czwartek, 25 maja 2017

Kwiat w ciemności IV

— Niesamowicie grali!
Podobał mu się sposób, w jaki się ekscytowała. Sam zbyt wiele nie pamiętał z fabuły filmu, nie umiał tym bardziej docenić gry aktorskiej, ale lubił uśmiech na twarzy Gillian, iskierki w jej oczach i podniecenie widoczne w każdym geście. Czuł się jak pijany, nie tylko za sprawą wypitego piwa.
— Pewnie masz rację.
Uśmiechnęła się do niego, biorąc za rękę. Pociągnęła go w głąb ulicy, na której tańczyły światła neonów oraz żarówek. Przed nimi szło parę osób, nastolatków, wnioskując z wyglądu. Dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami, od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Al nawet nie wiedział, czy byli na tym samym seansie, czy nie.
— Masz jakieś tatuaże?
— Słucham?
Pytanie Gillian zupełnie go zaskoczyło. Spojrzał na dziewczynę, przystając na chodniku. Ona również się zatrzymała; wpatrywała się w niego swoimi ślicznymi brązowymi oczami. Wyglądała na całkowicie poważną, a więc nie żartowała.
— Pytam, czy masz jakieś tatuaże.
— Nie. Dlaczego?
— A chciałbyś mieć?
Uniósł brwi. Jego ręce bez udziału woli powędrowały na biodra dziewczyny.
— Co planujesz, mała wiedźmo?
— Hej, nie jestem taka mała! — obruszyła się. — Wiedźmą też nie jestem! I niczego nie planuję! Nie chcesz, to nie! A już miałam zaproponować ci coś fajnego!
— Nadal możesz zaproponować, nie będę miał naprawdę nic przeciwko — wymruczał z ustami przy jej uchu. — Sprowadzisz mnie na złą drogę, kobieto, jestem tego całkowicie pewien.
— Najwyżej oboje spłoniemy w piekle. Niedaleko jest studio tatuażu. Jego właścicielka jest czarodziejką i robi magiczne tatuaże. To małe arcydzieła! Zawsze chciałam taki mieć, ale poprzednim razem stchórzyłam.
— Twój były chłopak pokazał ci to miejsce?
— Tak. Zrobił sobie tatuaż z tygrysem. Na ramieniu. Fajnie to wyglądało, bo tygrys wędrował po jego klatce piersiowej. Ale mniejsza o to, to już przeszłość. — Zacisnęła usta, na chwilę tracąc pogodę ducha. — Chcesz tam ze mną pójść?
— Prowadź.
Studio Anayi mieściło się w głębi labiryntu uliczek, ale Gillian prowadziła go z niezachwianą pewnością, zupełnie jakby miała przed oczami GPS-a. Była tutaj tylko raz, ale to miejsce pozostawiło na niej tak silne wrażenie, że droga do niego również głęboko się wyryła w jej mózgu.
Albus zaczynał się niecierpliwić, kiedy wreszcie stanęli przed niepozornymi drzwiami. Dziewczyna zapukała i, nie czekając na odpowiedź, nacisnęła klamkę.
Znaleźli się w przytulnym, choć niewielkim pomieszczeniu. Nie znaleźli tu zbyt wielu mebli, zaledwie stół zawalony papierami, gazetami i z jednym aparatem fotograficznym oraz półki z książkami. Uroku dodawały jednak fotografie zajmujące całą prawą ścianę.
— Gillian. Dawno cię tu nie widziałam.
— Cóż, trochę się… pozmieniało. To jest Albus. — Dziewczyna wskazała kciukiem stojącego obok niej chłopaka. — Albus, to jest Anaya. Właścicielka tego niesławnego lokalu i zarazem doskonała tatuażystka.
— Nie pochlebiaj mi — mruknęła kobieta, podchodząc do nich. — Gdybym była taką doskonałą tatuażystką, interes szedłby mi znacznie lepiej.
— Bo za słabo się reklamujesz. Szłoby ci znacznie lepiej, gdybyś się przeniosła na ulicę Pokątną i przestała rezydować w obskurnej części Londynu należącej do… mugoli. — Gillian spojrzała szybko na Ala, mając nadzieję, że się nie pomyliła. Nie przyznała się Anayi, że sama nie jest czarodziejką, więc nie chciała się przypadkowo zdradzić. — Byłabyś bardziej rozpoznawalna.
— Może kiedyś. Więc chcecie tatuaże?
Gillian skinęła głową.
— Tak, tylko jeszcze nie mamy pomysłu na wzór.
— Chcę lisa.
Dziewczyna zdziwiła się nieco. Przeniosła wzrok na Albusa, który stał pewnie, z determinacją błyszczącą w oczach. Zaciskał pięści. Mogła niemalże poczuć emanującą od niego aurę, manifestację żądzy działania.
— Lisa? — odważyła się spytać.
— Tak. To mój patronus.
Whoa. Kto by się tego spodziewał?
— W takim razie ja też chcę lisa.
— W porządku — mruknęła Anaya, już sięgając po czystą kartkę oraz własną różdżkę. — Naszkicuję wam na próbę i zobaczycie, czy wam się spodoba. Gdzie chcielibyście mieć…?
— Na biodrze.
— Ja też.
— Dobrze. Takiej wielkości może być?
Kobieta pokazała im palcem parę cali, na oko trzy lub cztery; mrużyła oczy, upewniając się, że ta wielkość będzie odpowiednia w stosunku do ich ciał.
— Tak.
Albus ponownie odpowiedział jej bez żadnego wahania, więc Anaya zaczęła rysować na kartce małe zwierzątko. Po skończeniu szkicu przyjrzała mu się krytycznie i poprawiła w paru miejscach, po czym pokazała nastolatkom. Po lewej widniał lis siedzący majestatycznie, z puchatą kitą owiniętą wokół nóg, a po prawej ten sam lis spał zwinięty w kłębek.
— Jest piękny — szepnęła w zachwycie Gillian, która miała już wcześniej próbkę talentu Anayi.
— Chcecie jakieś poprawki? Teraz jeszcze mogę coś zmienić, ale potem może być problem.
Gillian przyjrzała się uważniej rysunkowi, po czym wzruszyła ramionami, stwierdzając, że jej zdaniem lisowi niczego nie brakuje. Nie miała talentu artystycznego i nie potrafiła ocenić takich szczegółów, więc po prostu stwierdziła, że obrazek jest śliczny. Al, prawdę mówiąc, też się nie popisał; nie chciał żadnych zmian.
— W porządku. — Anaya odetchnęła z ulgą. — Które chce być pierwsze?
— Panie przodem.
Chwilę później skóra na biodrze Gillian zaczęła się pokrywać delikatnym malunkiem powstającym za sprawą muśnięć różdżki Anayi. Nawet nie bolało, choć dziewczyna się tego spodziewała i ściskała dłoń Albusa. Zupełnie niepotrzebnie, ale wciąż nie miała tyle odwagi, żeby go puścić.
Lis wreszcie był skończony. Na razie spokojnie siedział, ale gdy Anaya przetarła go szmatką nasączoną jakimś eliksirem, ożył. Przeciągnął się, po czym przemaszerował po brzuchu Gillian na jej drugie biodro. Tam zwinął się w kłębek, przykrył pomarańczowym ogonem i zasnął.
— Wygląda na to, że jest okej. Nie powinno być żadnych powikłań, lis też się zachowuje prawidłowo. Możesz opuścić bluzkę. Podoba ci się?
— Bardzo. Dziękuję.
Zręcznie ustąpiła miejsca Albusowi, ale nie odeszła zbyt daleko, przyglądając się działaniom Anayi. Każdy jej ruch był fascynujący, bo spod różdżki, zwykłego drewnianego patyka, kreska za kreską powstawało małe dzieło, podobne do tego, które zdobiło biodro Gillian.
W jakiś sposób czuła się dzięki temu połączona z Alem. Ten sam tatuaż to przecież niejako symbol, który miał z nią pozostać na zawsze, tak samo jak z nim. Więc nawet jeśli straciłaby swoje wspomnienia związane z czarodziejskim światem, lis wciąż będzie siedział na jej skórze. Może wówczas już nie przypomni sobie, skąd go ma i dlaczego właśnie jego, ale przynajmniej będzie miała jakąś małą pamiątkę.
No chyba że zniknie wraz z jej wspomnieniami, skoro to magiczny tatuaż…
Albo przestanie się ruszać.
Albus, jak na mężczyznę przystało, stał spokojnie i nieruchomo. Przypominał trochę piękny, oddychający posąg. Może i jego uroda nie powalała na kolana dziesiątki kobiet, ale dla dziewczyny był naprawdę idealny ze swoją smukłą sylwetką, czarnymi włosami i zielonymi oczami. Gillian powstrzymała cisnący się na usta uśmiech.
— No, gotowe, już koniec — oznajmiła Anaya, ciskając na stół mokrą szmatkę. — Nie boli was, nie szczypie, nie swędzi?
— Nie. Wygląda na to, że wszystko faktycznie jest w porządku — odparł Albus, kończąc oględziny swojego tatuażu. — Ile jesteśmy ci winni?
— To będzie razem czternaście galeonów. Nie żeby ta suma miała mi jakoś bardzo uradować tyłek… Mogłabym wykonywać tę robotę nawet za darmo, na to samo by wyszło.
Podczas gdy Albus płacił, Gillian zainteresowała się leżącym na stole aparatem fotograficznym.
— Robisz zdjęcia?
— A, tak, czasem z klientami robię sobie zdjęcia i wieszam je później tam na ścianie. Nie wszyscy sobie tego życzą, więc rzadko proponuję. Większość fotografii pochodzi z początków działania mojego lokalu, kiedy był najpopularniejszy. Przychodziło tu naprawdę wiele osób, potem wszyscy, zdaje się, zapomnieli. Albo zyskałam złą sławę, czort jeden wie… Chcecie zdjęcie? Powieszę w honorowym miejscu.
Chcieli. Zapozowali więc razem, przytuleni do siebie, młodzi, szczęśliwi i przez chwilę znajdujący się we własnym niebie.
Mogłoby już tak być zawsze.

6 komentarzy:

  1. Wow, świetny pomysł z magicznymi tatuażami. Jak dla mnie Gillan pasuje dp magicznego świata i powinna sie w nim znaleZc przez związek z Albusem :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Właśnie skończyłam czytaćcały taniec przeciwieństw, zajęło mi to 3 dni, dziś nie wiedziałam o co chodzi, gdyż nie mogłam kliknąć nexta, jak się później okazało dopiero go dodasz. XDD Masz genialny styl pisania, bardzo mi się podoba. Łatwo się czyta i bardzo lekko? W każdym razie masz ogromny talent! Liczę na więcej ff twojego autorstwa, chętnie przeczytam jeszcze twoje wypociny. :P Jako że jestem fanką scen romantycznych, może dodałabyś nieco miłostek? ;) Z tego co widzę, brakuje ci weny, to niedobrze!!! ;((( Nie możesz marnować takiego talentu kochana! Sama wiem po sobie, jak z tą weną różnie bywa- na to niestety nie ma rady, a szkoda... Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na nexta i życzyć ci duuuuzo weny! (Wybacz, że komentuje pod miniaturką, która swoją drogą tez jest boska ;)) Trzymaj się i pisz, pisz, pisz więcej dla nas! Jesteś cudowna i masz się nigdy nie poddawać ani nie wątpić w swój niesamowity talent!!!! ;) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, naprawdę Ci dziękuję za ten komentarz, dał mi kopa w dupę i przysłał trochę weny, więc może uda mi się skończyć kolejny rozdział. <3
      A co do innych moich opowiadań, możesz przebierać i wybierać, mam tego sporo: http://katjowe-blogi.blogspot.com/ Nie wszystkie są fanfikami, ale zdecydowana większość jednak tak. ;)

      Usuń
  3. Próbuję zabrać sie do tego komentarza tak, jakby nie czytała jeszcze dalszej części, ale to chyba niemożliwe... ich relacja jest taka urocza i ciepła i nawet zażyła, mimo tego że poznali się kilka godzin wczześniej, ze aż mnie jakieś dramatyczne dreszcze przechodzą na myśl o smutnym zakończeniu...
    Strasznie mi się podobało, ze Gillian wiedziała o salonie tatuaży od sswojego byłego, ale z nim nie odważyła sobie zrobić tatuażu, natomiast z Albusem to co innego. I zaskoczyło mnie, ze patronusem Albusa jest list. Zazwtczaj ludzie bez namysłu biorą jelenia (pewnie sama bym tak zrobiła, jakbym pisała cokolwiek o patronusie Albusa), bo najpierw dziadek a potem tata, no a to jednak trochę banalne, tak jest znacznie bardziej oryginalnie, także list zyskał moją sympatię :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo Al jest taki fajny, że z nim musiała to zrobić! :D
      Ja bym mu jelenia nie dała, bo jeleń nieodłącznie kojarzy mi się z Harrym, Jamesem, Lily i Severusem. Powielanie tego byłoby bez sensu, tym bardziej że Albus ma zupełnie inny charakter i zresztą jest sprytnym ślizgonem... :D Lis mi do niego po prostu znacznie bardziej pasuje. ;D

      Usuń

Czarodzieje