nie irytowała, nie naruszała też przestrzeni osobistej. Stała się równie naturalna jak oddychanie — i równie komfortowa.
— Cała ty — westchnął. — W takim razie chociaż na siebie uważaj i nie zabij się przypadkiem nawet w tańcu, bo co ja wtedy zrobię? Chyba pozostanie mi tylko wstąpienie do piekielnych czeluści lochów…
Roześmiała się.
— Nikt by tego nie chciał. Masz rację, chodźmy potańczyć.
Już miała wstać, kiedy dłonie Scorpiusa osadziły ją w miejscu. Opadła z powrotem na jego kolana, nieco zaskoczona, ale w gruncie rzeczy nie miała nic przeciwko. Prawdę mówiąc, po dzisiejszym tańcu z Brianem już nie czuła nóg. Były tak miękkie, że nie miała pewności, czy by na nich ustała.
— Zmieniłem zdanie. Mam lepszy pomysł, jak można spożytkować czas do ciszy nocnej. — Pocałował ją w czubek głowy, w czoło i w nos. Rose wiedziała, że jak zwykle się z nią drażnił, ale nie dała się sprowokować. Zamiast tego oparła się o jego bark i wyciągnęła nogi przed siebie. Scorpius był dość wygodną poduszką, musiała to przyznać. — Hej, chyba nie zamierzasz spać?
— Czemu nie? Spanie jest zawsze dobrym pomysłem — odparła cicho, przymykając oczy. Scorpius objął ją mocno, poddając się. Domyślał się, że jej potrzeba snu jest silniejsza niż cokolwiek innego. Uniósł w uśmiechu kącik ust.
— W takim razie śpij, jeśli chcesz. Obudzę cię przed ciszą nocną.
Pocałował ją w czubek głowy, widząc, jak się rozluźnia i powoli zapada w sen. Gdy zasypiała, wyglądała naprawdę niewinnie. Gdyby jej nie znał, pomyślałby, że jest aniołem. Teraz co najwyżej mógł pomyśleć, że jest piękna.
On sam też poczuł się śpiący, więc po prostu położył się na podłodze. Powiedział sobie, że tylko zamknie oczy na dwie minutki, ale ostatecznie zasnął — z Rose leżącą na jego piersi.
Obudził się dwadzieścia minut po północy i brzydko zaklął, budząc Rudą. Usiadła sennie i przetarła oczy.
— Co się stało? — spytała nieprzytomnie.
— Zasnęłaś. Ja też — wyjaśnił krótko Scorpius. — Jest po północy. Dasz radę wrócić do dormitorium czy wolisz tu zostać do rana?
— Chyba mi się nie chce wracać do Wieży — odparła po krótkim namyśle. — Chce mi się spać, a na korytarzach jest zimno i do tego można wpaść na Filcha. No i droga też zabierze trochę czasu, który można wykorzystać na sen.
— I wolisz spać ze mną na podłodze? — spytał prowokująco.
— Oczywiście. Przecież zawsze mogę spać na tobie.
Rozejrzała się, szukając swojej różdżki oraz czegoś, co można by było transmutować w jakiś materac i koce. Znalazła jedynie kolorowe poduszki rzucone pod przeciwległą ścianą, ale to wystarczyło. Przeniosła je bliżej miejsca, w którym siedział Scorpius, po czym sięgnęła po swoją różdżkę robiącą za zakładkę do „Mitów greckich”. Rzuciła szybko zaklęcie, niewyraźnie wymawiając formułę. Nie stało się zupełnie nic.
— Chyba jestem za bardzo zmęczona — stwierdziła krytycznie.
— Daj, ja to zrobię.
Scorpius delikatnie wyjął z jej ręki różdżkę i poprawnie rzucił zaklęcie, przemieniając część poduszek w duży, zielony koc, a część w cienki materac. (Jakim cudem jej różdżka go posłuchała?). Tyle wystarczyło, żeby mogli w miarę wygodnie się przespać przez te kilka godzin do rana.
Wsunęli się więc pod koc, podłożywszy pod głowy poduszki. Zasypiali ze splecionymi w mocnym uścisku dłońmi, naprzeciwko siebie. Obudzili się wtuleni się w siebie nawzajem — ona na jego brzuchu, on obejmujący ją w talii.
Jak stare, dobre małżeństwo.

