wtorek, 14 lutego 2017

Rudowłosy anioł

...czyli walentynki z Rose i Scorpiusem!


Dzisiaj mały przerywnik, jako że ta scenka i tak mi chodziła po głowie od jakiegoś czasu. ^^ // Z dedykacją dla dwóch szalonych dziewczyn, z którymi rozmawiałam dwa dni temu na grupie potterowskiej i którym zdradziłam, że coś dzisiaj będzie. (Niestety nie znam Waszych nicków :<). M & M, tak, to o Was chodzi. :D Cieszę się, że tak lubicie Taniec! // MINIATURKA ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTU! :D

Budzenie się jest proste, kiedy w twoich ramionach spoczywa cały świat. Choć już wstawanie do takich przyjemnych czynności nie należy, bo trzeba się czasowo wyzbyć ciepła drugiego ciała leżącego obok oraz kołdry, a potem ruszyć do pracy i wytrzymać tam do wieczora. Gdy się spędza ten czas poza domem, nie można całować rudowłosej piękności śpiącej po drugiej stronie łóżka ani mówić jej, jaka jest piękna, nawet gdy w swoich własnych oczach wygląda jak wiedźma z mugolskich bajek dla dzieci.
Teraz legalnie mógł wodzić palcami po jej szyi, po policzkach, czole oraz ustach, zanurzać dłoń w mięciutkie włosy rozsypane po poduszce — i przede wszystkim patrzeć, jak śpi. Przypominała mu anioła, który jakimś cudem zastąpił z nieba prosto do jego życia. Znali się już tyle lat, a on nigdy nie mógł się nadziwić jej urodzie. Może inni nazwaliby ją zwyczajną, ale dla niego była najpiękniejszą kobietą na ziemi.
Musiała śnić o czymś przyjemnym, bo uśmiechała się delikatnie. Miał nadzieję, że o nim.
— Dzień dobry — wymruczała chwilę później, jeszcze nie do końca wybudzona ze snu. Nie otworzyła całkowicie oczu, jakby światło wdzierające się do sypialni ją oślepiało. Wyglądała jak mały, rozkoszny kociak.
— Dzień dobry. Jak się spało?
Pocałował ją w usta, tak jak to robił każdego dnia, gdy się budzili.
— Jak zawsze cudownie.
— Cieszę się.
Przeturlała się tak, żeby móc się oprzeć na jego piersi. Patrzyła teraz na niego wyzywająco z góry, poczochrana i ze śladami poduszki odciśniętymi na policzku. Pochyliła się, żeby go pocałować, z rozmysłem unikając jego ust.
— A tobie jak minęła noc?
— Śniłaś mi się.
— O?
— Mmm. — Jedną dłonią podtrzymywał jej ramię, a drugą położył na jej karku, pozwalając palcom zanurzyć się pomiędzy rude włosy. — Śniło mi się, że znowu musiałem na ciebie polować, tak jak w szkole, bo uparcie mi odmawiałaś. Cóż, rzeczywistość jest o wiele lepsza.
Roześmiała się.
— Przyznam, że walczyłeś o mnie wyjątkowo długo. Ale chyba się opłaciło, hmm?
— Zdecydowanie było warto, żeby mieć takiego anioła u boku.
Pociągnął ją w dół, żeby mieć lepszy dostęp do jej twarzy, szyi i obojczyków, które zaraz zaczął pokrywać pocałunkami.
— Nie musisz czasem za pół godziny być w pracy?
Jęknął, słysząc jej słowa. Oderwał się na chwilę od jej skóry, by spojrzeć w oczy rudowłosej.
— Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć, co?
— Skądże znowu. Nie chcę, żebyś się spóźnił do pracy. Wiesz, że Harry nie lubi, jak nie przychodzisz na czas. Aurorzy są niestety bardzo wymagający.
— Nie pomagasz, kochanie. A chciałem dzisiaj spędzić dzień z tobą, jako że są walentynki… Myślałem, że będziemy mogli się sobą nacieszyć, a ty mnie wyganiasz do pracy, zła kobieto!
Zastygła w bezruchu.
— Wziąłeś wolne?
Uśmiechnął się z wyższością.
— Oczywiście, że nie, przecież ja nigdy nie biorę wolnego, tylko wieję z pracy.
— Ej!
— Tak, Harry dał mi wolne — westchnął, poddając się. — I nawet się do mnie uśmiechnął znacząco. Nie wiem, co chciał mi przekazać, ale chyba to, że powinniśmy się wreszcie przyłożyć do przedłużenia drzewa genealogicznego Malfoyów i Weasleyów.
— Nie wierzę. — Parsknęła śmiechem. — W takich chwilach naprawdę się wstydzę swojej własnej rodziny.
— Nie możesz go za to winić, przecież nic nie powiedział. Może to ja źle interpretuję takie sygnały. Dobra, rudzielcu, chcesz zostać w łóżku czy zejść najpierw na śniadanie i wrócić do łóżka?
— Obie opcje zawierają w sobie łóżko? Fantastycznie, wchodzę w to. W takim razie chodźmy najpierw na śniadanie. Może jeszcze będzie jakiś chleb…
Już chciała wstać, lecz Scorpius chwycił ją za przedramię, zaciągając z powrotem do łóżka. Pochylił się, żeby następnie wyszeptać do jej ucha:
— Dzisiaj ja robię wszystko, na co tylko masz ochotę.
— Czy to obejmuje również wyjście do sklepu po chleb i czekoladę?
— Oczywiście, choć bardzo niechętnie cię zostawię samą.
— W takim razie możesz zrobić naleśniki. Z Nutellą. Dziękuję.
Wybiegła z pokoju, zanim zdążył ją powstrzymać. Plus był taki, że przez chwilę widział jej gołe, długie nogi, kiedy zasuwała do drzwi z prędkością światła.
