czwartek, 4 maja 2017

25. Złodziejka eliksirów

Ziewając szeroko, zeszła na śniadanie. Spędzili ze Scorpiusem pół nocy w komnacie tanecznej, więc wróciła dosyć późno do dormitorium, a potem nie mogła zasnąć, zbyt podekscytowana wydarzeniami całego dnia. Nic dziwnego, że się nie wyspała.
— Dzień dobry, księżniczko — przywitał ją z sarkastycznym uśmieszkiem Albus, kiedy dołączyła do niego przy stole Slytherinu. — Cały zamek huczy od plotek. Wnioskuję, że nasz plan się powiódł?
— Jeszcze jak, Al! Żebyś widział miny członków komisji! Merlinie, to było naprawdę piękne!
Roześmiała się.
— Domyślam się. No i naprawdę się cieszę, że możecie w końcu razem zatańczyć na turnieju. Należało wam się to. — Ślizgon przytulił mocno Rose. — Twój książę chyba zaspał. Nie macie czasem zebrania za pół godziny?
— Mamy. A co, spał jeszcze, jak wychodziłeś? — spytała go, częstując się jedną z grzanek z piramidki ułożonej na talerzu. — Wcale mnie to nie dziwi. Nie mogłeś go łaskawie obudzić?
— Chcesz, żebym go budził o piątej rano? Chyba by na mnie rzucił avadę przez sen, serio. On jest do tego zdolny.
Odłożył widelec na talerz, najwyraźniej skończywszy już posiłek.
— Czemu wstałeś tak wcześnie?
— Nie mogłem spać i poszedłem pobiegać na boisko. Na dworze jest całkiem przyjemnie, choć zimno. I ta mgła nad lasem… To całkiem romantyczne.
— No tak — stwierdziła, jakby to wszystko wyjaśniało. — Swoją drogą, Al, chyba powinieneś zacząć tworzyć jakąś gazetkę z poradami miłosnymi. Jesteś naprawdę dobrą swatką. Upierdliwą, ale jednak.
— Merlinie, kobieto, jeszcze do reszty nie zwariowałem, choć chyba mi to grozi w twoim towarzystwie. — Przewrócił oczami. — Po moim trupie. Wystarczy, że muszę się użerać z takimi zakochanymi idiotami jak wy…
— Ej! — zaprotestowała.
— Nawet Malcolm ogłupiał, widzę, że się zakochał, biedny dureń. Ciekawe, w kim tym razem. Ostatnio nawijał przez cały czas o jakiejś blondynce i można było szału dostać, a teraz milczy jak zaklęty i tylko się szeroko uśmiecha, kiedy myśli, że nikt nie patrzy.
Rose skinęła głową i postanowiła zmienić temat, jako że Malcolm niespecjalnie ją interesował. 
— Al, kim właściwie jest ta urocza dziewczyna, która ostatnimi czasy się wokół ciebie kręci?
— Ech? A, to Sophie, jest z Beauxbatons…
Ruda nie wierzyła własnym oczom, kiedy Albus Severus Potter się zarumienił — po raz pierwszy w całym swoim siedemnastoletnim życiu w jej obecności.
— Wiedziałam, że i ciebie kiedyś dopadnie ta zaraza zwana miłością! — stwierdziła radośnie, poklepując kuzyna po plecach. — Kiedy będziecie rozsyłać zaproszenia na ślub? Mam nadzieję, że zostanę świadkową.
— Rose!
— To chyba naprawdę jakiś historyczny dzień! — zaświergotała.
— Ani mi się waż komukolwiek o tym powiedzieć!
— Och, Scorpius i tak się dowie. — Machnęła ręką. — Pozostałym nie pisnę ani słówka. Obiecuję.
— Skoro musisz, to mu powiedz — westchnął Al, poddając się. — Ale błagam, nikomu więcej. Nie chcę, żeby cały Hogwart o nas plotkował, tak jak teraz o was.
— Plotka ma to do siebie, że krótko żyje. Poza tym nie obchodzi mnie, co o nas mówią. Nieważne, co zrobisz, ludzie i tak będą gadać. Taka prawda. Wystarczy więc robić swoje.
— Chyba bardzo zmądrzałaś przez tę relację ze Scorpiusem.
— Al!
Trzepnęła go żartobliwie w ramię. Uwielbiała te ich przekomarzanki, zwłaszcza z rana. Nic nie działało na nią tak otrzeźwiająco, jak poranna dyskusja z ulubionym kuzynem.
— O, poczta. — Al zmrużył oczy, wpatrując się w nadlatującą chmarę sów. — Myślę, że nadchodzi moje nowiuteńkie wydanie „Proroka Codziennego”. Czekasz na jakiś list?
Rose chciała odpowiedzieć, że właściwie to nie, chyba że przyszłoby coś od rodziców. Mieli zwyczaj pisać do niej przynajmniej raz na dwa tygodnie, a dawno nie dostała żadnej wiadomości od nich.
No i te liściki od tajemniczego wielbiciela…
Na jej talerz upadła tylko szara koperta z adresem wypisanym równą ręką mamy. Uśmiechnęła się szeroko i zagarnęła list do kieszeni, postanawiając, że przeczyta go później, w dormitorium, i od razu odpisze. Zastanawiała się, czy rodzice napisali też do Hugona.
Szum sowich skrzydeł ucichł, a Rose w zamyśleniu spoglądała na swój pusty teraz talerz. Nie przyszło nic od tajemniczego wielbiciela. To było dosyć dziwne, ale gdy teraz nad tym myślała, uświadamiała sobie, że przecież przestał pisać już jakiś czas temu, tylko ona, zbyt zaaferowana wydarzeniami ostatniego miesiąca, zupełnie nie zwróciła na to uwagi. Jeśli dobrze pamiętała, ostatni liścik pochodził z połowy listopada. Musiała to później sprawdzić.
Co się stało, że przestał do niej pisać?
Jedyna odpowiedź, która jej się nasuwała, brzmiała tak, że to Scorpius był tajemniczym wielbicielem. Zbliżyli się do siebie, teraz byli praktycznie parą, więc nie musiał już się ukrywać za wiadomościami od nieznanego adoratora. To wydawało się logiczne.
Postanowiła, że później go o to spyta, żeby mieć pewność. Wyjaśnienie sprawy leżało na wyciągnięcie ręki, więc niemalże się zaśmiała z ulgi. Ile razy się zastanawiała nad tożsamością tej osoby! Ile razy studiowała liściki, próbując rozpoznać charakter pisma!
Wróciła do rzeczywistości, kiedy zobaczyła przed swoją twarzą dłoń Ala.
— Przepraszam, zamyśliłam się. Masz coś ciekawego w „Proroku…”?
— Nie, w sumie to nie. Chciałem tylko sprawdzić, jak daleko odpłynęłaś. Za pięć minut będzie dziewiąta. Nie powinnaś już iść?
— Powinnam — westchnęła. — Mam nadzieję, że Scorpius tam będzie, inaczej go zabiję i nikt mu nie pomoże.
— No, no, jesteś dziś wyjątkowo wojownicza.
— Po prostu nie chcę mieć problemów. Komisja dopiero co się zgodziła na nasz wspólny taniec, nie chcę tego zepsuć. Dlatego go zabiję, jeśli coś pójdzie nie tak. Do zobaczenia później, Al!
Pomachała mu i odeszła.
Losowanie miało się odbyć w jednej z klas położonych obok Wielkiej Sali, więc nie musiała iść daleko. Ku swojej uldze zobaczyła na korytarzu Scorpiusa. Nieświadomie uśmiechnęła się na jego widok. Stał sam, opierając się o ścianę, i tylko obserwował gromadzący się tłum. Zauważył ją od razu i pokiwał na nią palcem, żeby do niego podeszła. Dała mu całusa na powitanie.
— Jak się spało?
— Dobrze, ale krótko — westchnął. — Ten brak snu kiedyś mnie dobije. Ale dla ciebie warto.
— Czuję się taka doceniona!
Równo z wybiciem godziny dziewiątej w wejściu do jednej z klas pojawiła się profesor McGonagall.
— Będziemy was wpuszczać do środka według ilości zdobytych punktów. Osoby, które zdobyły ich najwięcej, wchodzą jako pierwsze. Zapraszam pierwszą parę…
Rose i Scorpius spojrzeli po sobie. Nie wiedzieli, czego mają się spodziewać — sędziowie wyciągną średnią z ich punktów czy zostawią na sam koniec?
Najwyraźniej komisja wolała ostatnią opcję, bo wchodzili na szarym końcu. Siedzieli na podłodze, opierając się o ścianę i obserwując, jak inni reprezentanci się rozchodzą, kiedy wreszcie McGonagall zawołała ich do środka.
Z klasy usunięto wszystkie stoliki oraz krzesła dla uczniów, pozostawiając tylko długi, przykryty fioletowym suknem stół, za którym siedziała komisja. Blat był pusty, jeśli nie liczyć sterty papierów, dwóch szklanek wypełnionych srebrzystym płynem oraz kielicha, bogato zdobionego i wyglądającego na starego, choć nie tak wiecznego, jak Tiara Przydziału.
— Zanim wylosujecie swój numer — zaczęła McGonagall — musicie to wypić.
Skinęła głową na madame Shearwood, również obecną w pomieszczeniu. Nauczycielka sięgnęła po szklanki i podała je uczniom, uważając, żeby nie wylać wywaru.
— Co to jest? — spytała nieufnie Rose, studiując płyn przelewający się w naczyniu. Był bardziej gęsty niż woda; przyklejał się do szklanych ścianek, po czym spływał w dół. — Wygląda jak eliksir zmniejszający bóle głowy, ale to nie ma sensu. Przecież nie boli mnie głowa. Jakieś skutki uboczne?
— Docelowo działa uśmierzająco na ból głowy, to prawda. — Madame skinęła głową, dumna z uczennicy. — Skutek uboczny jest taki, że reaguje ze wszystkimi środkami wspomagającymi w organizmie. Na skórze pojawiają się wówczas ohydne, pomarańczowe plamy, dzięki czemu w naszym przypadku można łatwo wykryć oszusta. No i dlatego magomedycy nie polecają równoczesnego stosowania tych eliksirów.
— I co, złapaliście już kogoś?
Scorpius nie krył ironicznego uśmiechu.
— Nie, panie Malfoy. I nie sądzę, żeby więcej uczestników się zdobyło na oszukiwanie po tym małym pokazie. Taką przynajmniej mamy nadzieję. Pijcie — przynagliła ich McGonagall.
Rose dzielnie przełknęła kilka łyków, lecz Scorpius tylko jeden, a całą resztę wypluł na podłogę. Eliksir był obrzydliwy — bardzo gorzki, smakował jak popiół i do tego palił w gardle. Nic dziwnego, że czarodzieje rzadko po niego sięgali.
— Czy ktokolwiek z uczestników wypił to świństwo w całości?
— Tak, panie Malfoy, znalazło się paru — odparła surowo dyrektorka, choć, jak i większość członków komisji, próbowała ukryć uśmiech. Sięgnęła po swoją różdżkę i jednym machnięciem usunęła z podłogi plamę po eliksirze.
— Dobrze, pokażcie mi się… — Earie mamrotała przez chwilę do siebie, oglądając przedramiona obojga nastolatków. — Dobrze, wszystko z nimi w porządku! Nie ma ani jednej plamy.
Agnes odnotowała ten fakt w papierach, po czym poprosiła, żeby Hogwartczycy podeszli do stołu.
— Nie macie zbyt wielkiego wyboru — dodała z przepraszającym uśmiechem. — Dla formalności jednak… Wylosujcie.
Rose spojrzała pytająco na blondyna, ale ten tylko położył dłoń na jej plecach i popchnął ją do przodu — a więc chciał, żeby to ona losowała. W ich sytuacji i tak nie miało to wielkiego znaczenia, został już tylko jeden numer.
Niepewnie włożyła dłoń do kielicha, nie wiedząc, czego się spodziewać. Jej palce dotknęły dna. Dopiero wtedy Ruda poczuła, że coś się wokół nich owija: było bardziej szorstkie niż nieprzyjemne w dotyku. Chwyciła to pewniej i wyciągnęła. Na jej dłoni leżał teraz nieruchomy kawałek papieru, który wewnątrz naczynia zdawał się żyć i falować.
Wymalowano na nim czerwoną farbą dwie cyfry.
— Który numer macie?
— Dwunasty.
— Doskonale. — Pióro Agnes przez krótką chwilę skrobało po papierze. — Turniej zaczyna się jutro o dwunastej w Wielkiej Sali. Bądźcie punktualnie. Macie jakieś pytania?
Nie mieli, wobec czego pożegnali się z komisją i wyszli.

Domnique odwiedziła Briana w pokoju wspólnym Puchonów. Z ponurą miną rozłożyła się na pustej kanapie, podczas gdy jej brat próbował skończyć wypracowanie na transmutację. Szło mu kiepsko, więc wreszcie zatrzasnął z hukiem książki.
— Będziesz tak smęcić przez cały dzień? — spytał, nawet nie podnosząc wzroku. Ułożył papiery w równą stertę, poukładał również wszystkie przyniesione tutaj z biblioteki książki. Naprawdę nie mógł się dzisiaj skupić na niczym, co było pracą domową.
— A co innego mam robić? Jutro jest turniej.
— Skoro masz tyle czasu wolnego, możesz się pouczyć. Wiesz, wypracowania się same nie napiszą, a koniec roku jest bliżej niż był wczoraj — odparł sarkastycznie. — Czasem naprawdę mnie zastanawia, co ty robiłaś przed rozpoczęciem konkursu. Już chyba nawet wiem, dlaczego rodzice tak narzekali na twoje oceny z egzaminów.
— Hej, nie wyżywaj się na mnie, co?! — zdenerwowała się wreszcie. — Jestem równie wściekła, jak ty, więc nie musisz na mnie krzyczeć.
— Nie krzyczę na ciebie. Stwierdzałem tylko pewne fakty. — Przez chwilę milczeli, bo Dominique nawet nie miała siły, żeby się odszczeknąć. — Hej, Dom?
— No?
— To już i tak nie ma większego znaczenia, ale czy pamiętasz, od kogo się dowiedziałaś o eliksirze?
— Mówiłam ci już chyba kiedyś, to byli jacyś siódmoklasiści, Ślizgoni — odparła z namysłem, siadając na kanapie tak, by móc spojrzeć na brata. — Siedzieli w pokoju wspólnym, dlatego ich usłyszałam. Omawiali pracę domową na eliksiry i w pewnym momencie któryś z nich napomknął właśnie o tym eliksirze. Nie słuchałam zbyt dobrze, ale to pamiętam.
— Wiesz, kim oni byli? Znasz ich?
— Nie znam zbyt dobrze siódmoklasistów, ale jednego z nich kojarzę. Pozostałych dwóch nie. Tamten nazywa się Flynn, znam go, bo często się szlaja z Potterem i Malfoyem. Możliwe, że mają wspólne dormitorium.
— Kurczę, może to przypadek, a może nie…
— Myślisz o tym samym, co ja? — Oczy Dominique zalśniły. — Nawet o tym wcześniej nie pomyślałam, ale jak tak teraz na to patrzę… Jestem przekonana, że oni uknuli spisek. Przecież to wszystko się składa w logiczną całość!
— Nie zapędzaj się tak, to mógł być przypadek.
Parsknęła śmiechem.
— Przypadek? Nie, Brian. Nie wierzę w to. Ale nie do końca rozumiem, jak to się stało. Oni nie powinni ze sobą tańczyć, bo Scorpius powinien się w niej odkochać i zakochać we mnie. Nie mam pojęcia zielonego, co poszło nie tak!
— Że co?
— Nie wiem, jak to się stało — powtórzyła tępo Dominique, pogrążona w rozmyślaniach. — Naprawdę tego nie rozumiem. Przecież Scorpius wypił amortencję razem z sokiem, więc wszystko powinno pójść po naszej myśli…
— Słucham?
Brian myślał, że się przesłyszał.
— Dałam mu amortencję. A mimo to nic do mnie nie poczuł. Czy to możliwe, żeby amortencja nie zadziałała?
— Może był wcześniej na tyle mocno w kimś zakochany, że amortencja nie zdołała wyprzeć tego uczucia i zastąpić nowym — zasugerował Puchon. — Albo to nie on ją wypił. Widziałaś, jak to robi?
Potrząsnęła głową.
— Nie.
— No właśnie. Jest też możliwość, że została źle uwarzona albo przereagowała z sokiem. Skąd ją wzięłaś, przy okazji? Z kolejnej tajnej skrytki madame Shearwood?
Dominique zarumieniła się i wbiła wzrok w podłogę.
— Z twojego dormitorium.
— Ukradłaś mi amortencję?!
— No… tak. Przepraszam.
— W takim razie nic dziwnego, że nie zadziałała. — Ścisnął palcami nasadę nosa, próbując zachować spokój. — Nie była skończona. 
— Skąd miałam o tym wiedzieć?!
— Gdybyś zapytała, to byś o tym wiedziała. Masz drugi dowód na to, że kradzież eliksirów nie popłaca. Poza tym nawet gdyby zadziałała, i tak by nam to za wiele nie dało, bo zostalibyśmy zdyskwalifikowani tak czy siak. Przez ciebie.
— Niep…
— Cóż, łamanie regulaminu nigdy się nie kończy dobrze.
— A ty jesteś taki święty, co? Sam mi przy tym wszystkim pomagałeś! Nie powiedziałeś ani słowa, kiedy można było to zatrzymać!
Wzruszył ramionami.
— Tak jak ty miałem nadzieję, że jednak się uda. I udałoby się, gdybyś nie przegięła ze spożywaniem eliksiru i się od niego nie uzależniła. Wtedy byś nadal się czuła dobrze, a McGonagall by niczego nie zauważyła. Wygląda na to, że oboje się przeliczyliśmy. Ja się przejechałem na tobie, a ty na eliksirze; teraz oboje ponosimy konsekwencje.
— To wszystko twoja wina! — Dziewczyna kopnęła z frustracją w stolik. Mebel zatrzeszczał niebezpiecznie, ale dzielnie się utrzymał na wszystkich czterech nóżkach. — Gdyby wtedy nie gadali o tym eliksirze…
— Dom, sami się w to wplątaliśmy — stwierdził z rezygnacją Brian. — Może i oni zarzucili haczyk, ale my nie musieliśmy go łapać. To była nasza decyzja i nasze czyny, nie ich, dlatego wina też jest nasza. Pomyśl przez chwilę rozsądnie.
— Dlaczego ich tak bronisz? Wrobili nas!
— Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie obchodzi mnie to, co oni zrobili. Po pierwsze, nawet jeśli naprawdę uknuli spisek, nie udowodnisz im tego, prędzej sama wkopiesz się jeszcze bardziej. Po drugie, to my wykradliśmy eliksir i to my złamaliśmy regulamin, a nie oni. Dom, wiem, że boli cię przegrana, mnie też boli, ale sami na to zapracowaliśmy. Sami się wyeliminowaliśmy, zwłaszcza ty, bo to ty się zdradziłaś.
— I tak im tego nie wybaczę — prychnęła Ślizgonka. — Nie odpuszczę tego.
— Przecież nic ci nie zrobili. To, że wykorzystali okazję, żeby ze sobą tańczyć, jeszcze o niczym nie świadczy — westchnął. — Znali się od dawna i czuli się na tyle pewnie, żeby się zgłosić do komisji. A że szczęście im dopisało… Cóż, też bym tak zrobił w ich sytuacji.
— Nie mieli prawa…
— Dominique, opanuj się. Mam na ciebie wylać wiadro zimnej wody czy co? Oczywiście, że mieli prawo, inaczej by nawet nie uzyskali zgody komisji! Oburzanie się na to nic nie da.
— Nie sądzisz jednak, że to podejrzane, że tak szybko poszli do komisji? Jakby to planowali!
Brian spojrzał na nią z politowaniem.
— A kiedy indziej mieli to zrobić? Jutro jest już drugi etap! Mają tylko jeden dzień, żeby się zgrać i ewentualnie powtórzyć układ. A jeśli naprawdę to planowali wcześniej i jeszcze razem ćwiczyli, to ich podziwiam, musieli chyba w takim razie używać zmieniaczy czasu albo praktycznie w ogóle nie spać, żeby w to wszystko wcisnąć jeszcze swój taniec.
— Nie, Brian, w tym naprawdę jest coś podejrzanego. No i ci siódmoklasiści… Jestem pewna, że to wszystko zostało uknute. Intuicja mnie zwykle nie myli.
— Nawet jeśli, to co z tego? Chcesz się na nich mścić za wyimaginowane krzywdy?
— Tak.
— Dom, już ci mówiłem, że to nie ma sensu. Jesteś szalona! Jak niby chcesz się na nich odegrać?
— Zniszczę ich związek.
— I w jaki sposób chcesz to zrobić? Amortencja już nie poskutkowała.
— Jeszcze nie wiem. — Ślizgonka przygryzła wargę. — Wymyślę coś. Skoro uczucia Scorpiusa są na tyle trwałe, to można spróbować z tą Weasley… Może podasz jej amortencję? Zakocha się w tobie i sprawa będzie załatwiona!
— Chyba oszalałaś — westchnął. — Nie chcę mieć na karku wściekłego Scorpiusa Malfoya. On mnie zabije, jeśli poważę na sprzątnięcie mu sprzed nosa jego księżniczki
— Myślałam, że chcesz ją mieć dla siebie.
Przejechał dłonią po twarzy.
— Bo chcę, ale nie w ten sposób. Nie chcę jej do tego zmuszać i przy okazji zrażać do siebie Księcia Slytherinu. Wolałbym, żeby to był jej własny wybór, choć wiem, że to nieosiągalne.
— Lepszego pomysłu na zemstę nie mam. Ech, jestem beznadziejna nawet w mszczeniu się.
Zaczęła płakać, a Brian nie miał pojęcia, jak ją pocieszyć. Ostatecznie przesiadł się na kanapę i usiadł obok, niezdarnie poklepując dziewczynę po plecach.
— Wiesz, ja też nie jestem w tym dobry. Nie wiem, czy to jakieś pocieszenie… Wiesz co, Dom, myślę, że zamiast się mścić, powinnaś po prostu z nimi porozmawiać. Albo chociaż z samym Scorpiusem, bo w przeciwnym razie wciąż będziesz mieć do nich żal.
Wytarła łzy skrawkiem koszulki i pociągnęła nosem, już nieco spokojniejsza.
— O czym niby miałabym z nim porozmawiać? O tym, jak wielkim przegrywem jestem? Czy może o tym, czy łaskawie zechcą się przyznać do wkopania nas? Nie, to nie ma sensu.
— Myślę, że przynajmniej o amortencji powinnaś z nim porozmawiać.
— I co, mam mu powiedzieć, że się w nim zakochałam? Już raz próbowałam z nim o tym rozmawiać, ale dał mi do zrozumienia, że go w żaden sposób nie interesuję i jestem dla niego w najlepszym przypadku obojętna. Nie wiem nawet, czy mnie polubił.
— Nie mówię, że musisz to robić — mruknął. — Ale myślę, że to by ci pomogło się od niego uwolnić.

Choć Dominique w rozmowie z Brianem stwierdziła, że to zły pomysł, wieczorem w pokoju wspólnym wypatrywała Scorpiusa. Gdy opuściła komnaty Puchonów, poszła na długi spacer po błoniach, nie bacząc na to, że zimno pełzało po skórze. Dogłębnie przemyślała słowa brata, wydarzenia z ostatnich dni i swoją reakcję na nie. Gdy pierwsze krople deszczu zmoczyły jej twarz, doszła do wniosku, że czas dojrzeć.
Dostrzegła go w kącie, przy kominku. Siedział ze swoimi kumplami, Potterem, Flynnem i jeszcze jakimś ciemnowłosym Ślizgonem, którego ona nie znała. Zawahała się, czy powinna im przeszkadzać. Z drugiej strony jeżeli teraz miała się wycofać, to już nigdy tego nie zrobi.
Podeszła do ich stolika.
— Uhm, Scorpius, możemy pogadać?
Spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Odważne czwartoklasistki podchodzące do siódmoklasistów w pokoju wspólnym były raczej rzadkością.
— Jasne.
Książę Slytherinu podniósł się z miejsca, przeprosiwszy kumpli.
— Nie tutaj. Chodźmy… na korytarz. Albo gdzieś indziej, gdzie nas nikt nie podsłucha. To ważne. Proszę.
Skinął głową. Minęli kilku jego znajomych, po czym znaleźli się na korytarzu. Był pusty.
— O czym chciałaś porozmawiać?
— Ech, jak układałam sobie tę przemowę w głowie, to wydawało się to takie proste. Scorpius… Chciałam ci powiedzieć parę rzeczy i o parę też zapytać. Wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa ani dla ciebie, ani dla mnie, ale… Chciałam to wyjaśnić.
— Rozumiem. Słucham cię.
Patrzył na nią tymi swoimi zielonymi oczami, a ona czuła, że się topi. Spróbowała wziąć się w garść.
— Po pierwsze… Musisz wiedzieć, że… nie jesteś mi obojętny. Chyba sam już to zauważyłeś, bo nie umiem za bardzo ukrywać swoich emocji. Wiem też, że powiedziałeś mi, że jestem ci obojętna. — Wzięła głęboki oddech. — Byłam zdesperowana. Pragnęłam twojej uwagi, chciałam, żebyś na mnie spojrzał nie jak na głupiutką partnerkę do tańca, tylko jak na ukochaną osobę. Chciałam, żebyś się we mnie zakochał, tak jak ja w tobie. Wiedziałam też, że nigdy do tego nie dojdzie, więc uciekłam się do amortencji. Wlałam ci ją do soku, ale wiem, że nie zadziałała… Pewnie dlatego, że nie była skończona. Mniejsza o powód.
— Kiedy ją wlałaś…?
Nie wyglądał na zaskoczonego.
— Chyba w dzień przybycia pozostałych reprezentacji — stwierdziła z wahaniem. — Tak, chyba tak. Miałeś w szklance sok jeżynowy.
— Nie lubię soku jeżynowego. Nie wypiłem go.
— To kto…?
— Albus. Mój kumpel. Siedział akurat obok i potem… Och, Merlinie. On wtedy po raz pierwszy wpadł na Sophie! Chociaż nie, to niemożliwe, żeby… Mówisz, że amortencja nie była skończona?
— Na pewno. Ukradłam ją bratu. Nie jest zbyt dobry z eliksirów.
— Dobra, czyli na sto procent nie zadziałała… Zresztą i tak wtedy Albus musiałby zakochać się w tobie, a nie w Sophie. Przecież amortencja tak działa — skonkludował z ulgą. — W porządku, nic się nie stało.
Dominique nie dowierzała własnym uszom.
— Nie jesteś na mnie zły, że to zrobiłam?
— Nie. — Wzruszył ramionami. — Czemu miałbym? Poniekąd cię przecież rozumiem, co nie znaczy, że pochwalam twoje metody. Dominique, będę szczery: lubię cię, ale nie jesteś w moim typie i nie… — Podrapał się po głowie. — Cóż, już jestem po uszy zakochany i raczej nie zamienię jej na nikogo innego. Przykro mi.
Wbrew swoim obawom dziewczyna poczuła ulgę. Usłyszała ostateczną deklarację, która ucinała nici jej zakochania. Była wolna, choć po jej twarzy spływały łzy.
— Weasley musi być prawdziwą szczęściarą. Ale nie mam ci tego za złe. Dziękuję.
— Za co?
— Za wszystko. — Uśmiechnęła się, wycierając oczy rękawem. — Merlinie, dzisiaj przez cały dzień tylko płaczę. Chciałam cię jeszcze zapytać o jedną rzecz. O turniej… Czy to zaplanowaliście, że… no wiesz…
Przez chwilę sądziła, że jej nie odpowie, ale w końcu przytaknął.
— Tak. Nie mieliśmy pewności, czy na pewno to zrobicie, ale tak… To był plan Ala. Pomagał jednocześnie nam obojgu. Rose chciała się uwolnić od twojego brata; u niej sytuacja była podobna, jak u nas. Nie chciała go w żaden sposób ranić, ale zależało jej na turnieju. Al zaproponował jedyne możliwe wyjście, ale bardzo ryzykowaliśmy. Wszystko zależało od was.
— Żałuję, że to zrobiłam — stwierdziła cicho. — Wszystko poszło nie tak.
— Nie wiń się o to. Przepraszam, Dominique. Wiem, że też chciałaś dalej tańczyć.
— Nie, to nie tak… Wiem, że to też w dużej mierze moja wina, bo gdybym nie sięgnęła po ten eliksir, nie byłoby mnie tutaj… Ale, Scorpius, wiem też, że ze mną nie zaszedłbyś zbyt daleko. Próbowałam z siebie wyciągnąć maksimum, ale to wciąż za mało, żeby tańczyć po mistrzowsku i zdobyć serca sędziów. Sądziłam, że sobie poradzę, a rzeczywistość okazała się inna.
Posłała mu blady uśmiech.
— Dominique…
— Naprawdę uważam, że zdobędziecie z Rose podium. Jeśli nie wy, to ja już naprawdę nie wiem, kto. Należy wam się.
Rozpłakała się już na dobre. Scorpius, niewiele myśląc, zagarnął ją w objęcia i przytulił. To była jedyna rzecz, którą mógł jej teraz zaoferować. Ona zaś objęła go mocno w pasie, słuchając, jak blondyn szepcze raz po raz: „Przepraszam”.

Hahahah, zapomniałam, że dzisiaj czwartek i wypada kolejny rozdział Tańca. Kwiat w ciemności trochę zburzył mi rachubę. Brawo ja! // W kolejnym rozdziale będzie to, na co wszyscy czekali: TURNIEJ! Przed nami drugi etap, a potem nas dosięgnie mój ulubiony wątek. Już nie mogę się doczekać. :D // Nowy rozdział 18.04, jakbym znowu zapomniała, krzyczcie. ^^ // Jeśli czytasz, zostaw po sobie ślad! Komentarze dają naprawdę dużego kopa w dupę, zwłaszcza kiedy się ma artblocka i usiłuje się cokolwiek napisać. Nie ukrywam też, że Wasza opinia jest dla mnie naprawdę ważna, bo pokazuje mi, na co powinnam zwrócić uwagę i co zmienić! Będę wdzięczna za każdy komentarz i prześlę czekoladę gołębiem pocztowym. :D

16 komentarzy:

  1. I nie ma żadnych komentarzy? :o
    No to "Taniec przeciwienst" już nadrobilam i jest genialny. Cieszę się, że plan się powiódł. Mam nadzieję, że Jon i Gabrielle się pochodzą, bo lubiłam ich związek. Malcolm mi się nie podoba, nie lubię go. Coś z nim jest nie tak.
    Czyżby na Albusa amortencja zadziałała? To ciekawe. :D
    Także tego jest świetnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy uciekają przed komentowaniem, co w sumie jest smutne, bo potem człowiek ma wrażenie, że nikt tego nie czyta. :c Wejścia niestety o niczym nie świadczą.
      To ciekawe, bo jesteś pierwszą osobą, która mi mówi, że woli Jona od Malcolma! :D
      Nie zadziałała. Raz, że nie była skończona (Brian nie jest orłem z eliksirów), a dwa - wtedy Albus musiałby się zakochać w osobie, która go podała, a nie w Sophie. :D
      I cieszę się, że udało ci się nadrobić! <3

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Znam to z tymi komentarzami. Potem jest totalny brak motywacji do pisania czegokolwiek.
      Poważnie? :D Malcom mi się nie spodobał po prostu. Nie lubię takich chłopaków. Chociaż Jon też zbyt impulsywnie zareagował jak zobaczył go z Gabrielle i później ta ich kłótnia. ;-;
      Opcjonalnie niedokończona mogła sprawić, że się zakochał w tej, na którą wpadł. :D

      Usuń
    4. Nooo, to najgorsze uczucie. :<
      Poważnie! Wszyscy wolą Malcolma, w ankiecie też wygrał. :D Ja lubię oba typy i długo nie mogłam się zdecydować, którego wybrać, ale... No właśnie, ale zobaczycie. :D
      W sumie mogła, choć bardziej mi się podoba wersja, że nieskończona amortencja = nie działa w ogóle. :D

      Usuń
    5. No ciekawe co się temu Albusowi stało :D

      Usuń
  2. densim, densim, ja już nie mogę się doczekać opisów tańców bohaterów! i w sumie myślałam, że panna Grimmer okaże trochę wiekszą... chęć zemsty na Rose, skoro tak bardzo zakochała się w Scorpie. ale nie wiem w sumie. i tak ich lubię. <3 Brian sprawia wrażenie, jakby zrozumiał swój błąd, ale czy na pewno? ja z kolei jego nie lubię, ech. nie dogodzisz. ;P
    pozdrawiam i jestem pod wrażeniem, że posiadasz zapasy rozdziałów aż do 32. o.O serio, zazdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, planowałam ich zemstę, ale potem stwierdziłam, że Dominique jednak się zmieniła pod wpływem tych wydarzeń. Ona mimo wszystko jest rozsądna i potrafi myśleć logicznie, więc uświadomiła sobie, że to wdepnęła w bagno na własne życzenie. Chciałam w tej rozmowie pokazać zmianę jej nastawienia - i to, że Scorpius może jej nie kochał, może lubił ją tylko trochę, ale jednak potrafi ją zrozumieć i no, jakoś pocieszyć. ^^
      Powiem Ci, że sama nie wiem, jak i kiedy to się stało, ale przyszła wena, to napisałam. :D Gorzej, że teraz mnie artblock złapał i odrzuca mnie od pisania trzydziestego drugiego rozdziału...

      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  3. Nie podoba mi sie to, ze Dominique przeprasza Scorpiusa. Albo inaczej-ze tylko ona. To nie tylko rodzeństwo zle zrobiło. Dzirsczyna zdawała sobie z tego sprawę, ale gdy tylko zaczęła rozmawiac z Malfoyem, logika z niej wyparowała. On sie przyznał bez bicia do tego, ze to było zaplanowane, a to ona o przeprasza?! Dla mnie to chore. Powinien przynajmniej udać skruchę, a nie zachowywać sie tak, jakby był kryształowy, wraz z Rose. Ogolnie uwazam, ze Brain ma racje-sami zadecydowali i nie byłoby jak udowodnić tego czy tamtego; szczegolnie ze koniec końców sami podjęli decyzje o oszustwie-ale mimo wszystko Albus, Rose i Scor sa cześciowo winni i nie wiem, dlaczego Dominique miałaby im życzyć szczęścia. Wydaje mi sie, ze ta dziewczyna sama bie do konca wie, czego chce, hormony w niej buzują i moze zrpbic wiele impulsywnych rzeczy... ta amortencja jest przykładem. Rose i Scor zasługują na to, by byc razem i razem tańczyć, ale chyba nigdy nie przejdzie mi do konca absmak na mysl, jak to sie stało.
    Ciesze sie, ze swatka Albus sam chyba znalazł sobie druga połówkę ;) zycze mu w tym szczęścia ;) zapraszam na Niezaleznosc na nowośc i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, Scorpius nie uważa, żeby był kryształowy, zdaje też sobie sprawę z tego, że ich działania doprowadziły do eliminacji Dominique i Briana. Uważa jednak, że cel uświęca środki, poza tym realnej krzywdy im nie wyrządzili i nie zrobili niczego wbrew ich woli. Nie tak, że nie ma sobie nic do zarzucenia, ale nie uważa, żeby ich wina była aż tak duża. ;)
      Dziękuję, również pozdrawiam! :D

      Usuń
  4. Powracam z nowym komentarzem!
    Oj, ciekawe dlaczego Rose nie spała całą noc *porozumiewawczy uśmieszek* xddd
    Czyżby Al miał jakąś poranna schadzkę z Sophie? *kolejny porozumiewawczy uśmieszek* xD
    Hehe, gdyby Rose wiedziała o jakiej blondynce nawijał Malcolm, byłaby znacznie bardziej zainteresowana tematem :D A co do żartowania sobie z Albusa, to wygrała! xD
    Ehhh, znowu wracamy do wielbiciela... Jednak nie obstawiam Scorpa, chyba jestem najbardziej za Conradem. Może po prostu sobie odpuścił, bo Rose jest z Malfoyem? No, ale skoro napisałaś, że już niedługo nadejdzie rozwinięcie twojego ulubionego wątku, to mam nadzieję, że wreszcie się dowiemy :D
    Chyba, że chodzi o jakiś inny, ale trzymam kciuki za adoratora (wątek, nie samą osobę ;D).
    Ten 12 numer jest ostatni? Jeśli tak, to w sumie dobrze, bo lepiej ich zapamiętają, choć ryzyko, że jurorzy będą już zmęczeni. Ale to chyba i tak lepiej niż jakby byli w środku xD
    Wiedziałam, że nie brali żadnych dopalaczy, ale i tak czułam napięcie przy teście :D i miałam nadzieję, że jednak kogoś jeszcze złapią buahhah
    Ło jeżu, już się bałam, że Brian i Dom zechcą drążyć sprawę i wkopią Scorose... Niby Grimmerowie są beznadziejni, ale w jednym rządzą - irytowaniu mnie xddd
    Nie spodziewałabym się, że Dom podłoży amortencję Scorpiusowi... No ale na szczęście nie zadziałała. Serio, Dominique wkurzyła mnie tym eliksirem *irytacja paruje uszami* xddd Chociaż Brian pewnie też warzył go dla Rose :D
    Dominique naprawdę mnie pozytywnie zdziwiła tym, że odpuściła! Sądziłam, że będzie próbowała popsuć Scorose, a tu taki szok. No chyba że jest taką dobrą aktorką... Jednak wątpię, wyglądało wiarygodnie. Miło, że zrozumiała swoje błędy i przeprosiła, Swoją drogą, myślałam, że Malfoy zareaguje bardziej gwałtownie :D
    Kurczę, cały czas jestem zdziwiona tym, jak łatwo poszło z Grimmerami... Jednak skoro napisałaś, że będzie problem, to może Brian coś odwali?
    Z niecierpliwością czekam na następny!
    Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
    ~Arya ;)
    PS Wybacz mi chaotyczność komentarza xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No siemanko! :D
      Te porozumiewawcze uśmieszki mnie rozwaliły, serio, ale tak, masz rację! XD
      Chodzi o inny wątek, ale o wielbicielu też sporo będzie - i w kolejnym rozdziale, i trochę później, także stay tunned!
      Nie, nie był ostatni. Było chyba szesnaście par, nawet nie pamiętam, muszę to sprawdzić. XD
      Jakby wkopali Scorose, to by samych siebie przy okazji bardziej pogrążyli. XD
      Właściwie Brian go nie warzył dla Rose - to była pozostałość po lekcji eliksirów, którą mieli jeszcze na początku Tańca. Po prostu po zakończonej lekcji nie wyczyścił całego kociołka, tylko przelał jego zawartość do buteleczki i zachował w pokoju. Tak po prostu. ^^
      Wszyscy oczekują awantury z hukiem, a to trochę nie tak. XD Zresztą jak czytam Wasze komentarze, mam wrażenie, że potraktowałam ich za łagodnie - ale z drugiej strony ciężko to rozwiązać w inny sposób. Rose, Scorp i Al nie są niewinni, ale nie wlewali nikomu tego napoju do gardła. Ich plan był oparty na ryzyku - albo Dominique chwyci przynętę, albo nie. Dlatego poza domysłami i podejrzeniami, że akurat oboje ze sobą tańczą, nikt nie ma realnych dowodów, zatem nie mogą im nic zrobić. No i nie widzę Briana w roli awanturnika xd Bardziej miałam na myśli to, że ich życie trzepnie po tyłkach w postaci tych relacji - Albusową zobaczycie w kolejnym rozdziale, a tutaj już mieliście pogląd na relację Scorpius-Dominique. Ta sprawa najbardziej wpłynęła na Dom, bo też i ona najwięcej zawiniła. No, koniec tego gadania, bo wszystko wypaplam i roztrąbię, ale chciałam się trochę wytłumaczyć. XD
      Dzięki, przyda się! <3

      PS Wybaczam! :D

      Usuń
  5. Wygląda na to, że Albus znalazł drugą połówkę. Szczęścia mu życzę.
    Dominique miała plan na zniszczenie związku Scorpiusa, ale coś jej nie wyszło. Dobrze, że ta amortencja nie zadziałała.
    Brian zrozumiał, że jest trochę jego winy w tym, że został zdyskwalifikowany. Dominique chyba też, ale dopiero po tej rozmowie mogła tak na to spojrzeć.
    Do końca myślałam, że będzie się chciała zemścić, więc trochę mnie zaskoczyło, że postanowiła porozmawiać ze Scorpiusem. Dobrze że tak zrobiła, bo dzięki temu mogłą sobie z nim wszystko wyjaśnić.
    Spodziewałam się tego, że Scorpius się przyzna do planu. Chciał być z nią szczery tak jak ona z nim, więc powiedział jak było.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, mogą sobie wszystko wyjaśnić i Dominique zazna nieco spokoju, choć wiele razy będzie się jeszcze zastanawiać, co by było, gdyby... Choć już na to nieco za późno. :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. No proszę, jaki z Albusa się nagle romantyk zrobił ^^ Czyżby jakaś poranna schadzka z Sophie?
    Już widzę zaskoczenie Rose, jak sie dowie w kim to się Malcolm zakochał. Żałoże się, że jej zainteresowanie znacznie podskoczy. A tak na marginesie, ostatnio brakuje mi jakiegoś wglądu w przyjaźń dziewcząt, bardzo mi się podobało, jak przedstawiałaś ich więź, a ostatnio mają tak mało interakcji ze sobą (nie licząc tych 'poza kadrem' :D i momentów w których ważą eliksir), ze prawe zapomniałam, że się przyjaźnią i są ze sobą tak blisko. Ale tyle się tu u ciebie dzieje, że w sumie nie dziwne, że niektóre rzeczy schodzą na dalszy plan.
    Bardzo mi się podobało, jak Rosie dokuczała Albusowi tekstami o ślubie xd
    Ciekawe przemyslenia na temat wielbiciela, choć chyba wszyscy wiemy, ze to na 99% nie był Scorpius :D Ach ta Rosie, taka niewinna, taka nieświadoma... Ja osobiście najbardziej obstawiam przy Conradzie, jak pewnie większość czytelników. Ale kto wie, może nas jeszcze zaszokujesz :D Ale mnie denerwuje, jak Rose mówi, że są "prawie" parą! :D Calują się, spędzają razem mnóstwo czasu, czas najwyższy to nazwać, Rose!
    Niby wiedziałam, ze Scorose nic nie zażywali, ale i tak byłam cała zestresowana podczas tego testu.
    Podobałaby mi się opcja, że Scorpius wypił gotową amortencję, ale tak strasznie kocha Rosie, że nie zadziałała :D Ale to by było chyba zbyt miodne xd
    I całkiem podobała mi się tutaj postawa Briana, że przyznał, ze oni sami się w to wszystko wplatali i nie ma co teraz drzeć kotów i planować mhocznej zemsty. Dom z kolei zachowuje się trochę jakby miała chorobę dwubiegunową :D Tutaj krzyczy, że im tego nie odpuści i zniszczy ich związek, a potem wypłakuje się Scorpiusowi i go przeprasza, boże jak ona mnie denerwuje. Ta dziewczyna ma problemy ze sobą :d
    Scorpius zachował sie bardzo ładnie, choć jak na mój gust był dla niej za miły, wolałabym, żeby w ogóle z tą francą nie rozmawiał :D Ale to już ja i moja miłość do Scorose.
    Podsumowując: yay Scorose! Brian i Dom, idźcie umrzeć. Albus jak zawsze wspaniały.
    I nie mogę się doczekać turnieju <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A być może, być może! :D
      Hm, w sumie masz rację, ostatnio się na tym wątku w ogóle nie skupiałam, bo jakoś tak wyszło, tyle się dzieje, że zupełnie nie panuję nad postaciami XD Ale spokojnie, za jakieś dwa rozdziały do tego wrócę.
      Też mi się to podobało, w ogóle uwielbiam ich relację, bo taka swobodna i braterska! :D
      Aj tam, ja Rose i jej niezdecydowanie doskonale rozumiem, bo czasem bez wyraźnego określenia, na czym się stoi, człowiek jest niepewny. :D
      Hoho, nie sądziłam, że ta scenka z Earie i testem dopingowym wzbudzi aż takie napięcie. XD
      Hahahahha, to byłoby możliwe i kto wie, co się tam naprawdę stało... :D Amortencja na pewno nie była dokończona, bo Brian nie zdążył tego zrobić. I do tego zwykle działa na osobę, której się ją podaje. (Rowling strasznie mało o tym pisała, bo się zastanawiałam, jak w ogóle działa ten eliksir - ale na pewno się nie zakochujesz w osobie, która go stworzyła, bo przecież Fred i George sprzedawali amortencję... xd). No i jako że Scorp tego napoju nie wypił, bo nie lubił tego soku, amortencję wypił Albus. A potem wpadł na Sophie... I tu pytanie, czy amortencja zadziałała, czy nie... ;>
      A dziwisz się jej? :D W takiej sytuacji też bym dostała choroby dwubiegunowej - bo patrz, z jednej strony wszystkie jej marzenia legły w gruzach, i to pośrednio przez nasze trio, a z drugiej strony sama na to zapracowała, więc wie, że w dużej mierze jest to też jej wina i nie powinna się tak miotać. XD
      Podsumowanie wymiata <3

      Soon! :D

      Usuń

Czarodzieje