18 komentarzy:

  1. Cudowny <3 Mega słodki ale nie przesłodzony :P juz sie nie mogę doczekać tego ich planu i mam nadzieje ze wyjdzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie był przesłodzony, tego się najbardziej obawiałam. :D

      Usuń
  2. Cudo <3
    Aż brak mi słów... nie wiem co napisać
    Ta cała relacja Scorpa i Rose jest taka zakręcona, ale urocza
    Ciekawi mnie jaki jest plan Albusa i kiedy wprowadzą go w życie.
    Czkam na kolejny i weny :*
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się wyjaśni w swoim czasie... :D

      A wena się przyda, ostatnio mi jej bardzo brakuje. :c

      Usuń
  3. oooooch! to było cudowne! teraz to już nie ma szans, że oni o sobie ot tak zapomną, zbyt bardzo się zbliżyli do siebie. pocałunek opisałaś świetnie. Co do pomysłu Albusa, jestem niemal pewna,że zawiera w sobie eliksir wielosokowy xD zobaczymy, czy mam rację... jak już przy POtterze jestem, to uwielbiam go za to, co powiedział Rose... Nie spodziewałam się po nim takiej dojrzałości. jest genialnym przyjacielem dla nich obojga :) Świetny rozdział, a zakonczenie juz w ogóle, chyba jeszcze lepsze niż pocałunek :) zapraszam na Niezależnosc i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko się okaże! *pokerface* Chyba o tym wspominałam nawet pod poprzednim rozdziałem: dla mnie Al jest starą kwoką i swatką. :D

      Pozdrawiam również!

      Usuń
  4. Nie zasłodziłaś mnie. :D
    Jest słodko, ale nie za słodko.
    Jest naprawdę genialny i cudowny. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mega. Czekałam ze zniecierpliwieniem :) rozdział cudowny i wcale nie przesłodzony :) nie mogę doczekać się kolejnych by poznać szatański plan Albusa :)
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, każda ilość weny się przyda! :D

      Usuń
  6. Rozdział słodki, ale nie przesłodzony.

    Scorpius i Rose bardzo się zbliżyli do siebie. Teraz jestem ciekawa czy Rose da szansę Scorpiusowi i kiedy Scorpius wyzna jej swoje uczucia.
    Nie mogę się doczekać tego planu Albusa. Też sobie pomyślałam, że mogą użyć eliksiru wielosokowego. Tylko ciekawe jak ten plan wprowadzą, żeby nikt się o tym nie dowiedział.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że nie przesłodziłam, bo tego bałam się najbardziej!

      Nic nie powiem, bo zaspoileruję. XD Musicie poczekać cierpliwie, ale już niedługo zrozumiecie. :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Uuu, kobieto, no powiem ci, że w porównaniu do poprzednich rozdziałów cukru jest rzeczywiście znacznie więcej. Ale jak dla mnie nie jest to za dużo xD Myślę, do zaakceptowania co kilka rozdziałów :D
    Rozdział cudowny, uroczy, wspaniały i roztapiający serce <3
    Albus to ma najlepiej w zaistniałej sytuacji xD Ma ubaw się z częściowej ślepoty obojga i może śmiać się z ich miłosnych "podchodów" (o nie, to nie brzmi dobrze xddd). Chyba jest w swoim żywiole swatki :P Ale serio, niech założy jakiś blog z sercowymi poradami czy coś, chociaż myślę, że w świecie magii lepiej by się sprawdziła jakaś gazetka z poradami albo jednoosobowa spółdzielnia porad sercowych :D Nawet już mam nazwę - Potterowe Love xddd
    Hahah, na początku myślałam, że Scorpius zmyślił te kroki, żeby mieć pretekst do przybliżenia się do Rosie ;D
    "Tym razem nie mam ci do zaoferowania swojej bluzy — spojrzał na swoją czarną koszulkę — ale… Chodź tu." - przez chwilę myślałam, ze temu prowokatorowi przyjdzie do głowy zdjąć koszulkę i dać Rose xDDD Wtedy taniec to dopiero byłoby przeżycie :D
    Znowu cudownie opisana scena tańca! Niebo, bajka, normalnie bailando! (ha, teraz zdałam sobie sprawę, że bailando, to przecież taniec! xD) Cały czas miałam banana na twarzy, a przy pocałunku to już w ogóle! <3
    "lecz ocknęła się na sekundę przed tym, jak ich usta się zetknęły." - Już się bałam, że Rose się odsunie :D
    Ej, ja też chce tak jak ona! Nie dość, że świetnie się całuje bez żadnej praktyki, to jeszcze ze Scorpiusem Malfoyem xD <3 <3 <3
    Jestem ciekawa pewnej rzeczy. Dlaczego czasem zaznaczasz kolorem pewne słowa? Nie przeszkadza mi to, ale zastanawia. Akurat w tym rozdziale zauważyłam, że zaznaczyłaś "Dobranoc, ROSIE". Podkreślasz tym ważne kwestie, momenty, czy coś innego?
    Mam nadzieję, że uda się im w końcu wyeliminować Briana i przejść ten etap!
    "Siedziała na podłodze, opierając się plecami o ścianę i czytając książkę. Podszedł do niej, po czym PRZYKUCNĄŁ obok.
    — Co czytasz?
    PRZYKUCNĄŁ koło niej." - Dopiero za drugim razem, gdy czytałam zauważyłam powtórzenie. Nie razi tak bardzo, ale można by przykładowo zamienić drugie na "zajrzał jej przez ramię" lub spojrzał albo coś w tym guście ;)
    Masz plusa za mity greckie, które uwielbiam! :D Wiesz, mi zawsze raczej Greczynki kojarzyły się z ciemnymi włosami i oliwkową skórą xD
    "— Czemu nie? Spanie jest zawsze dobrym pomysłem" - święte słowa!
    Urocza końcówka <3 Ale mam nadzieję, że nikt ich nie przyłapie. Taki Filch to jeszcze by przeszedł, ale Brian? Byłoby trochę średnio... xD
    Modlę się, żeby nie było jakiejś dużej spiny między Scorose... Wiadomo, w drugą stronę też nie można przesadzić, ale istnieje ryzyko jakiegoś "dołka" (tak sobie nazywam te momenty w komediach romantycznych, kiedy bohaterowie się kłócą czy coś xD).
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam i życzę weny! ;)
    ~Arya :)
    PS Wybacz za komentarz, który jest zlepkiem myśli wyrwanych z kontekstu :P