Pozwolił sobie jeszcze przez chwilę na leżenie, po czym niechętnie się zwlókł na dół, nie przejmując się zakładaniem jakiegokolwiek podkoszulka. Rose już tyle razy widziała go nagiego, że kolejna możliwość oglądania jego muskulatury na klatce piersiowej nie zrobi na niej żadnego wrażenia.
Słyszał plusk prysznica; a zatem jego księżniczka pobiegła prosto do łazienki. No tak.
Wyciągnął z szafek miskę oraz potrzebne produkty. Ostatni raz gotował dla niej całe wieki temu, chyba podczas pierwszej rocznicy ich małżeństwa. Zwykle to Rose się tym zajmowała — on nie miał tyle czasu. Cóż, czasami trzeba było się zamienić rolami.
(Modlił się tylko do Merlina, żeby niczego nie przypalił, choć naleśniki wyglądały na dosyć proste do zrobienia. Chyba).
Był w trakcie niszczenia pierwszego naleśnika, kiedy Rose weszła do kuchni, ubrana tylko w majtki i o wiele na siebie za dużą podkoszulkę, zapewne kiedyś należącą do jego samego. Związała włosy w wysokiego kucyka, a Scorpius musiał przyznać, że wyglądała cholernie seksownie.
— Dodałeś za mało mąki.
Usiadła na stole i zaczęła beztrosko majtać nogami, przyglądając się jego próbom ratowania biednego naleśnika. Usmażone ciasto zdecydowanie nie wyglądało jak powinno — bardziej przypominało omlet.
— Ech, nie nadaję się na kucharza — westchnął z rozpaczą, sięgając po opakowanie z mąką. Wsypał dwie łyżeczki do ciasta w misce. — Tyle wystarczy?
— Jeszcze trochę.
Kolejny naleśnik wyszedł o wiele lepiej. I nawet przypominał swoim kształtem porządnego naleśnika.
— Ile zjesz?
— Trzy. — Rose wyciągnęła z szafki słoik Nutelli i rozsmarowała czekoladę po cieście. — Mmm, dobre. Nie gadaj, że nie masz talentu, bo masz. Brakuje ci tylko cierpliwości. Poza tym pierwsze naleśniki często takiego wychodzą.
— Rozpaćkane?
Na jej talerzu wylądował kolejny naleśnik.
— Mmm.
— Ubrudziłaś się.
— Hę?
— Masz czekoladę na nosie.
Starł Nutellę palcem, po czym ją zjadł, przez co Rose nie mogła powstrzymać chichotu. Pogroziła mu żartobliwie.
— Zaraz coś spalisz.
Uratował ciasto przed niechybną śmiercią, przekładając je na swój talerz. Z tego wszystkiego naprawdę zrobił się głodny. Zjadł swoje śniadanie na stojąco, pilnując patelni i od czasu do czasu zerkając przez ramię na Rudą. Wcinała swoją ostatnią porcję z błogim wyrazem twarzy — chyba naprawdę musiało jej smakować.
— Co dzisiaj robimy? Przez cały dzień się stąd nie ruszamy?
— Przez pół na pewno. — Przełknął kolejny kęs. — Potem cię stąd zabiorę.
— Dokąd?
— Zobaczysz.
— Jesteś okropny!
— Zmienisz zdanie, jak zobaczysz, co przygotowałem. Spodoba ci się.
— A jeśli chciałabym wiedzieć już teraz?
Wymierzył w nią widelec, unosząc kącik ust w uśmiechu.
— Nie, żadną sztuczką mnie nie przekonasz do tego, żebym ci powiedział, Rosie. Nie ma szans. Dowiesz się dopiero wtedy, gdy przyjdzie na to pora.
Udała, że się dąsa, ale gdy Scorpius przykucnął tuż obok jej krzesła, objęła go mocno za szyję. Ciągle było jej mało tej bliskości. Może i mieli dla siebie poranki i odrobinę wieczoru, ale dawno nie spędzili dnia tylko i wyłącznie ze sobą.
Skończyło się na tym, że sporą część dnia spędzili w sypialni. Wyszli z niej ponownie dopiero wtedy, gdy żołądki obojga zaczęły dawać wyraźne sygnały, że pora na kolejną porcję jedzenia. Odgrzali sobie wczorajszą niedojedzoną zupę i dopiero po tym Scorpius wyciągnął Rose na zewnątrz, wciąż uparcie odmawiając podania miejsca przeznaczenia.
— Idziemy pieszo? — spytała z niedowierzaniem, naciągając czapkę na uszy.
— Owszem. Trzeba w końcu zrobić użytek z nóżek. Poza tym to całkiem blisko.
Jakoś nie widziała zbyt wielu opcji do wyboru, a żadna z nich nie wydawała się atrakcyjna.
Okazało się, że Scorpius wciąż potrafił ją zadziwić.
— Lodowisko? Chyba sobie żartujesz!
— Nie. Przecież to świetna zabawa. Jazda na łyżwach też może być tańcem, tylko że na lodzie. Nie chcesz tego spróbować?
— Może zacznijmy od tego, że nie umiem jeździć na łyżwach, a co dopiero mówić o tańczeniu!
— Och, to całkiem proste. Naprawdę. To kwestia załapania równowagi oraz nauki właściwych ruchów, nic skomplikowanego. Tańczenie na lodzie to taki nowy poziom zwykłego tańca — musisz się znacznie bardziej postarać, ale efekty są tego warte. Sama zobaczysz.
Rose nie wyglądała na specjalnie przekonaną, ale zgodziła się na założenie łyżew. Patrzyła, z jaką gracją Scorpius się w nich poruszał nawet po ziemi i westchnęła, próbując jakoś przedreptać do wejścia na lodowisko. (Na całe szczęście nie było zbyt wielu ludzi, więc mało kto mógł oglądać jej klęskę).
