czwartek, 13 kwietnia 2017

Kwiat w ciemności I

Kochani, przed Wami pierwsza część spin-offa o Alu. Dopadła mnie wczoraj wena i w ciągu dwóch dni skończyłam całość. Opowiadanie będzie bardzo krótkie, ale mam nadzieję, że w jakiś sposób rzuci światło na przeszłość naszej złośliwej swatki i że będziecie się delektować czytaniem w równym stopniu, jak ja się cieszyłam przy pisaniu. No i mam nadzieję, że postać głównej bohaterki też przypadnie Wam do gustu. Pozostałe wyjaśnienia i informacje na temat spin-offa znajdziecie tu. Spin-offa można czytać bez znajomości fabuły Tańca. I zresztą vice versa. Enjoy! // Z dedykacją dla Lithine, bez której tego by nie było!



Albus Severus Potter naprawdę nie wiedział, co powinien zrobić ze swoim parszywym życiem. Wszyscy jego najbliżsi znajomi powyjeżdżali w dalekie i ciepłe kraje, a on kisił się w Norze, której nikt normalny by nie uznał za ciekawe miejsce do spędzenia wakacji. Rose już tydzień temu przeniosła się na parę tygodni do Hiszpanii, a z kolei Scorpius wyjechał wraz z rodzicami do Stanów. Wyglądało na to, że tylko rodzina Potterów niczego w tym roku nie planowała, a to ze względu na dość wymagającą pracę Harry’ego. Toteż Lily i Albus zostali wysłani do dziadków, podczas gdy James kończył swój trening na aurora. (Rodzinne tradycje trzeba było kontynuować).
Pozbawiony towarzystwa rówieśników Al nudził się jak mops. Ile można było robić porządki w ogrodzie, ile pomagać babci w kuchni i ile czytać! O ile z początku te rozrywki zdawały się przyjemne, to po paru dniach rutyna zaczęła nużyć, a nuda dokuczać.
Dlatego Albus postanowił się wybrać do mugolskiego Londynu.
Właściwie wcale nie zaplanował wyprawy, nie wziął też ze sobą żadnej mapy. Po prostu tam poszedł, mając gdzieś, że zupełnie nie zna tej części miasta, że nie ma ze sobą mugolskich pieniędzy i nie wie, jak powinno się korzystać z komunikacji miejskiej. Jaki normalny czarodziej by się tym przejmował?
No dobra, Albus wcale nie był takim normalnym czarodziejem.
Zastanawiał się, czy najpierw nie zajrzeć na ulicę Pokątną, gdzie na pewno spotkałby jakichś znajomych i być może razem spędziliby przyjemnie wieczór, ale potrzeba samotności zwyciężyła.
W mugolskim Londynie o tej porze nie było zbyt wielu samochodów, tych dziwnych maszyn, których ludzie pozbawieni magii używali do poruszania się. Dziadek Artur zawsze się nimi pasjonował i uwielbiał zanudzać całą rodzinę opowieściami o ichnich wynalazkach (ale tylko ciocia Hermiona słuchała go nadzwyczaj chętnie), ale Albus wolał używać tradycyjnych, czarodziejskich sposobów przemieszczania się po świecie. Naprawdę nie rozumiał, jak można nawet wsiąść do wielkiego, blaszanego pudła i jeszcze nawet próbować nim się toczyć po ulicy. To przecież nie dawało żadnej frajdy!
Mógł jednak zrozumieć autobusy. Podróżowanie Błędnym Rycerzem czasami się przydawało, ale ten pojazd przynajmniej potrafił się poruszać w korkach i unikał przeszkody, które stanowiłyby wyzwanie dla normalnego mugolskiego autobusu. O ileż łatwiejsze byłoby życie dla mugoli, gdyby też mieli swoich Błędnych Rycerzy!
Szedł z rękoma w kieszeniach, rozglądając się po okolicy. Nigdy tutaj nie był, więc ulica wydawała mu się pusta bez migoczących wystaw sklepowych i wszystkich tych czarodziejskich przedmiotów, które oferowała ulica Pokątna. Magia miała w sobie jakiś urok (jakkolwiek to brzmiało jak masło maślane), nieodpartą siłę, pewien rodzaj magnetyzmu, którym przyciągała do siebie wszystkich, którzy potrafili nią zawładnąć.
Wszystko było takie… zwyczajne. Szare. Pozbawione kolorów, tej odrobiny magii, która ubarwiała rzeczywistość.
Mugolskie wynalazki powinny przyciągać jego wzrok, ale bardziej go śmieszyły niż fascynowały. Czego to ludzie nie wymyślą, gdy nie mają do dyspozycji magii… Nie wyobrażał sobie, jak można bez niej funkcjonować.
Zdecydował, że w ramach zrelaksowania się wejdzie do jakiegoś baru i napije się tych mugolskich, dziwnych drinków. Już kiedyś miał okazję ich spróbować; wymknęli się z Rose w wakacje do niemagicznej części Londynu, skonfundowali barmana i poprosili o alkohol. Smakował zupełnie inaczej niż ten czarodziejski, zapewne też do jego przygotowania wykorzystano nieco inne składniki. (Nie, żeby się bardzo na tym znał).
Szybko dostrzegł lśniący brudną zielenią neon dumnie obwieszczający nazwę lokalu, „Paradise”. Uniósł brwi, z rozbawieniem stwierdzając, że nie mógłby nazwać tego miejsca rajem. Już sama uliczka wyglądała dosyć obskurnie, wejście do baru też nie zachęcało. Najwyraźniej „Paradise” stanowiło spelunkę okolicznych alkoholików. Wzruszył ramionami.
Pchnął mocno drzwi. Zaraz ogłuszyła go pulsująca muzyka disco polo, puszczana przez głośniki. Przy stołach siedziało wielu podpitych ludzi, głównie mężczyzn, rozmawiających ze znajomymi i popijających piwo z kufli albo raczących się wódką. Al dostrzegł tylko trzy kobiety, właściwie to dziewczyny dopiero co wkraczające w wiek dorosłości, odziane w skąpe spódniczki, bluzki, ewentualnie sukienki. Rzucały sugestywne spojrzenia na co przystojniejszych przedstawicieli płci przeciwnej; ich oczy lśniły w bladym świetle, gdy szybko przełykały kolorowe drinki.
Al włożył dłoń do kieszeni i zacisnął palce na różdżce. Nie dostrzegał żadnego niebezpieczeństwa, bo też i co mogli mu zrobić mugole?, ale coś jednak kazało mu trzymać się na baczności.
Cóż, według standardów niemagicznego społeczeństwa nie był nawet pełnoletni.
Jego wzrok prześlizgnął się po ścianach, które już dawno utraciły swój nieskazitelny kolor. W większości przysłoniły je czarno-białe fotografie, nieruszające się, przez co wydawały się Albusowi wyblakłe, nostalgiczne. Zupełnie nie kojarzył ludzi, którzy na nich widnieli, więc w zamian za to przyjrzał się stojącym na jedynej półce pucharom. Przypominały mu trochę nagrody za wygraną w Pucharze Domów, ale nosiły zupełnie inne podpisy. Chyba chodziło o jakiś mugolski sport, o którym Ślizgon nigdy nie słyszał. Zapewne dziadek Artur miałby tu coś więcej do powiedzenia.
Podszedł do baru, za którym młody mężczyzna przygotowywał właśnie klientowi kolejną porcję alkoholu. Albus zawahał się, ale również podszedł do kontuaru i usiadł na jednym z wolnych stołków, wpatrując się w planszę z nazwami oraz cenami poszczególnych napojów.
Miał przy sobie tylko parę galeonów, mugolskich pieniędzy dawno nie trzymał w dłoniach. Nie wiedział, jak zapłaci za picie, więc postanowił uciec się do magii.
— Nie jesteś za młody na alkohol?
Podniósł głowę, słysząc głos barmana. Mężczyzna wpatrywał się w niego podejrzliwie, gotów zażądać okazania dowodu tożsamości.
Al przewrócił oczami; jego nadzieja, że do tego nie dojdzie, teraz się rozwiała.
— Nie sądzę — stwierdził cicho. Szybko rozejrzał się, sprawdzając, czy ktoś na nich patrzy, po czym szepnął, skupiony na oczach sprzedawcy: — Confundo.
Mężczyzna zamrugał parę razy, jakby próbował się pozbyć czegoś, co wpadło mu do oka. Nie zorientował się jednak, że Al nim manipulował.
— Co podać? — spytał wreszcie.
— Małe piwo.
Barman skinął głową i chwilę później na kontuarze przed Ślizgonem spoczywał kufel wypełniony po brzegi złocistym napojem.
Sączył je w milczeniu, pogrążony całkowicie w rozmyślaniach. Zastanawiał się, co powinien ze sobą zrobić, gdy już dopije piwo. (Smakowało goryczą, inaczej niż to kremowe z Hogsmeade). Nie chciało mu się jeszcze wracać do domu, ale też i nie znał atrakcji mugolskiej części Londynu. O tej porze pewnie i tak niewiele było do roboty poza zwiedzaniem kolejnych klubów oraz pubów, a na to nie miał ochoty.
— Cześć, przystojniaku.
Drgnął, słysząc obok siebie obcy głos. Spojrzał w stronę, z której dochodził, i nieco się zdziwił, widząc dziewczynę na oko będącą w jego wieku. Patrzyła na niego sugestywnie, szeleszcząc materiałem szarej spódniczki, gdy zakładała jedną nogę na drugą. Obcasy jej butów wydawały się Albusowi niebotycznie wysokie, nawet sobie nie umiał wyobrazić, jak można w czymś takim chodzić. Jego wzrok powędrował w górę, obejmując całą kształtną sylwetkę: biodra, brzuch zakryty przez materiał czarnej, koronkowej bluzki, pełne piersi, pomiędzy którymi tkwił złoty naszyjnik, ramiona otulone czarną kurtką, brązowe, zwinięte w fantazyjnego koka na czubku głowy włosy, pomalowane czerwoną pomadką usta. No i oczy, przypominające trochę barwą roztopioną czekoladę.
Al dawno nie widział tak pięknego zjawiska.
— Och… Hej?
To zabrzmiało tak, jakby pytał: Czy my się w ogóle znamy?
Nigdy nie miał szczególnego powodzenia u kobiet, które mu się podobały, więc tym bardziej nie mógł uwierzyć w to, że ta dziewczyna się do niego dosiadła. Był z natury raczej nieśmiały, wolał trzymać się ze swoimi przyjaciółmi, Rose i Scorpiusem, nawet jeżeli oni się wzajemnie nienawidzili. Towarzystwo większości przedstawicielek płci przeciwnej go przerażało, bo nigdy nie wiedział, jak zagaić rozmowę, jak którąkolwiek zainteresować sobą, nie mówiąc już o filtrowaniu czy związkach. Wolał obserwować niż działać i w efekcie często kończył zraniony.
Normalnie by się szybko pożegnał, ale teraz piwo dodało mu nieco odwagi. Nie odwrócił więc wzroku, wytrzymując prowokujące spojrzenie nieznajomej. Jego lewa dłoń nadal nieświadomie zaciskała się na różdżce.
— Jestem Gillian.
Wyciągnęła do niego dłoń, a Albus ją uścisnął po krótkiej chwili wahania. Była ciepła, choć mała w porównaniu z jego własną ręką.
— Albus.
— To dosyć niespotykane imię. — Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. — A przynajmniej ja nie znam drugiej osoby, która by je nosiła.
— Wiem — przyznał, przeczesując włosy. — Mam je po dyrektorze mojej szkoły.
— Och? — zainteresowała się Gillian; jej oczy rozbłysły, co nie spodobało się Albusowi. Po jego plecach przeszedł dreszcz.
— No.
Wypił kolejny łyk wódki dla kurażu. Jego zdolności konwersacji jak zwykle go zawodziły, zwłaszcza że powoli zaczynało mu szumieć w głowie. Cóż, mugolski alkohol miał też to do siebie, że był mocniejszy, zwłaszcza dla kogoś nieprzyzwyczajonego do jego picia.
Gillian też przez chwilę milczała, pozwalając ciszy przepłynąć między nimi. Marszczyła jednak nos, zupełnie jakby nad czymś intensywnie myślała i zastanawiała się, czy wypowiedzieć swoje refleksje na głos. Wreszcie rozejrzała się dokoła, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje, a potem wyszeptała konspiracyjnie:
— A więc jesteś czarodziejem?
Al zakrztusił się piwem.

6 komentarzy:

  1. dla mnie al zawsze był gejem więc nie umiem patrzeć na niego w inny sposób, wybacz ;< nie mniej jednak, urocze opko i szablon, który jest ajghwiudwneoinfhih <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat go widzę właśnie z dziewczyną, ale wybaczam! :D Każdy ma inne gusta i spojrzenie. :D
      Cieszę się, że opko i szablon się podobają. <3

      Usuń
  2. Jezu, nie dosć, że mój przyszły mąż ma swojego własnego spin-offa, to jeszcze dostałam dedykację! :D Dziekuję ci bardzo z całego serducha! Nawet nie wiesz, jak mi sie miło zrobiło, normalnie jestem zaszczycona :D
    Póki co, opowiadanie zapowiada sie naprawdę interesująco, ale postaram się zacząć od początku ;p
    Biedny Albus, wszyscy sobie pojechali i zostawili go samego w Norze. Patrząc na to, jaki jest znudzony, od razu mi przyszło do głowy, ze to zupełny kontrast dla jego ojca, który przecież uważał Norę za najlepszy możliwy kurort wakacyjny ;p zwłaszcza ten fragment: "a on kisił się w Norze, której nikt normalny by nie uznał za ciekawe miejsce do spędzenia wakacji." - no cóz Al, jeśli twój tata nie jest normalny, to masz całkowitą rację ;p
    Nigdy nie slyszałam powiedzenia "nudzić się jak mops", ale bardzo mi się spodobało xd
    Jaki spontaniczny te nasz Al, wyskoczył sobie do Londynu bez mugolskich pieniędzy w kieszeni, Rose byłaby zniesmaczona takim nieodpowiedzialnym podejściem!
    I bardzo podobały mi sie jego przemyślenia na temat mugolskich samochodów czy autobusów. Myślę, że wielu mugoli by się z nim zgodziło, że teleportacja czy miotły są o wiele ciekawsze niż, jak to zgrabnie ujął Albus, wsiadanie do blaszanego pudła i toczenie się nim po ulicy. I to wtrącenie do zamiłowania Artura do samochodów też było sympatyczne, o razu człowiekowi staje przed oczami ten latający Ford...
    Zawsze mnie ciekawiło, jak czarodzieje wpadli na pomysł takiego Błędnego Rycerza, skoro cała reszta spraw motoryzacyjnych jest im obca. Samochody nie, co to w ogóle jest, autobusy - pewnie, czemu nie xd
    Nazywanie obskurnego baru "rajem" też mnie rozbawiło. Właściciele muszą mieć niezłe poczucie humoru.
    Cała scena z barmanem i skonfundowaniem też fajnie napisana, Albus był taki opanowany, niczego nie robił pochopnie, wszystko bez pośpiechu.
    Gillian na razie za wiele o sobie nie powiedziala, ale wydaje sie być ciekawą postacią, chociaż w głowie mam nadal Sophie, którę też zdążyłam polubić, i muszę cały czas mentalnie się puka w głowe, ze to przecież w przyszlosci :D Ale podobałą mi sie reakcja Albusa na urodę dziewczyny i jego wybotne zdolnosci konwersacyjne, z którymi, niestety, mogę sie utożsamić :D
    "...Rose i Scorpiusem, nawet jeżeli oni się wzajemnie nienawidzili." - spokojnie Albus, jak tylko ruszusz do akcji to przestaną! <3
    No i końćówka świetna, pozostaje pytanie, czy Albus rzeczywiście trafił na inną czarownicę, czy może wtajemniczoną mugolkę? Jeśli jest czarownicą, to raczej nie Angielką, bo chodziłaby do Hogwartu... chociaż też niekoniecznie xd a jeśli mugolka, to skąd wie? Może ma czarodziejskie rodzeństwo, czy cos? :P No cóż, pozostaje czekać.
    Jedyne co mi zgrzytnęło, to że napisałaś, ze w barze leciało disco-polo, a to przecież polski rodzaj "muzyki", więc co robiłaby w londyńskim barze? No chyba, że ma polskiego właściciela ;p
    Czekam z niecierpliwoscią na kontynuację. Z komentarzem na "Taniec..." zawitam jutro, bo tutaj tak sie podjarałam Alem i dedykacją, ze chciałam skomentować od razu, hahah xd
    Pozdrawiam i weny życzę!