    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, czy ty specjalnie tak koczujesz na wieczory tuż przed dodaniem kolejnego rozdziału? XD
      Eeeeej, to z gazetką to całkiem niezły i bekowy pomysł, wezmę to pod uwagę. :D Dzięki! :D
      Jeśli chodzi o te kolory - stwierdziłam, że zwykła kursywa i pogrubienie są nudne, więc dałam kolory. XD To, co w tekście się wyróżnia, to słowa zapisane kursywą. A kursywa była po to, żeby zaznaczyć słowo, które dana osoba szczególnie mocno zaakcentowała. :D
      O, dobra, poprawię to. Przypomniałaś mi zresztą, że gdzieś tutaj widziałam też aż trzykrotne powtórzenie jakiegoś słowa, ale zapomniałam o poprawieniu tego. Dzięki! ^^
      A mity greckie sama uwielbiam! Zresztą jeden wątek (MÓJ ULUBIONY!) jest z nimi związany, dlatego ta scena wbrew pozorom ma duże znaczenie. (Kto uważnie czyta, ten wie!). I co do tych ciemnych włosów, w sumie masz rację, zupełnie o tym nie pomyślałam. :D
      Nie no, awantur na razie nie planuję, bo w pozostałych związkach trochę namieszam. Tutaj już raczej będzie poważnie, przynajmniej od pewnego momentu.

      Dziękuję bardzo, wenę przyjmę zawsze i w każdej ilości! ^^

      K.

      PS Nic nie szkodzi, i tak bardzo lubię twoje komentarze. :D
      PPS Zrobiłam w końcu z Briana Puchona, tylko muszę wszystkie wcześniejsze rozdziały poprawić, a jak na razie nie mam na to siły. Ach, ta sesja... XD

      Usuń
  8. Haha, tak się znowu złożyło, że dodałam komentarz o tej porze xD Nie martw się, następny pojawi się znacznie szybciej :D
    Kiedy czytałam scenę o mitach, to nic nie zauważyłam, ale jak teraz tak napisałaś, to skojarzyło mi się z wątkiem Elissy i tego Ślizgona, którego imienia nie pamiętam xD Brad? Greg? Tylko że tu role byłyby odwrócone :D I może chłoptaś by nie umierał, ale powiedzmy, zapadł w śpiączkę bardzo trudną do przerwania albo coś takiego (jak Śpiąca Królewna! xddd), a Elissa razem z dziewczynami znalazłaby sposób na wybudzenie. Później jeszcze przyszło mi na myśl, że Rose jakoś zachoruje czy coś (i oczywiście Scorpius ją wybudzi), ale to już moja wyobraźnia zagalopowała za daleko ;D
    Pozdrawiam!
    ~Arya
    PS To dobrze, pasował mi na takiego stereotypowego Puchona, chociaż w sumie nigdy chyba nie opisałaś jego ślamazarności i ciotowatości xD Z drugiej strony, Puchoni kojarzą mi się z takimi kochanym ludźmi, ale wiadomo, nie wszyscy są dobrzy i super ;)
    Dobrych wyników na sesji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, trzymam za słowo! :D
      Kombinujesz w dobrą stronę, ale niezupełnie o to chodzi. XD Jeśli chcesz, dam Ci wskazówkę albo nawet dwie: tyle wystarczy, żeby rozwiązać zagadkę wątku mitów greckich, choć mogą jeszcze być wątpliwości co do tego, co, kto i jak. :D

      Pozdrawiam również! :3

      PS Nie wszyscy Puchoni są ślamazarni. Znam dziewczynę, która baaaaardzo pasuje do Hufflepuffu, ale nie dlatego, że jest ślamazarna czy coś, tylko dlatego, że po prostu do tego domu pasuje, bo jest specyficznym i kochanym dzieciątkiem :D

      Usuń
  9. Ajajaj, w końcu mam czas żeby nadrobić :D Czytam oczywiście na bieżąco, ale ostatnio mi się ciężko komentowało i ominęłam jeden, potem drugi i potem ciężko to elegancko odrobić :D
    Uwielbiam ten rozdział, więc muszę dodać chociaż krótki komentarz :D
    Zawczne od tego, że uwielbiam Albusa i Rose i to, ze są tak blisko, rozmawiają ze sobą. Widać, ze Albus się o nią bardzo troszczy :) I Rose była taka słodka, jak nieśmiało zapytała o Scorpiusa.
    I Al oczywiscie zawsze wszystko wie i nie może dochować tajemnicy, stara plotkara xd Moze niech on założy jakiś klub rękodzieła w Hogwarcie, żeby mogli sobie wyszywa czy coś i plotkować wszyscy razem. A potem knuć plany, jak swatać ludzi.
    Biedny Scorp i jego wyrzuty sumienia.
    A jak się pocałowali, mhmhmhmh! Moje serducho śpiewa, za każdym razem jak to czytam. Juz sie bałam, że ona się odsunie, jak napisałaś, ze sie 'ocknęła' ale na szczęście...
    I Rose czytajaca artykuły o całowaniu w "Czarownicy" :D Zawsze jest taka inteligentna, ale gdy wędrujemy w temat, o którym nie ma zbyt dużej wiedzy, to sie robi taka niepewna i urocza, ze człowiek ma ochotę ją poklepać po plecach i pochwalic :D
    I Uwielbiam mity greckie, a ten o Eurydyce jest jednym z moich ulubionych. Bardzo polecam wiersz Miłosza, 'Orfeusz i Eurydyka", na jego punkcie też miałam obsesje xd Więc ogólnie bardzo fajna wstawka. Choć znajac ciebie, nie jest to żadna "wstawka" i bedziesz to rozwijać w jakimś późniejszym watku xd
    Och i jak na końcu zasneli, no po prostu słów brak.
    Ogólnie masz rację, ze było sporo cukru, ale wątpie, żeby ktokolwiek miał z tym problem, w końcu sie naczekaliśmy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Al później założy gazetkę z poradami, to mogę zaspoilerować. Po prostu no nie mogę z niego, on jest taką plotkarą, Huncwotem i swatką w jednym. XD
      No co, skądś Rose musiała czerpać wiedzę na te tematy! A z książek w hogwarckiej bibliotece raczej tego nie wyczyta, więc sięgnęła po "Czarownicę". :D
      O, ja też je uwielbiam, choć ostatnio bardziej mnie interesuje mitologia nordycka, jest równie fenomenalna, a tak niedoceniania! Ale mit o Orfeuszu i Eurydyce absolutnie wygrywa wszystko. :D Tego akurat wiersza nie znałam, dziękuję za podsunięcie. :D Przy pisaniu tego wątku inspirowałam się samym mitem i piosenkami Arcade Fire, bardzo, bardzo mi pasują. Jeśli chcesz, posłuchaj, koniecznie w takiej kolejności, bo są ze sobą związane:
      https://www.youtube.com/watch?v=bvTL-LUcUGY
      https://www.youtube.com/watch?v=MXmkQCbD_YA
      https://www.youtube.com/watch?v=U5SVRjRGIgw
      Oj tak, to zdecydowanie nie jest wstawka i później to będzie miało konkretne rozwiązanie, taki moment kulminacyjny. Sama jeszcze tam nie dotarłam. XD

      Hahah, cieszę się. :D

      Usuń

Czarodzieje