Lód był, cóż za niespodzianka, śliski. Ledwo Rose weszła na szklaną taflę, poczuła, że jej nogi się rozjeżdżają. Kurczowo chwyciła się barierki, żeby nie upaść. To będzie trudniejsze, niż myślała. Tymczasem Scorpius zdawał się czuć jak w swoim królestwie. Nie przewrócił się ani razu, wykonując figury tak szalone, że Ruda mogła o nich tylko pomarzyć.
— Rose, lód nie gryzie.
— Nie gryzie, jeśli umiesz się po nim poruszać — odparła z sarkazmem.
Podjechał bliżej i wyciągnął do niej dłoń. Ujęła ją z wahaniem, wolną ręką wciąż przytrzymując się barierki.
— Jeżeli nie spróbujesz, nigdy się tego nie nauczysz. Stanie przy barierce ci za wiele w tym przypadku nie da. Chodź. Będę cię trzymał.
— Chcesz, żebyśmy oboje się przewrócili?
Pomimo jej oporu Scorpius zaciągnął ją na środek lodowiska i zatrzymał się.
— No już nie bądź takim czarnowidzem, Rosie. Wyprostuj się. No. Musisz po prostu ustawiać łyżwy lekko po skosie… To tak, jakbyś jechała na rolkach albo wrotkach. Jechałaś kiedyś na rolkach?
— Nie.
W jej głosie pojawiła się już panika.
— Okej, to trochę inaczej. Puszczę cię na chwilę.
— Nie!
Okrążył ją tak, żeby znaleźć się za nią i położyć dłonie na jej biodrach. To sprawiło, że poczuła się nieco pewniej.
— Teraz się skup. Musisz zrobić tak…
Skinął głową z aprobatą, kiedy bezbłędnie powtórzyła jego ruch. Chwilę później z jego pomocą przejechała odległość aż do barierek, krzycząc z radości.
— Udało się! — stwierdziła z zadowoleniem.
— Teraz sama musisz przejechać na drugą stronę.
Scorpius puścił jej dłonie i odsunął się. Uniósł brew, kiedy Rose ponownie przykleiła się do barierek, tracąc cały rezon. Barierki naprzeciwko wydawały się być tak strasznie daleko…
— Chyba nie dam rady.
— No dalej, Rosie. Chcesz tutaj stać do końca wieczora?
Zmierzyła go spojrzeniem, po czym niechętnie zaczęła przeprawę na drugą stronę. Nawet nie dojechała do środka, kiedy się przewróciła, źle postawiwszy lewą nogę. Scorpius szybko pomógł jej się pozbierać — i nawet wcale a wcale się nie śmiał.
— No dobra, ten taniec spróbujemy innym razem… — stwierdził. Starał się brzmieć poważnie, ale Rose świetnie wiedziała, że ją prowokuje. Zacisnęła usta, zdecydowana pokazać mu, na co ją stać.
Do barierek dojechała już samodzielnie i bez kolejnej wywrotki, posyłając Scorpiusowi dumne spojrzenie. Jak na pierwszy raz szło jej całkiem nieźle. Dała radę nawet do niego podjechać, choć nie potrafiła jeszcze dobrze hamować. Uderzyła w niego z całym impetem, przez co tym razem przewrócili się oboje. Rose znalazła się na jego brzuchu, śmiejąc się, podczas gdy on się krzywił. Zderzenie pleców z lodem nie należało do najprzyjemniejszych, ale widok radosnej twarzy Rudej zdecydowanie mu to wynagrodził.
Tak więc taniec na lodzie zakończył się dość sporą ilością pocałunków.
Później Scorpius zabrał swoją wybrankę na romantyczną kolację do urokliwej knajpki we wschodniej części miasta. Znalazł to miejsce właściwie przypadkiem. Wyglądało niepozornie, ale szybko się przekonał, że serwują tu naprawdę dobre jedzenie, godne najlepszych, pięciogwiazdkowych restauracji.
Tam, przy szklankach czerwonego wina, podarował Rose przepiękną, srebrną bransoletkę, ozdobioną misternymi różyczkami. Zaraz też ją założyła, zachwycona wykonaniem.
— A ja niczego dla ciebie nie mam — jęknęła zawstydzona.
— Twoja obecność tutaj jest wystarczającym prezentem, Rosie.
Sięgnął przez stół po jej dłoń i pocałował ją, po czym splótł ze sobą ich palce. Ruda po raz kolejny się zarumieniła, chociaż Scorpius już tyle razy wykonywał podobny gest, że nie powinna się już czuć zawstydzona.
— Jakoś ci to wynagrodzę później — szepnęła, zasłaniając się swoją kartą dań; blondyn tylko się zaśmiał. — Nie śmiej się, mówię serio.
— Naprawdę bardzo chciałbym to zobaczyć, kochanie. To na co masz ochotę?
— Wezmę jakiś makaron, w sumie dawno go nie jadłam. A ty? Ciężkostrawny hamburger czy raczej sałatka wegańska? — spytała kpiąco.
— Ani to, ani to. Dzisiaj ryba.
— Mmm, brzmi czarująco.
Upiła łyk wina. Smakowało dobrze, choć było nieco zbyt cierpkie jak na jej gust.
— Toast?
Scorpius uniósł swój własny kieliszek.
— Za co?
— Za nas. Żebyśmy wciąż byli szczęśliwi.
— To brzmi jak w bajce.
— Bo to poniekąd jest bajka. Nasze zdrowie!
Uśmiechnął się do niej i wypił trochę wina ze swojego naczynia.
— W takim razie niech nadal będzie jak w bajce — zgodziła się.
Kiedy tego samego dnia kładli się spać, naprawdę czuł się jak największy szczęściarz na świecie. Miał przecież w ramionach swój skarb — śpiącego słodko rudego anioła.