    Ps. Jeszcze sobie tylko pozwolę dodać, ze szablon jest cudowny! Podoba mi sie najbardziej ze wszystkich, które były do tej pory, jest taki uroczy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, w końcu bez Ciebie to opko by nie powstało. :D
      Wiesz, Harry jednak spędzał swoje wakacje u Dursleyów, więc Nora wydawała mu się rajem. A Albus... no cóż, przyzwyczaił się, więc Nora raczej go nie pociągała tak bardzo, jak obce kraje, do których wyjechali Rose i Scorp. XD
      Naprawdę nie słyszałaś? Może to jakiś regionalizm w takim razie. :D
      Właśnie też mnie to zawsze zastanawiało i nigdy nie doszłam do tego, czy to miało jakiś konkretną przyczynę, czy też Rowling po prostu zaliczyła faila. :D
      Ja właśnie lubię obie, ale Gillian... ona odegra dużą rolę w przemianie Ala w złośliwą swatkę. :D
      A to się okaże w kolejnej części! :D
      Co do disco polo, to mój fail, nawet się nie zorientowałam - dziękuję! XD

      A dzięki, wena na razie na spin-offa dopisuje, ale na Taniec niekoniecznie. XD

      PS Cieszę się! :D

      Usuń
  3. Mała uwaga: czy disco polo jest na tyle popularne na świecie, żeby grali to w klubie? Chyba że to część Londynu zdominowana przez Polaków, co jest bardzo prawdopodobne xD
    Tak właściwie, to w jakim momencie dzieje się akcja? Wakacje przed 7 klasą?
    Ogólnie to bardzo ciekawie się zaczyna, Gillian naprawdę mnie zaintrygowała... Btw, to imię tak bardzo mi się kojarzy z tą aktorką z Archiwum X hahah
    Zawsze uważałam Ala za osobę mało spontaniczną i odpowiedzialną, więc trochę się zdziwiłam, że zrobił sobie taki wypad :D
    Nazwa baru rzeczywiście ironiczna xD
    Zastanawia mnie skąd ona wie o Hogwarcie? Może po prostu uczy się magii w domu?
    Ehhh, doskonale rozumiem problem Albusa z brakiem elokwencji w rozmowie z obcymi osobami. Mam identycznie :/ xddd
    Czekam na ciąg dalszy i życzę weny!
    ~Arya :D


    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada się ciekawie.
    Zastanawiam się skąd Gillian wie o czarodziejach. W Hogwarcie się chyba nie uczy, bo inaczej Albus mógłby ją trochę znać. Myślę, że w rodzinie może mieć czarodzieja albo jest czarownicą, ale gdzie indziej się uczy.

    Będę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje