Piątkowe lekcje dłużyły się Rose
niemiłosiernie. Była do tego stopnia rozkojarzona, że nawet na transmutacji,
przedmiocie, na którym zwykle błyszczała, zamieniła mysz nie w pająka, ale w
węża, otrzymując w zamian karcące spojrzenie opiekunki swojego domu. Pomyślała,
że dzisiaj się zupełnie do niczego nie nadaje i po prostu złożyła głowę na
blacie, ignorując szturchającą ją Elissę.
— Na Merlina, Rose, co się z tobą
dzieje — mruknęła jej przyjaciółka, poprawnie wykonując zaklęcie.
— Nic. Mam po prostu za dużo na
głowie i jestem zmęczona.
Już nie wspominając o tym, że się
nie wyspała, gdyż jeszcze tej samej nocy miała patrol na korytarzach zamku. Na
całe szczęście nic się nie wydarzyło, więc spędziła czas w miarę spokojnie,
jednak teraz ledwo powstrzymywała ziewanie i złość.
— Idź może dzisiaj potańczyć, co?
Obie wiedziały, że dla Rose nie
było niczego lepszego na rozładowanie złości oraz stresu niż taniec.
— Wiem. Idę dzisiaj po lekcjach,
dlatego nie mogę wytrzymać. Już mam dosyć tego wszystkiego, czuję, że zaraz
wybuchnę, a to dopiero tydzień.
— Bez obaw, Rosie, zostało tylko
dziesięć minut — pocieszyła ją Gabrielle. — Możesz się urwać z eliksirów i iść.
Przecież wiesz, że długo w tym stanie nie wytrzymasz. Czemu wczoraj nie
poszłaś?
— Nie miałam kiedy.
— No to idź teraz — poprosiła
Gabrielle. — Usprawiedliwimy cię przed madame Shearwood.
— Dzięki.
— Nie ma za co, kochanie, po coś
tu jesteśmy.
Elissa przytaknęła ochoczo słowom
Gabrielle, a Rose pomyślała, że jeszcze trochę, i się rozpłacze.
Ledwo lekcja dobiegła końca,
wrzuciła jednym ruchem wszystkie książki do torby i wybiegła z klasy, czując na
plecach zatroskane spojrzenia przyjaciółek.
Nie zwracając uwagi na strumień
uczniów wylewających się z klas, pobiegła na czwarte piętro, po czym skręciła w
rzadko używaną odnogę. Dopiero tam, sprawdziwszy, czy nikt jej nie śledzi,
zatrzymała się przed jednym z obrazów, przedstawiającym brodatego staruszka z
sękatą laską. Uśmiechnął się do niej dobrotliwie, kiedy odsuwała ramę i
przechodziła do ukrytego za nią korytarza.
Stamtąd wyszła prosto do jasnej,
oświetlonej słońcem komnaty, którą sama przystosowała do swoich potrzeb. Polegało
to głównie na wyczarowaniu idealnych do tańca drewnianych paneli oraz wielkich
luster, w których mogła widzieć swoje odbicie. W kącie stały również gramofon,
gitara w niebieskim pokrowcu oraz sterta winylowych płyt. Rose chciała
sprowadzić tutaj mugolski odtwarzacz albo jakieś radio, ale w Hogwarcie
elektronika nie działała, dlatego musiała zrezygnować ze swojego pomysłu.
Rzuciła torbę na ziemię, po czym za pomocą kilku zaklęć
przetransmutowała swoje szkolne szaty w znacznie wygodniejszą koszulkę na
ramiączkach oraz spódniczkę. Przez chwilę stała przed lustrem, krytycznie
oceniając swoje ciało — przez wakacje trochę przytyła. Wszystko, co zjadła,
poszło jak zwykle w biodra, nawet pomimo tego, że starała się regularnie
ćwiczyć: tańczyć i biegać. Na szczęście jednak cała jej sylwetka pozostała tak
szczupła jak zwykle, choć przybyło mnóstwo piegów.
Związała swoje sięgające ramion
włosy w kucyk, po czym przejrzała szybko stertę płyt. Wybrała jedną z nich,
włożyła do gramofonu i puściła muzykę. Wróciła na środek pokoju. Zamknęła oczy,
pozwalając, żeby dźwięki otuliły ją całą, przenikając każdą komórkę ciała. Odetchnęła
głęboko. Z wolna się uspakajała, a napięcie opadało z ramion.
Pierwsze kroki były nieśmiałe,
niepewne, szybko jednak Rose odnalazła rytm. Wyrzuciła z głowy wszelkie myśli,
skupiając się jedynie na tańcu, na podnoszeniu nogi w odpowiednią porę, na
wznoszeniu się i opadaniu. Nie był to żaden ze znanych jej układów, po prostu
poruszała się tak, jak dyktował jej rytm piosenki.
Dopiero po tym wszystkim opadła
wyczerpana na podłogę. Była cała zlana potem, ale i jednocześnie szczęśliwa. Po
stresie nie pozostał żaden ślad.
Kiedy obudziła się w sobotni
poranek, Gabrielle i Elissa jeszcze spały. Nie dziwiła im się, sama też by
śniła dłużej, ale o jedenastej musiała się stawić w wielkiej sali na
przydzielenie pary.
Nie wiedziała, jak to wszystko
będzie przebiegać, bo profesorowie byli bardzo tajemniczy i tylko z uśmieszkami
na ustach twierdzili: „Zobaczysz, spodoba ci się”. Podobno nie mieli tego dnia
jeszcze tańczyć, więc wystarczyłoby założyć szkolne szaty, ale Rose wolała
założyć nieco lżejsze rzeczy, nawet jeśli miałaby być jedyną tak ubraną osobą.
Wybrała prostą, letnią sukienkę o granatowym kolorze, a włosy splotła w
warkocz.
Krytycznie obejrzała się jeszcze
w lustrze. Stwierdziwszy, że nie wygląda najgorzej, zeszła do pokoju wspólnego.
Pozdrowiła kilku rannych ptaszków, siedzących przy szerokiej ławie, otrzymawszy
w zamian życzenia powodzenia, po czym skierowała się do drzwi.
Ku swojemu zdumieniu ujrzała przy
stole Ravenclawu swojego kuzyna, siedzącego na jej zwyczajowym miejscu.
Wyszczerzył się do niej radośnie, przesuwając się w bok.
— Ślicznie wyglądasz — przywitał
ją.
— Dziękuję — odparła odruchowo. —
Al, co ty tu robisz?
— Siedzę, nie widać?
— Dlaczego tutaj, a nie przy
stole Slytherinu?
— A co, nie mogę? — Uśmiechnął
się niewinnie, nakładając sobie kolejną skibkę chleba. — Nie no, tak naprawdę
to na ciebie czekałem. Spodziewałem się, że niedługo przyjdziesz.
— Coś się stało?
Zmierzyła go podejrzliwym
spojrzeniem, zanim wreszcie opadła na miejsce koło niego. Dopiero teraz zdała
sobie sprawę z tego, jak bardzo była głodna, więc od razu nałożyła sobie dużą
porcję sałatki.
— Właściwie to nie. Chciałem po
prostu z tobą pogadać i ci życzyć powodzenia, czy to zbrodnia?
— Nie — odparła zdumiona. — Po
prostu zwykle tego nie robisz.
— Och, wiem. Pomyślałem jednak,
że będziesz chciała z kimś pogadać, zanim tam pójdziesz jak na ścięcie.
Rose kochała Ala za to, że
wyczuwał jej potrzeby, chociaż wcale go o to nie prosiła.
Co prawda nie stresowała się jakoś
bardzo, w końcu tego dnia nie mieli tańczyć, nie miała jednak nic przeciwko
rozmowie z kuzynem, który potrafił zawsze dodać jej otuchy.
— Dzięki, Al, naprawdę to
doceniam. Będziesz oglądał przedstawienie?
— Nie mogę. — Potrząsnął głową. —
Dzisiaj tylko wy rządzicie w wielkiej sali. Nie myśl sobie jednak, że odpuszczę
etap szkolny. Tam już wszyscy mogą oglądać.
— Coś czuję, że się zbłaźnię —
westchnęła. — I nawet nie wiem, na kogo trafię w parze. Nie daj, Merlinie, na
Malfoya! Albo na kogoś, kto nie umie tańczyć! Po raz tysięczny żałuję tego, że
się w ogóle zgłosiłam.
Al sięgnął po jej dłoń i uścisnął
ją.
— Nie martw się, Rosie, będzie
dobrze. Jestem pewien, że oczarujesz ich wszystkich.
— Dziękuję.
Przerwała im płomykówka, która
wylądowała na talerzu Rose, topiąc nóżki w sałatce. Dziewczyna uniosła brwi,
usiłując nie parsknąć śmiechem, po czym odwiązała kopertę oraz czerwoną różę,
którą również przyniósł ptak.
— Od kogo? — spytał zaintrygowany
Ślizgon, patrząc na kartkę, którą trzymała w dłoni.
— Nie wiem. Dostaję je od
początku roku szkolnego i dotychczas jeszcze się nie dowiedziałam, kto jest ich
nadawcą.
Tym razem na karteczce widniał
napis: „Powodzenia”.
— Będziecie wchodzić do wielkiej
sali z dwóch stron, z jednej dziewczęta, z drugiej chłopcy.
Rose założyła ręce na piersi,
słuchając głosu McGonagall i usiłując uspokoić walące mocno serce. Rozglądała
się w tłumie w poszukiwaniu znajomej twarzy. Kojarzyła większość kandydatów,
nikogo jednak na tyle, żeby móc z nim nawiązać pogawędkę o niczym.
— Ale zanim to się stanie,
chłopcy muszą przejść przez jedno pomieszczenie i dziewczęta przez drugie. W
nim losujecie jedno zwierzę i dopiero wtedy wychodzicie. Gdy wejdziecie do
wielkiej sali, waszym zadaniem będzie posłuchanie waszego zwierzęcia i
odnalezienie swojego partnera, tego, którego wam wskaże.
Wnioskując po zaskoczonych
okrzykach, nie tylko Rose nie miała pojęcia, co McGonagall rozumie przez
„zwierzę” i wylosowanie go. Wzruszyła jednak ramionami, przekonana, że
dyrektorka wie, co robi.
Rose cierpliwie ustawiła się w
kolejce, czekając, aż jej pozwolą wejść do salki. Wreszcie jednak wężyk
czekających dziewcząt posunął się do przodu i nadeszła kolej rudej. Madame
Shearwood odhaczyła na liście jej nazwisko, zapraszając do środka.
W pomieszczeniu panował półmrok.
Rose zmrużyła oczy, pozwalając źrenicom przystosować się do mniejszej ilości
światła.
— Rose. Podejdź.
Głos opiekunki jej domu przywołał
ją do stołu, przy którym stała kobieta. Trzymała w dłoniach czarny worek, który
wyglądał, jakby znajdowały się w nim węże.
— Co mam zrobić? — spytała pewnie
Krukonka.
— Włóż rękę do worka i wylosuj
zwierzątko.
Rose włożyła rękę do otworu i
sięgnęła w głąb worka. Najpierw napotkała coś, co pokłuło palce, potem poczuła,
że na jej dłoń wspięło się coś drobnego. Wyciągnęła rękę. Dopiero po chwili
zrozumiała, na co patrzy — na jej nadgarstku siedział jeżyk, wyglądający na
zrobionego ze szkła. Strzygł nieufnie kolcami, odwzajemniając jej spojrzenie.
— Idź do wielkiej sali, Rose —
zaprosiła ją profesor Rosebourgh. — Jeż wskaże ci partnera. Powodzenia!
Była jedną z ostatnich osób,
które weszły do pomieszczenia. Usunięto z niego ławy stoły, zarówno te, przy
których jedli uczniowie, jak i nauczycielski.
Pozostali zdążyli już uformować
dwa szeregi: dziewczęta pod jedną ścianą, chłopcy pod przeciwległą. Wszyscy
trzymali na rękach swoje miniaturowe zwierzątka, obserwując je z nieufnością i
zastanawiając się, jak niby mają one wskazać drogę do kogokolwiek.
Rose również się nad tym
zastanawiała, głaszcząc po głowie swojego jeża. Złożył kolce w ten sposób, że
mogła go gładzić bez ranienia się w palce. Wyglądał całkiem słodko.
— Moi drodzy! — zawołała profesor
McGonagall, stając na podwyższeniu, z którego zwykle przemawiała. — Uroczyście
rozpoczynamy etap przygotowawczy wielkiego turnieju tańca! Dobierzcie się w
pary i niech Merlin wam sprzyja!
Uczniowie rozglądali się
niepewnie, zastanawiając się, co powinni zrobić, wreszcie jednak skupili się na
swoich pupilach.
Rose spojrzała na jeża —
wyglądał, jakby się przebudził ze snu i jedną z nóżek niecierpliwie tupał w jej
dłoń, zupełnie jakby chciał, żeby go postawiła na ziemi. Zastanowiła się i
doszła do wniosku, że skoro niby mają ich słuchać, to równie dobrze może go
położyć na podłodze.
Zadowolone zwierzątko
pomaszerowało na środek wielkiej sali, a Rose podążyła za nim, obserwując, że
wielu uczniów dookoła niej postąpiło podobnie, pozwalając się prowadzić. W
powietrze wzbiło się kilka ptaków, większość jednak szła po ziemi, przybrawszy
rozmiary właściwie dla prawdziwych odpowiedników swojego gatunku.
Ruda zastanawiała się, jak w
ogóle nauczyciele wyczarowali zwierzątka. Wyglądały i zachowywały się jak żywe,
pomijając to, że zdawały się być zrobione ze szkła. Prawdziwy majstersztyk.
Tak się zamyśliła, że na chwilę
spuściła swojego jeża z oczu. Minęła skradającą się panterę oraz podążającego
za nią Scorpiusa Malfoya, przestąpiła przez pełznącego węża zdającego się
należeć do Krukonki z szóstego roku, tej samej, która zgłosiła się dopiero
rankiem, gdy Rose schodziła do pokoju wspólnego.
Po jej jeżu nie było jednak
śladu.
Gdy go dostrzegła, krzyknęła,
lecz nikt tego nie usłyszał. Jej zwierzę znajdowało się w szponach sowy,
szybującej pod zaczarowanym sklepieniem wielkiej sali. Przecież ona go zje, pomyślała przerażona. Już wyciągała różdżkę, kiedy
usłyszała:
— To twój jeż?
Naprzeciwko niej stał chłopak o
krótkich, brązowych włosach. Miał na sobie luźny czarny T-shirt oraz dżinsy —
najwyraźniej, tak jak ona, zrezygnował ze szkolnej szaty. Jego niebieskie oczy
uważnie lustrowały spojrzeniem Rose, nieco kpiąco, nieco zadziornie. Ruda
zupełnie go nie kojarzyła, nawet z widzenia.
— Tak — odparła nieprzyjaźnie.
— Moja sowa porwała twojego jeża,
a więc to chyba znaczy, że mamy tańczyć razem — stwierdził, rozglądając się
dokoła.
Rose również to zrobiła i
dostrzegła, że mniej więcej jedna trzecia uczestników się już dobrała w pary, a
ich zwierzęta zdawały się ze sobą rozmawiać.
— Mógłbyś w takim razie ją
poprosić, żeby wypuściła mojego jeża? — mruknęła, zakładając ręce na piersi.
— Nie wiem, czy to takie proste.
Obdarzył ją kpiącym uśmiechem,
jednak zagwizdał na sowę, a ta sfrunęła na jego ramię, wypuszczając na jego
ręce jeża. Podał go Rose.
— Proszę.
— Dziękuję.
Pogłaskała swoje zwierzątko, lecz
nie wyglądało, jakby się bało.
— Jestem Brian Grimmer. Hufflepuff.
— Rose Weasley. Ravenclaw.
Dopiero co poznany chłopak
wyciągnął do niej dłoń. Uścisnęła ją, choć Brian nie zrobił na niej dobrego
pierwszego wrażenia. A jeżeli miała z nim tańczyć, to już mogła szykować się na
tortury.
— Tańczyłaś kiedyś wcześniej? —
spytał ją podekscytowany, gdy czekali, aż pozostałe osoby również się dobiorą w
pary.
— Tak. — Skinęła głową.
— Ja nie. Uczyła mnie trochę
siostra, ale nie umiem za dobrze. Chciałem jednak się nauczyć i spróbować.
Rose jęknęła w duchu. Nie dość,
że trafiła na palanta, to jeszcze na takiego, który zupełnie nie potrafił
tańczyć. Chciała w tempie ekspresowym wycofać się z turnieju, jednak Brian już
chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku ławek wyczarowanych przez
nauczycieli, gdy oni jeszcze się szukali.
Siedzieli w milczeniu,
obserwując, jak wszyscy powoli odnajdują swoje pary. Rose mignęły jasne włosy
Malfoya, kiedy odchodził wraz z jakąś niziutką szatynką trzymającą w dłoniach wiewiórkę.
— To moja siostra — wyjaśnił
Brian, widząc, na kogo Rose patrzy. — Dominique. Jest na czwartym roku, w
Slytherinie. Wylądowaliśmy w odmiennych domach, ale mamy ze sobą naprawdę dobry
kontakt.
Ruda nie skomentowała tego w
żaden sposób, skupiając całą swoją uwagę na McGonagall, która ponownie wstała.
— Mam nadzieję, że wszystkim
udało się już odnaleźć swoją parę i że dobrze się przy tym bawiliście —
przemówiła. — Teraz macie dwa tygodnie na przygotowanie się do szkolnego etapu
turnieju. Wyłoni on osiem par, które będą reprezentować Hogwart w dalszych zmaganiach.
Dwa tygodnie to strasznie mało,
żeby nauczyć tego idiotę tańczyć, pomyślała Rose z rozpaczą. Jej szanse na
pokonanie Scorpiusa Malfoya drastycznie malały.
— Wasze wysiłki będzie oceniać komisja
złożona ze mnie, profesor Abott, profesora Springveila i profesora Nicksa. Z
oczywistych względów nie mogliśmy wybrać opiekunów domów.
Rose uśmiechnęła się, słysząc
nazwiska wymienione przez dyrektorkę. Profesor Timothy Nicks, nauczyciel obrony
przed czarną magią, będzie oceniać bardzo surowo, William Sprinngveil, od
zaklęć, będzie mierzyć kandydatów spojrzeniem i pytać, po co w ogóle to robią,
profesor Abott (opieka nad magicznymi zwierzętami) będzie ratować sytuację, a
McGonagall będzie się po prostu uśmiechać. Ruda już to widziała.
— Każdy członek komisji może przyznać
po dwadzieścia punktów każdej parze. Osiem par, które zdobędą najwyższą
punktację, przechodzi do kolejnego etapu. W razie czego możliwa jest dogrywka.
Punkty uzyskane podczas kolejnych etapów się nie sumują. Na pierwszy etap macie
przygotować jakiś dowolny taniec, muzykę, układ, wszystko — i zaprezentować
swoje umiejętności przed komisją. Chodzi o wyłonienie najlepszych par, które
będą mogły reprezentować naszą szkołę, dlatego proszę podejść do zadania
poważnie. Czy wszystko jest jasne?
Gdy tylko dyrektorka skończyła,
uczniowie zaczęli się zbierać, rozmawiając ze swoimi partnerami i uzgadniając
szczegóły.
— No dobrze — zaczęła Rose
niechętnie. — Zechcesz w takim razie pokazać mi, co w ogóle umiesz?
— Z przyjemnością. Pójdziemy do
jakiejś pustej klasy? — zaproponował chłopak. — Podejrzewam jednak, że umiesz
znacznie więcej ode mnie i będziesz musiała mnie sporo nauczyć.
Przynajmniej był szczery.
Przeszli od razu do jednej z
opuszczonych klas na czwartym piętrze. Poodsuwali krzesła i stoły, robiąc miejsce
pośrodku.
— Dobra. Czego nauczyła cię twoja
siostra?
Rose usiadła na biurku
nauczycielskim, kładąc sobie jeża na ramieniu. Nikt nie powiedział, co mają
zrobić ze zwierzątkami, więc zabrała swoje ze sobą.
— Umiem tańczyć walca walca angielskiego czy jak
to się tam nazywa, ten mugolski taniec, wiesz.
Zaprezentował jej ruchy, co
skwitowała uśmiechem. Jej wprawione oko od razu wychwyciło błędy, które Brian
popełnił. Chłopak z grubsza łapał kroki, ale miała sporo do zarzucenia jego
sylwetce i pracy całego ciała.
— Coś jeszcze umiesz tańczyć?
— Nie — przyznał.
— Dobra, mamy tylko dwa tygodnie.
— Zamyśliła się dziewczyna. — To za mało czasu, żeby uczyć cię czegoś nowego.
Będziemy się tym martwić potem, jeśli przejdziemy dalej. Skupmy się na tym, co
mamy, czyli będziemy szlifować twoją cha-chę i dodawać więcej czarodziejskich
elementów. Wiesz, tańce mugolskie to jedno, a czarodziejskie jeszcze co innego.
Drugie opierają się na wykorzystaniu magii jako podpory i elemencie tańca. Będziemy
to ćwiczyć.
Kiedy Brian popatrzył na nią,
jakby była wyrocznią, poczuła się nieswojo.
— Widać, że się na tym znasz.
— Dużo tańczę. I nie mogę sobie
pozwolić na przegraną, rozumiesz? Dlatego musisz się przyłożyć najmocniej, jak
tylko potrafisz.
— Rozumiem. — Skinął głową. —
Będę się starał.
— Samo staranie się nie
wystarczy.
Rose zeskoczyła z blatu i
odłożyła jeża. Spojrzał na nią z wyrzutem, lecz wrócił szybko do spania.
— Okej…
— Musisz po prostu to zrobić, rozumiemy się?
— Tak.
— Świetnie. W takim razie dzisiaj
i jutro będziemy ćwiczyć kroki, a przez kolejne dwa tygodnie nauczysz się
najważniejszych figur, które będziemy składać w układ. Niestety, nie mamy
praktycznie czasu, więc będziesz musiał uczyć się bardzo szybko i równie prędko
eliminować błędy i niedopatrzenia. Ja mogę cię w tańcu prowadzić, ale nie
zrobię wszystkich kroków za ciebie.
— Wiem.
— Świetnie. W takim razie
zacznijmy, co?
Musiała
to wygrać.
Dobra, nowy rozdział będzie później niż zwykle, bo wyjeżdżam, a w dodatku kurczy mi się zapas. Mam zamiar siedzieć i pisać, gdy tylko będę mogła, także myślę, że uda mi się jakoś nadrobić zaległości i napisać trochę więcej, żeby później bez obaw tylko wrzucać. Tak więc nowy rozdział w okolicy 22.07. A jeśli dobrze pójdzie, po powrocie będę je wrzucać częściej, ale jeszcze zobaczymy. Trzymajcie się, miłych wakacji! ^^ PS Nadal zapraszam na fanpejdża.
Cześć!
OdpowiedzUsuńJeju, jak ja rozumiem Rose! Też zawsze kiedy jestem zdenerwowana bądź zestresowana, zamykam się w pokoju, włączam muzykę i tańczę. Coraz bardziej zaczynam lubić tę twoją Rose. :)
Sposób dobierania partnerów nieco mnie zaskoczył, ale bardzo pozytywnie, bo sama nie wpadłabym, by zatrudnić do tego zwierzątka. Rose nie powinna tak narzekać, zawsze mogła trafić na kogoś, kto nie ma zielonego pojęcia o tańcu lub ma wiele chęci, ale jest tanecznym kaleką i jakkolwiek by się nie starał, wygląda, jakby nie rozróżniał ręki od nogi i na dodatek połknął kij. Znam takich ludzi i miałam okazję z nimi pracować, istna męka. Chociaż rozumiem irytację Rose, bo Malfoy oczywiście musiał trafić na kogoś, kto potrafi tańczyć. ;) I tak mi się to teraz trochę skojarzyło z filmem "Take the lead".
Rozdział jak zwykle mi się podobał, bardzo lubię twój styl pisania. A jak wstawisz kolejny 22.07, to Cię ukocham, bo to moje urodziny. <3
Życzę Ci mnóstwa weny i do następnego rozdziału!
Wyobrażam sobie, że to musi być męka. Rose faktycznie nie trafiła źle, mogło być dużo gorzej, ale potem będzie jeszcze ciekawiej, to mogę obiecać. Pod warunkiem, że w końcu to napiszę, haha. :D A filmu nie widziałam, warto?
UsuńO! To wstawię w takim razie tego 22.07, masz moje słowo. <3
Pozdrówki!
Dla Rose pewnie by była, bo nie sprawia wrażenia specjalnie cierpliwej osoby. A ja z natury jestem cierpliwa i miła dla całego świata, więc całą irytację chowam głęboko w sobie. ;)
UsuńNapiszesz, wierzę w Ciebie!
Film całkiem niezły, Antonio Banderas tańczy tango i to ze względu na niego w ogóle ten film obejrzałam. Idealny na nudne (najlepiej deszczowe) popołudnie.
I takie prezenty to ja mogę dostawać. <3
To prawda, Rose ma charakter Rona, dlatego już nawet Brian ją irytuje, choć jeszcze się stara hamować. :D Ale i tak Brian nigdy nie przebije Scorpiusa, jeśli chodzi o tempo irytacji Rosie - przynajmniej na razie :D
UsuńO, to w takim razie już wiem, co będę oglądać po powrocie. :D
To będzie speszyl z dedykacją. Taką ładną. <3
Rose będzie chyba mieć trochę utrudnione zadanie jak trafiła na chłopaka, który prawie nie umie tańczyć. Myślę że sobie poradzą. Tylko niech Brian się postara.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Brian się będzie starał, bo nie ma innego wyjścia :D
UsuńPozdrówki!
Jak miło, że trafiłam na twojego bloga zaledwie dwa dni przed nowym rozdziałem i nie musiałam się niecierpliwić :D
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba sposób w jaki przedstawiasz związek Rose z tańcem. Wydaje się bardzo intymny i silny.
Hej, Rose, jesteś dziś jakaś dziwna. Może idź potańczyć.
No i fajne ma te przyjaciółki :)
Zdziwiłam się, że Rose ma jakąś specjalną komnatę, którą zaczarowuje, żeby była przystosowana do tańca. Nie byłoby jej wygodniej w Pokoju Życzeń? Zawsze fundował jakieś fajne wyposażenie, włącznie z rzeczami, o których użytkownik nawet nie pomyślał, że mogą mu sie przydać :D Do tego fajnie by nas wprowadzało w klimat Rowlingowego uniwersum.
Zawszę czuje się niezręcznie, czytajac o Albusie w Slytherinie :D w epilogu miałam wrażenie, że Harry'emu nie udało się przekonać syna, że Slytherin to w zasadzie fajny dom i uspokoił się dopiero, gdy został zapewniony, że będzie mógł poprosić tiarę o Gryffindor. Ale kto wie, co dzieciakom chodzi po głowie? A może tiara w ogóle nie dała mu wyboru? W każdym razie, to całkiem ciekawy temat, zawsze chciałam go z kimś przedyskutować, gdy zaczęłam spotykać się z fanfikami z Albusem w Slytherinie xd ale to tak na marginesie :)
Brian mi sie nie podoba. Miałam nadzieję (jak chyba wszyscy :D), że Rose zostanie dobrana ze Scorpiusem, więc trochę szkoda, ale z drugiej strony, tak jest bardziej niebanalnie :)
Swoją drogą, wymyśliłaś bardzo fajny sposób, z tymi zwierzątkami.
No cóż, czekam z niecierpliwością na 22 lipca :P
Pozdrawiam, życzę kilogramów weny i udanego wyjazdu ;*
PS Pisałaś u mnie w komentarzu, że wciecia mi sie rozwaliły :D Doradzisz mi proszę, w jaki sposób powinnam je robić, żeby to wygladało ładnie, gdy wklejam rozdział z worda na blogspot? Jestem kompletnym beztalenciem jeśli chodzi o formatowanie dokumentów. Przez pół godziny szukałam w googlach, jak zrobić tę pauzę w dialogach... xd proszę, nie zabij mnie śmiechem :D
No bo tak jest - związek Rose z tańcem jest bardzo silny. Musi być, to jest jedna z jej ukochanych rzeczy. Kiedyś nawet zrobiłam rozpiskę na kartce - wypisałam tam pięć rzeczy, bez których moja Rose Weasley nie może żyć. Był tam, między innymi, taniec. A pozostałych na razie nie będę ujawniać. :D
UsuńMasz rację co do Pokoju Życzeń, ale wydał mi się nieco zbyt oklepany. No bo powiedzmy sobie szczerze, w ilu opowiadaniach on się pojawia i ile osób umie o nim pisać tak, żeby nie popadać w schematy? :v Dlatego zdecydowałam się na specjalny pokój. O tym zresztą szerzej po I etapie turnieju, potrzebuję tego do późniejszych scen.
Niby nie wydawał się przekonany i mógł oprotestować, aaaaale mimo wszystko wydaje mi się, że Harry mu poniekąd uświadomił, że Slytherin to wcale nie jest zły wybór. Jeśli zaś przeważały u niego cechy ślizgońskie, a tiara chciała go przydzielić właśnie tam - mógł nie protestować, pamiętając słowa ojca. Tak to widzę :>
Ja nie lubię popadać w schematy, więc idę naokoło. Ale jeszcze będzie okazja, żeby potańczyli razem, w końcu to Taniec Przeciwieństw, co nie?
Dziękuję bardzo <3
PS Najlepiej do arkusza CSS wstawić kod: #Blog1 {text-indent: 20px;}. Ilość px możesz sobie dobrać pod bloga. Później, gdy wklejasz tekst do bloggera, musisz usunąć formatowanie i zbędne akapity. Może się jednak zdarzyć, że nie będziesz musiała tego robić - najlepiej sprawdź na podglądzie, czy jest równo. :3
PPS Pauza w Wordzie jest prosta do zrobienia. Ctrl + alt + - na klawiaturze numerycznej, półpauza tak samo, tylko że bez klawisza alt. :>
Witaj ;)
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam czas, by przeczytać twój rozdział. Ostatnio ciężko mi z tym idzie, wakacje.
Wracając do opowiadania.
Coraz bardziej podoba mi się Rose. Pomysł ze zwierzątkami prowadzącymi swoich właścicieli był niesamowity. Jestem prawie na sto procent pewna, że sama bym tego nie wymyśliła. Zawsze żałowałam, że nie mam takiej weny twórczej i motywy u mnie występujące raczej się powtarzają.
Czekam na ciąg dalszy ;)
Arabella
A pomyślałby kto, że w wakacje jest więcej czasu, ech. :D
UsuńStaram się wymyślać rzeczy, których jeszcze nie było w fanficzkach ScoRose. Przeczytałam ich już tyle, że mam dosyć oklepanych motywów w stylu Rose i Scorp zostają prefektami naczelnymi, mieszkają razem i tego typu rzeczy. :3 Poza tym nie przesadzaj, sama z siebie też bym tego nie wymyśliła, gdyby nie Wen :D
Pozdrawiam!
No dobra, przyznam, że jestem zaskoczona, że Rose nie trafiła na Malfoya :p z drugiej strony to by było takie oczywiste...
OdpowiedzUsuńTo chyba mój pierwszy komentarz tutaj, więc powiem Ci, że bardzo mi się podoba ten pomysł. Świat czarodziejów mimo wszystko wydaje mi się taki ubogi, gdy oddzielić go od całego mugolskiego bogactwa xD Póki co bardzo fajnie udało Ci się opisać taniec, bo to zawsze wydawało mi się mega trudne. Wiadomo, filmy taneczne zazwyczaj odnoszą sukcesy, taniec jest bardzo dobrym tłem do historii, ale oddanie go słowami jest wymagającym zadaniem.
Czekam na next, miłego wyjazdu! :)
To by było ZA oczywiste, bo wszyscy się tego spodziewali, a ja nie lubię być przewidywalna. :D Ale spokojnie, myślę, że w tej kwestii jeszcze was nie zawiodę. ^^
UsuńŚwiat czarodziejów nie jest ubogi, wręcz przeciwnie! To się tak wydaje, że nie mają zbyt wielu nowych rzeczy, ale myślę, że trzeba spróbować zajrzeć w głąb... Odkrywa się wiele fajnych rzeczy :D
Cieszę się, że to wyszło! Bałam się, czy podołam zadaniu, tym bardziej, że sama nie tańczę. Później będzie jeszcze gorzej, ale mam nadzieję, że uda mi się to wszystko ładnie opisać. :D
Bardzo dziękuję za komentarz, to wiele dla mnie znaczy, serio, mentalnie serduszkuję. <3
Pozdrawiam serdecznie!
Podoba mi się, jak mocno pokazujesz, że taniec dla Rose to taka wielka pasja. Sposób na odreagowanie, odcięcie się od świata. :)
OdpowiedzUsuńI bardzo mnie cieszy, że Rose nie od razu trafiła na Malfoya. :D Ale pewnie w końcu trafi, po tych wszystkich etapach. :D Przynajmniej wyszło mniej przewidywalnie. ;) Ale ten Brian... Coś czuję, że go nie polubię, sama nie wiem, czemu. xD
A sam pomysł na dobór parterów, genialny! Zwierzątka! ^^
Ogólnie, opowiadanie bardzo przypadło mi o gustu. :) Podobają mi się Twoje kreacje bohaterów, twój styl pisania jest przyjemny i lekki w odbiorze. :)
Czekam na więcej! :3
Pozdrawiam serdecznie.
Kolejny ciekawy rozdział! Jeeej! Tylko szkoda, że nie dłuższy:((((
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że wzbudził we mnie dosyć wiele emocji.
Zawód. Zaskoczenie. Irytację. Zaciekawienie.
Ale chyba tak miało być, prawda? ;)
Podoba mi się to, w jaki sposób ukazałaś to, ile taniec znaczy dla Rose.
Ach, szkoda, że nie jest w parze ze Scorpiusem...xD Chociaż byłoby to bardzo przewidywalne.
I tak mam nadzieję, że w końcu będą musieli tańczyć razem. Może taki mały, hmmm, zbieg okoliczności? Hihi... ;D Na przykład nagle rodzeństwo musi wyjechać, a nasze gołąbeczki pozostają bez partnerów? *zaciera ręce* xD
Jakoś nie polubiłam tego Briana. Taki irytujący na pierwszy rzut oka.
Fajny sposób na znalezienie partnerów do tańca! :)
Zgadzam się-Rose musi to wygrać!! Najlepiej razem z Malfoyem! :D
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
Mysz zamieniona w węża... Ciekawe czemu? :D
OdpowiedzUsuńBrian nie przypadł mi do gustu. :D
Liczyłam na Scorpiusa. Zaskoczyłaś mnie. :D
Rozdział jest super. :D
Coś mi się wydaje, że Rose za surowo ocenia swojego partnera. Ja tam sądzę, ze jest słodki <3 Okej, lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńhttps://bestfriendpeeves.blogspot.com/
Super rozdział, tylko żałuję, że Rose nie tańczy z Scorem ;(
OdpowiedzUsuń