6 komentarzy:

  1. Ile słodkości. Wspaniale to opisalaś. oni są tak niesamowicie zakochani tutaj, oprócz tego, że sie kochają, to cudowne. a podejrzewam, że już minęło trochę od ich slubu i w ogóle. Licze na dzieciaczka :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Miniaturka jest taka słodziutka :*
    Świetnie opisałaś ich miłość
    Czekam na rozdział i weny ^^
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzygam tęczą :D Ale na walentynki pasuje, pasuje :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Och, ile słodkości!
    Naprawdę urocza miniaturka, poprawiła mi wieczór :D
    Pozdrawiam!
    ~Arya

    OdpowiedzUsuń
  5. Co tu dużo mówić? Urocza miniaturka! kiedy czytałam ją w walentynki to naprawdę (że tak sie posłuzę tym, kompletnie niefunkcjonalnym zapożyczeniem z angielskiego xd) zrobiła mi dzień! :D
    Widać, ze są bardzo zakochani i juz nie mogę się doczekać aż Scorose z głównego opo będzie na tym etapie xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiem zbiorczo: ja też rzygałam tęczą przy pisaniu tego, ale na rozluźnienie miniaturka w sam raz. :D

    (Nie to co teraz, ta walka z dwudziestym szóstym rozdziałem...)

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje