Profesor McGonagall zaprosiła ich
gestem do Wielkiej Sali, więc podążyli za nią, oszołomieni wyglądem
pomieszczenia. Zniknęły stoły, przy których zwykle spożywali posiłki, podest
dla nauczycieli również był pusty. W zamian za to wzdłuż jednej ze ścian ustawiono
ławę pokrytą czerwonym suknem, a za nią cztery krzesła. Na trzech z nich
siedzieli już pozostali członkowie komisji — profesorowie Abbott, Nicks i
Springveil. Nad nimi wisiało godło Hogwartu oraz logo samego turnieju —
czarodziejska czarno-biała fotografia tańczącej pary, opleciona czerwoną
wstążką.
Dyrektorka zajęła miejsce przy
swoim krześle, pozostali profesorowie również wstali. Kobieta skierowała
różdżkę na swoje gardło i wymruczała zaklęcie, żeby jej głos był dobrze
słyszany przez wszystkich.
— Witajcie na pierwszym etapie
czarodziejskiego turnieju tanecznego! Pamiętajcie, że przede wszystkim mamy się
tutaj wszyscy dobrze bawić. — Kiedy kobieta puściła im oczko, Rose nie wierzyła
własnym oczom. — Ze spraw organizacyjnych: za chwilę każda para wylosuje
numerek. Będzie on oznaczał kolejność wejścia na salę. Każda para tańczy sama,
natomiast komisja ocenia jej wysiłki poprzez przyznawanie punktów w skali od
zera do dwudziestu. Osiem par, które zdobędzie najwyższą liczbę punktów, przechodzi
dalej i będzie reprezentować Hogwart w zmaganiach międzyszkolnych. Jakieś
pytania?
Nikt się nie odezwał, choć
wszyscy po sobie patrzyli. Rose zauważyła, że sporo osób się już denerwuje,
zupełnie jak ona.
— W porządku, nie widzę. W takim
razie przy wyjściu z Wielkiej Sali wylosujecie numerek. Para, która skończy
tańczyć, może zostać w środku, pozostałe pary muszą poczekać na korytarzu.
McGonagall zajęła swoje miejsce
za stołem, a uczestnicy powoli skierowali się do wyjścia z pomieszczenia. Jedna
osoba z pary wyciągała w drzwiach z woreczka, trzymanego przez profesor Abbott,
karteczkę z zapisanym na niej numerkiem. Rose także niepewnie sięgnęła po swój
kawałek papieru. Przez chwilę przebierała pozwijane kartki, wreszcie wyciągnęła
jedną i rozprostowała. Widniała na niej siódemka, a więc wchodzili z Brianem w
pierwszej połowie. Zdaniem rudej tak było idealnie — ani nie szli na pierwszy
ogień, ani nie musieli czekać tak długo, jak ostatnia para.
Kolejka posuwała się sprawnie do
przodu i zanim Rose się obejrzała, już nadeszła pora ich wystąpienia. Wstała z
krzesła — jednego z wielu wyczarowanych przez McGonagall, ścisnęła rąbek
sukienki i dała Brianowi wprowadzić się do Wielkiej Sali.
Kiedy ponownie ujrzała komisję
oraz osoby, które już zakończyły swój występ i siedziały na krzesłach pod
ścianą, ponownie się zestresowała, lecz uniosła dumnie głowę oraz wyprostowała
plecy. Nie mogła okazać strachu.
— Myślisz, że Rose da sobie radę?
Jon podniósł głowę znad
podręcznika do zielarstwa, z którego się właśnie uczył, by spojrzeć na Gabrielle.
Dziewczyna wbijała wzrok we własne nogi, które położyła na kolanach Puchona.
Wyglądała wyraźnie na zmartwioną.
— Nic jej nie będzie — odparł z
pewnością w głosie. — To duża dziewczynka, poradzi sobie.
— Ale tam będzie Malfoy! Jeśli ją
sprowokuje, ona zrobi coś głupiego i, nie daj Merlinie, katastrofa gotowa. A
jej tak zależy na tym turnieju!
— Gabrielle, Rose ma własny mózg,
a do tego świetnie tańczy, wiesz o tym. Uda jej się bez problemu, zdeklasuje
wszystkich. Nie martw się tak, bo ci ten nosek odpadnie ze zmartwienia, a
byłoby go naprawdę szkoda. — Posłał jej pokrzepiający uśmiech, by po chwili
odłożyć książkę i spleść ze sobą palce swoje oraz Gabrielle. — Rozchmurz się,
słońce.
— Mam wrażenie, że moi
przyjaciele wpędzą mnie do grobu — mruknęła dziewczyna. — Najpierw Elissa,
teraz jeszcze Rose… Człowiek aż nie wie, czym się bardziej przejmować!
— No faktycznie wcale nie masz
lepszych rzeczy do roboty — zauważył rozbawiony. Gabrielle zmrużyła oczy,
zauważając, że cała sytuacja go bawi. Wyglądał na bardzo swobodnego i pewnego
siebie, co jednocześnie ją irytowało i pociągało, zwłaszcza kiedy, tak jak
teraz, miał na sobie mugolską, czarną koszulkę. Czarny w ogóle bardzo do niego
pasował.
— Oczywiście…
— Na przykład pójście ze mną w
piątek do Hogsmeade.
— Co?
— Chodź ze mną do Hogsmeade. W sobotę.
— Czy to jest oficjalna randka?
— Tak.
Gabrielle poddała się z
westchnieniem i skinęła głową, zgadzając się na propozycję chłopaka.
— Dobrze, ale ty stawiasz mi
kremowe piwo!
— Nie śmiałbym uczynić inaczej.
Stanęli na środku sali, po czym
ukłonili się, nieco niepewnie, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy, oboje
jednakowo spięci, czekający na pierwsze takty muzyki. Brian w przelocie musnął
ustami czoło Rose, po czym delikatnie ją chwycił, zupełnie jakby była krucha,
wykonana z porcelany. Widziała w jego niebieskich oczach zagubienie bardziej
przystające małemu chłopcu niż dorosłemu mężczyźnie.
Słowa piosenki opatuliły ich
łagodnie, lecz ruda zwracała więcej uwagi na kroki aniżeli na dźwięk gitary
oraz anielski głos wokalistki. Starała się nie popełnić błędu, w dodatku to ona
prowadziła. Nie pozwoliła sobie nawet na chwilowe rozluźnienie, bo okazałoby
się to fatalne w skutkach. Brian był jej za to wdzięczny.
Materiał sukienki szeleścił i
ocierał się o nogi Rose, kiedy wykonywała piruety. Była dobrą aktorką, wiec
grała. Grała pewną siebie, królową parkietu, podczas gdy tylko walczyła o
kontrolę nad sobą. Jej nogi poruszały się dokładnie tak, jak powinny, zupełnie
jakby dziewczyna podążała niewidoczną ścieżką. Jednakże przez to, że nie
potrafiła się całkowicie rozluźnić, nie tańczyło jej się dobrze, ponieważ
brakowało nieskrępowanej swobody i odrzucenia schematów. Nie mogła wykroczyć
poza to, co ćwiczyli, gdyż wiedziała, że Brian zupełnie by się wtedy pogubił.
Jedynie przez chwilę poczuła się naprawdę wolna, kiedy uniosła się ponad
parkietem i zaraz poszybowała z powrotem w dół, gdzie jej partner ją złapał.
Miała nadzieję, że nikt nie
zauważył ich drobnego potknięcia w kluczowym momencie. Jej partner na chwilę
zgubił krok, więc szybko go pociągnęła w swoją stronę, własną nogą wskazując
prawidłową drogę. Czuła gorąco pełgające po policzkach, serce waliło tak
głośno, że w jej własnych uszach ten dźwięk zagłuszał muzykę.
Wreszcie jednak udało jej się
zakończyć piruetem, podczas którego Brian o mało jej nie wypuścił z rąk.
Stanęli jednak pewnie na nogach, nieco się trzęsący i zmęczeni. Muzyka całkiem
ucichła, więc otrzymali niemrawe oklaski. Rose pomyślała, że sama też siebie by
nie nagrodziła owacjami na stojąco.
Opadła zrozpaczona na wolne
miejsce na ławce, obok jakiejś dziewczyny z Gryffindoru. Patrzyła, jak
sędziowie dyskutują przyciszonymi głosami i zapisują coś na kartkach, które
mieli przed sobą — zapewne liczbę przyznanych punktów.
Po Rose i Brianie na parkiet
wychodziły kolejne pary, a ruda obserwowała ich wyczyny z jednakową
obojętnością. Już się zdążyła pogodzić z porażką, choć gorycz paliła w gardle i
zostawiła na języku cierpki posmak żółci.
Dłoń Briana przykryła jej własną.
Spojrzała na niego zdumiona, walcząc z chęcią strzepnięcia ręki chłopaka. Chyba
miał być to pocieszający gest, jednak ona odebrała go jako atak na swoją
przestrzeń osobistą. Chłopak nigdy wcześniej tego nie robił. Owszem, tańczyli
razem, czasem pocałował ją w czoło, ale teraz zachował się, zdaniem Rose,
niemalże zaborczo.
— Przepraszam… — Zmieszał się,
lecz nie cofnął dłoni. — Wszystko w porządku?
— Tak, chyba tak — odmruknęła z
roztargnieniem. Skóra Briana zdawała się palić jej własną, lecz odsuwanie się w
tym momencie mogłoby go zranić. Przy innym chłopaku już dawno by to zrobiła,
lecz Briana było jej po prostu szkoda. Mimo wszystko go lubiła, choć w tańcu
brakowało mu pewności siebie i jedynie grał odważnego. Krzywdzenie go
przypominałoby kopanie szczeniaka, gdyż wcale nie był taki twardy, na jakiego
się zgrywał.
— Zrobiliśmy wszystko, co w
naszej mocy. Nie będzie źle.
Tylko że to może być za mało, Brian, pomyślała, lecz nie
wypowiedziała tych słów na głos. Wyswobodziła tylko rękę, udając, że chciała
poprawić fryzurę.
Nie mogąc patrzeć na siedzącego
obok chłopaka, rozejrzała się po sali i napotkała nieodgadnione spojrzenie
Scorpiusa Malfoya. Nie wyglądał, jakby chciał rzucić w jej stronę jakąś klątwę
— bardziej tak, jakby się nad czymś zastanawiał. Już samo to było dziwne, bo
zazwyczaj w jego oczach czaiła się kpina albo nawet często arogancja.
Wzruszyła ramionami, rejestrując
wejście ostatniej pary. Ona miała na sobie śliczną, granatową sukienkę
błyszczącą tak, jakby ktoś obsypał ją gwiazdami. Rose wydawało się, że nosiła
imię Nadine, a jej partner, Nick, tańczył w mundurku Hogwartu z naszywką
Hufflepuffu na piersi. Wyglądało to dosyć osobliwie, jednakże para się dobrała
dosyć dobrze, musieli się lubić. Posyłali sobie nawzajem znaczące uśmiechy, a w
dodatku często się, niby przypadkiem, dotykali. Jak Rose zauważyła, oboje też
mieli smykałkę do tańca i poruszali się wyjątkowo lekko. Zdawali się rozumieć
bez słów — kiedy ona opadała, on momentalnie ją chwytał, nie pozwalając nawet
musnąć ziemi. Ona mu uciekała, on ją łapał, po czym ponownie przyciągał do
siebie. Widać było między nimi magnetyzm, zupełnie jakby ich ciała były ze sobą
związane. Momentalnie pozazdrościła im zgrania; wiedziała, że z Brianem nigdy
nie osiągną takiego poziomu. Teraz wystarczyłoby jej w zupełności, żeby się
dostali dalej.
Ostatnia para opuściła parkiet, a
komisja ogłosiła chwilę przerwy na ułożenie listy osób, które przeszły do
kolejnego etapu. Rose była już na skraju wytrzymałości i musiała trzymać
krawędzie ławki tak mocno, że aż jej zbielały dłonie.
Wreszcie komisja zakończyła
naradę i wszyscy jej członkowie powstali z powagą wymalowaną na twarzach.
McGonagall trzymała w jednej dłoni kartkę, w drugiej natomiast różdżkę, którą
wycelowała w swoje gardło. Rzuciła zaklęcie wzmacniające głos, dzięki czemu
uczestnicy turnieju mieli szansę usłyszeć jej słowa:
— Kochani! Za chwileczkę ogłosimy
wyniki pierwszego etapu konkursu. Podejdźcie tutaj, proszę.
Szybko na środku sali zebrał się
niecierpliwy tłumek oczekujący na werdykt. Znaleźli się w nim również Rose i
Brian, równie zdenerwowani.
— Wszyscy zaprezentowaliście
bardzo wysoki poziom — zaczęła dyrektorka z uśmiechem rozświetlającym jej
pomarszczoną twarz — i jestem z was niezwykle dumna. Niestety jednak tylko
osiem par może reprezentować Hogwart w dalszych zmaganiach, dlatego wybraliśmy
osoby z największą liczbą punktów przyznanych przez komisję. Wyczytaną parę
proszę o wystąpienie naprzód.
Kobieta na chwilę umilkła, jakby
chciała przetrzymać uczniów w niepewności. Pozostali nauczyciele uśmiechali
się, oczy profesor Abbott błyszczały, zupełnie jakby już się cieszyła z
wyników.
— Pierwsze miejsce zajmują Nadine
Fox i Nick Mosley z osiemdziesięcioma punktami. — Burza oklasków zagłuszyła
gratulacje dyrektorki, podczas gdy wywołana para skakała z radości i wreszcie
wyszła na środek. — Tak, gratulujemy… Sophie McMulligan i Jack Bell,
siedemdziesiąt siedem. Dominique Grimmer oraz Scorpius Malfoy, sześćdziesiąt punktów.
Gdy Rose usłyszała nazwisko
swojego znienawidzonego wroga, natychmiast zbladła. Wraz z Dominique uzyskali trzecie miejsce, co oznaczało, że ona sama z nim przegrała. Nawet, jeżeli dostała się
dalej, to i tak będzie niżej od niego. Przegrać z Malfoyem, niedoczekanie…!
Złość tak bardzo przesłoniła jej
wizję, że przegapiła nazwiska dwóch kolejnych szczęśliwców. Ocknęła się dopiero
na dźwięk własnego imienia, z niemałym zdumieniem rejestrując, że wraz z
Brianem zajęli szóste miejsce — a więc dostali się dalej. I chociaż pozwoliła
Scorpiusowi wygrać (albo raczej pozwoliła sobie przegrać), była szczęśliwa, że
chociaż teraz przeszła dalej — na Malfoyu Juniorze mogła się zemścić później.
— Rosie! Udało ci się!
Gratulacje!
Ruda skrzywiła się, przekonana,
że pisk Lily Potter słyszano nawet w Wielkiej Sali. Jedynym światełkiem w
tunelu był stojący obok Albus, który posyłał kuzynce przepraszające spojrzenie.
Rose wpadła na nich zupełnie przypadkiem, kiedy wracała do wieży Ravenclawu,
nadal jeszcze w turniejowej sukience.
— Taaak… Dzięki.
Pozwoliła się przytulić, a po tym
z ulgą przywitała słowa Lily:
— Wybacz, muszę uciekać,
obiecałam Theodorowi, że się z nim spotkam… Pogadamy później i mi wszystko
opowiesz, pa!
I już jej nie było. Rose
podejrzewała, że skoro Lily się dowiedziała, to zapewne już cała rodzina
wiedziała o sukcesie córki Weasleyów. Mogła się spodziewać przy śniadaniu
stosów listów z gratulacjami, a tata chyba spuchnie z dumy.
— Masz ochotę na gorącą
czekoladę?
Albus znał ją lepiej niż ona
siebie samą.
— Jasne, że tak. Merlinie,
wszystko mnie boli…
— Euforia już opadła? — Chłopak
uniósł w uśmiechu kącik ust. Gdyby Rose nie była jego kuzynką, mogłaby przyznać,
że wygląda zniewalająco. — Musisz być z siebie zadowolona.
— Właściwie to nie jestem —
przyznała. — Jestem na siebie wściekła. Dostałam się dalej, ale to zdecydowanie
nie był dobry taniec, poza tym przegrałam z twoim koleżką Malfoyem. Miał więcej
punktów niż ja, rozumiesz to?!
Szczery śmiech Albusa obudził
drzemiące portrety, które mijali w drodze do kuchni.
— Och, Rosie…
— To wcale nie jest śmieszne! Nie
mogę z nim przegrać, wiesz? Ugh, po prostu nie mogę! Nie chcę, żeby on wygrał
ten przeklęty turniej!
— Ale wiesz, że on wcale nie jest
taki zły, prawda?
— Wiem, że ty go lubisz, ale ja
nie mam zamiaru. Od siedmiu lat nie mogę zrozumieć, jakim cudem się
zakumplowaliście. Przecież to Malfoy. Mal-foy. Malfoy, który patrzy na mnie jak
na ropuchę i ciągle mi docina.
— Jego nazwisko nie czyni go złym
człowiekiem — odparł pogodnie młody Potter. — Gdybyś go poznała lepiej, sama
byś się o tym przekonała. Czasem mam wrażenie, że więcej w nim z Gryfona niż
Ślizgona.
— Nie chodzi mi o nazwisko…
— Tylko o co?
Albus połaskotał gruszkę na
obrazie prowadzącym do kuchni i przepuścił Rose w drzwiach, gdy przejście już
się otworzyło. Dziewczyna musiała zadrzeć swoją sukienkę, lecz zgrabnie
przedostała się na drugą stronę. Od razu została przywitana przez gromady
skrzatów domowych, krzątających się przy garnkach.
— Panienko Weasley! — pisnęła
jedna ze skrzatek, Apricot, owinięta czystą, niebieską serwetką ozdobioną
punkcikami gwiazd. Pracowała w Hogwarcie już piętnaście lat i w dodatku miała
dobre kontakty z wieloma pobratymcami oraz uczniami. Rose też zresztą lubiła ją
najbardziej ze wszystkich istot zajmujących się kuchnią. — Dawno panienki nie
widziałam i już zaczynałam się martwić! Myślałam, że może panienka zasłabła,
panienka taka chuda była ostatnio…
Rose szturchnęła duszącego się ze
śmiechu kuzyna i obdarzyła skrzatkę uspokajającym uśmiechem.
— Nic mi nie jest. Po prostu
ostatnio nie miałam czasu na nic. Przygotowywałam się do turnieju — wyjaśniła. —
Ale bardzo dziękuję ci za troskę.
— Panienka przeszła do kolejnego
etapu?
— Tak, przeszłam, choć tego
pewnie niedługo tego pożałuję.
— Proszę tak nie mówić,
absolutnie, jestem pewna, że panienka sobie poradzi. Co byście chcieli wypić
albo zjeść? Czekoladę? Herbatę? Mamy też szarlotkę, budyń, placek ze śliwkami,
bezy, pudding, trochę zapiekanki… Wszystko tutaj jest! Chyba że coś innego…
— Dziękujemy, czekolada do picia
i dwa kawałki szarlotki w zupełności nam wystarczą — zapewnił ją Albus, już
zajmując miejsce przy stole odpowiadającym stołowi Slytherinu znajdującemu się
w Wielkiej Sali. — Chodź, Rosie, usiądź.
Opadła na ławę i natychmiast
zdjęła buty. Może i potrafiła chodzić w mugolskich szpilkach, ale później
zawsze płaciła za to bólem stóp. Pozbyła się obuwia z wyraźną ulgą. Dotykanie
bosymi nogami zimnej podłogi również przynosiło odprężenie.
— Od razu przyjemniej — uznała. —
Dziękuję, Apricot — dodała, gdy skrzatka przyniosła im po kubku gorącej
czekolady oraz po kawałku ciepłej szarlotki. Przyłożyła dłonie do własnego
naczynia i ogrzała je — nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo są
zimne.
— Nie odpowiedziałaś mi na
pytanie.
— Hm?
Nieco sennie spojrzała na kuzyna,
przypatrującego się jej bystro. Bardzo jej się nie spodobało to spojrzenie; nie
wróżyło niczego dobrego.
— Dlaczego nie lubisz Scorpiusa?
Potrzebowała chwili, zanim
odpowiedziała na pytanie. Ciężko jej było ubrać w słowa to, co myślała na temat
blondwłosego Ślizgona, gdyż zmęczenie dawało już o sobie znać, ponadto w tej
kwestii bardziej polegała na swoich emocjach niż na faktach. A uczucia, jak
wiadomo, znacznie trudniej wyrazić.
— Jest arogancki. Irytuje mnie.
Doprowadza do szału. Ciągle prowokuje. Zaczepia. Nadęty dupek. Nie może sobie
nigdy odpuścić. Po prostu ugh… Nie lubię go i tyle, dlatego nie jestem w stanie
zrozumieć, jakim cudem ty, Al, się z nim zaprzyjaźniłeś. Serio.
— Bo ja nie byłem do niego
uprzedzony — westchnął chłopak, upiwszy łyk czekolady. Smakowała trochę wanilią
i przyjemnie parzyła w język; była dokładnie taka sama, jaką pijał w domu babci
Molly. — Wiesz, Rosie, gdybyś spróbowała z nim pogadać, sama byś się
przekonała, że wcale nie jest taki zły, na jakiego wygląda.
— Czemu tak bardzo go bronisz?
— To chyba oczywiste. Jest moim
przyjacielem, więc go bronię. Ciebie też bym bronił. Walczę o osoby, na których
mi zależy. Pod tym względem wychodzi ze mnie Gryfon. — Uśmiechnął się lekko. —
Tata byłby ze mnie dumny.
— On już jest z ciebie dumny, Al.
Wiesz o tym.
— Wiem.
Przez chwilę milczeli, zajęci
swoimi kawałkami ciasta. Już zdążyło ostygnąć, ale nadal smakowało wyśmienicie.
Skrzaty naprawdę się starały przygotowywać dobre jedzenie.
— Jak tam w ogóle pierwszy etap,
Rosie?
— Daj spokój, myślałam, że nie
przejdę dalej — mruknęła. — Tańczyliśmy koszmarnie, wiem o tym.
— Na pewno nie było tak źle,
skoro nauczyciele was docenili — zauważył Al z błyskiem w oczach.
— Nie było cię tam. Musiałam sto
razy bardziej uważać na kroki, nie mogłam się skupić i w dodatku musiałam
prowadzić, bo Brian się nie czuł wystarczająco pewnie. I jeszcze praktycznie
się potknęliśmy, ale chyba nawet tego nikt nie zauważył… Przynajmniej taką mam
nadzieję. Nie wiem, jak to się stało, że nas przepuścili dalej. Może ktoś
rzucił na nich Imperiusa…
— Bez przesady, jestem pewien, że
wypadliście świetnie i jak zwykle panikujesz.
— Że niby ja panikuję? Nie, ja
stwierdzam fakt!
— Nieważne. Wiesz już, co
będziecie tańczyć w drugim etapie?
— Nie, jeszcze nie. Nie wiem, nie
mam siły teraz o tym myśleć. Serio, wszystko mnie boli. Muszę wypić eliksir
regeneracyjny.
— Najlepiej się po prostu wyśpij.
— Jestem przekonana, że nie
zasnę.
— Bardzo mi z tego powodu
przykro.
— Al!
Trzepnęła go w ramię, lecz się
śmiała, podobnie jak on. Dlatego właśnie uwielbiała towarzystwo kuzyna — nie
dość, że doskonale ją rozumiał, to jeszcze potrafił rozbawić nawet wtedy, gdy
przepełniały ją zmęczenie i złość na samą siebie.
Dzisiaj rozdział krótszy niż zwykle, bo jakoś mi pasowało zakończyć w tym momencie. Natomiast co do długości kolejnego jeszcze mam wątpliwości. W ogóle ostatnio mam dużo wątpliwości co do Tańca i nie mam z kim się nimi dzielić, więc musicie jakoś znieść moje niezdecydowanie, ale mam nadzieję, że opowiadanie jakoś bardzo przez to nie ucierpi. Coś wymyślę. (Anyone help...?). A do tego chciałam dać Wam znać, że poprawiłam parę rzeczy. Są to drobiazgi, nierzutujące jakoś bardzo na treść opowiadania, jednak chciałam, żebyście wiedzieli i się później nie dziwili. Po pierwsze — kolor włosów Elissy i Gabrielle. W pierwszym rozdziale napisałam, że Gabrielle ma czarne, a Elissa jasne; później zmieniła mi się koncepcja i się skapnęłam dopiero przy pisaniu ósemki. W piątym rozdziale padło imię i nazwisko Ślizgona, z którym się spotyka Elissa: Damon Breitz. Jeszcze się z tym bohaterem spotkamy, a imię mi przestało pasować, więc zmieniłam na Grega. Zmianie uległa także liczba uczestników turnieju, zmniejszyłam ją do trzydziestu dwóch osób w pierwszym etapie. Do tego przemyślałam datę przyjazdu reprezentacji innych szkół i przesunęłam ją na połowę listopada — nie będzie więc to miało miejsca we wrześniu, jak początkowo planowałam. Jeśli chodzi o czas, I etap turnieju ma miejsce 24 września. No, to by było na tyle, jeśli chodzi o bieżące informacje. :) Nowy rozdział będzie 22.09.
Cześć ;)
OdpowiedzUsuńTwój rozdział poprawił mi początek dnia w pracy. Dziękuje bardzo ;)
Tak myślałam, że taniec Rosie i Briana nie wyjdzie idealnie. Może gdyby miał więcej wiary w siebie wyszłoby im lepiej? ;) Tak czy inaczej cieszę się, że przeszli dalej.
Czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam, Equmiri
Myślę, że kolejny poprawi jeszcze bardziej. :D
UsuńNa pewno! Przez to, że brakowało mu wiary, Rose nie potrafiła mu zaufać i tańczyć tak, jak powinna.
Pozdrawiam również! ^^
Hej :D
OdpowiedzUsuńRozdział świetny... Fajnie że Al się tak troszczy o Rose :)
Czekam na nexta
I życzę
Duuuuuuuużo weny ;)
Dziękuję! :D
UsuńFajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńMyślałam, że Brian i jego siostra wypadną beznadziejnie i jury każe tańczyć Rose ze Scorem.
No cóż... Nie wiem, jak oni zaczną ze sobą tańczyć. ;-;
Rozdział jest serio fajny. :D Pewnie nie zauważyłam bym zmiany imienia. ;-;
Nawet, gdyby Brian i Dominique wypadli beznadziejnie, komisja by czegoś takiego nie zrobiła - zwyczajnie by nie przeszli dalej. :D
UsuńAle spokojnie, ja mam plan, w końcu nie bez powodu opowiadanie nosi tytuł Taniec Przeciwieństw! ^^
Jak padło tylko raz, to wcale się nie dziwię, ale wolałam zaznaczyć, żeby nie było. ;)
Pozdrówki!
Eh :D
UsuńTo mnie ciekawi, co wymyślisz. :D
BTW. Wiesz może co się dzieje z SKP?
Zawieszone jest, bo załoga nam się rozleciała. A co, chciałabyś może dołączyć? ;>
UsuńNie ;) Raczej czasu na razie nie znajdę.
UsuńBardzo lubię ten katalog i jego działalność, dlatego pytam. ;)
Taniec Rose i Briana może idealny nie był, ale ważne że przeszli. A ze Scorpiusem Rose może jeszcze wygra. Jeszcze jest kilka etapów turnieju.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Któż wie, co się wydarzy? Wszystko może! :D
UsuńPozdrawiam!
Kurcze, a miałam nadzieję, ze w końcu trafi do Scrpiusa, zamiast do tego ciapka :D Jestem bardzo ciekawa jak to rozegrasz!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.
Ja tez trochę nie wierzyłam własnym oczom, kiedy McGroźna pusciła oko, ale może zmiękła na starość xd
U, u Gabi i Jon ida na randkę! Oni są tacy słodcy, wypełniają pustkę w moim sercu, jaka pojawia się przed BRAK SCENEK SCOROSE! :D Ty zła kobieto xd
Świetnie, swietnie, swietnie opisałaś ich taniec, emocje Rose po prostu przeze mnie przepłwały, zuełnie jakbym sama tańczyła w jej skórze. Jestem pod wrazeniem. Po prostu czułam jak ociera sie o mnie materiał sukienki Rose xd
Aj ten Brian, Rose nie ma szans zabłysnać przy nim tak, jak na to zasługuje ;c Przykro mi się zorbiło, przy tych 'Niemrawych oklaskach'. Naprawdę mam nadzieję, że już niedługo przestana razem tańczyć. Z tym że naprawdę nie wiem, jak nas zaskoczysz, bo z komentarzy wywnioskowałam, że zrobisz to w sposób niebanalny ;D Przez co jeszcze bardziej nie mogę się doczekać.
Kurcze, mówiłaś, że każda postać jest do polubienia, ale ten Baran mnie tylko coraz bardziej denerwuje tym obleśnym przystawianiem sie do Rose xd Całowanie w policzek, łapanie za rękę... Nie dziwie się Rose, że czuje się atakowana :D
Znowu turbo-subtelne Scorose, grrrr :D
I wolałabym, żeby Rose wypadła najlepiej, a nie jakaś obca parka ;c i do tego Scorpius zajął lepsze miejsce. Rose ma cieżki dzień ;c
Cieszę się, że przeszli dalej, ae na miejscu rudej też byłabym troszkę rozczarowana. Alo wygrywać albo przegrywać :D Na szczęsie to dopiero pierwszy etap ;)
I cieszę sie, ze Albus dba o Rose i chce trochę oarnąć jej uprzedzenia. Ale jednak Malfoy nie jest bez winy :D
Gratuluję rozdziału i czekam na kolejny ;D Pozdrawiam i weny życzę ;*
Ja tylko tak napomknę, że niczego nie opisuję bezcelowo i wszystko potem wykorzystuję. (No prawie, ale to wyjątki są). Dlatego, jeśli ktoś uważnie czyta, może się domyślić, co kombinuję - niecierpliwych odsyłam do przeczytania jeszcze raz regulaminu konkursu tanecznego. I nie mówię już nic więcej, bo wytrąbię, a to ma być niespodzianka. :D
UsuńA co do reszty, cierpliwości, bo cierpliwość już niedługo zostanie nagrodzona (chyba). :D
Dzięki za komentarz, made my day, jak zwykle <3
Pozdrawiam!
Wróciłam do rozdziału z regulaminem i powiem ci, że mam jakieś podejrzenia, co do tego, w jaki sposób nasze gołąbeczki zatańczą razem i pozostaje mi czekać, aby zobaczyć czy się sprawdzą xd Nie będę pisać, co wydedukowałam, bo zazwyczaj jestem beznadziejna w takich zgadywankach, więc nie chcę zrobić z siebie głupka :D Czekam niecierpliwie. Buziaki ;*
UsuńTrochę na to poczekasz, ale myślę, że będzie warto. :DDD Zresztą zagadka częściowo wyjaśni się w kolejnym rozdziale. :3
UsuńBuziaki <3
Kurczę, Nervcia puszczająca oko, to rzeczywiście ewenement! xD
OdpowiedzUsuńNie mogę polubić Briana... Jest taki nachalny (przynajmniej ja tak uważamam), nudny i (za przeproszeniem xD) pierdołowaty.(Wybacz obrażanie twojego bohatera xD)
Dobrze, że Rose trzyma fason i nie pozwala stresowi zniszczyć występu.
Lalala, Jonbrielle idzie na randkę do Hogsmeade! <3
Podobał mi się opis tańca ;) I coś tak czułam, że Nick i Nadine mogą zdobyć 1 miejsce :D
Chyba wkradł się mały błąd... Na początku jest napisane, że Malfoy z Grimmer zdobyli czwarte miejsce, a póżniej, że Rose i Brian 5. A przecież pomiędzy ich nazwiskami jest wymieniona jeszcze jedna para. Chyba w takim razie Malfoy powinien mieć trzecie, co?
No nie, miałam nadzieję, że Rose skopie mu tyłek i zajmie co najmniej jedno miejsce wyżej :(
Zastanawia mnie to, co napisałaś w odpowiedzi Lithine... Czyżby jury oceniało również każdego indywidualnie i potem dopasowało do siebie uczestnikiów według umiejętności?
I znowu wydaje mi się , że wkradł się jakiś chochlik-Rose powiedziała zartem, ze moze rzucono inferiusa na jury. Nie chodziło o Imperiusa?
No nie wiem, czy Albusowi uda się przekonać Rose do Malfoya w najbliższym czasie... xD
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny! ;)
~Arya :)
No wiadomo, nie da się lubić wszystkich bohaterów. :D Ja czasem też tak mam, że zaczynam nienawidzić swoje własne postacie. Oni w pewnym momencie ożywają i przestaję nad nimi panować!
UsuńRozdział powstawał w częściach i różnych miejscach (oraz odstępach czasowych) i w dodatku w jego trakcie zmieniłam kolejność zakwalifikowanych par, a potem zapomniałam poprawić. Baaardzo dziękuję za czujność, poprawię to, gdy tylko dorwę plik z tekstem. :D
Co do jury i punktacji - od razu powiem, że gdyby tak miało być, zaznaczyłabym to w regulaminie. Nope, wymyśliłam coś innego, więc kombinuj dalej. :D
Oczywiście, że chodziło. [*] Dziękuję!
A kto wie, a kto wie... :DDDDDDDDDDD
Dziękuję ślicznie i pozdrawiam!
PS Fajny nick, zapomniałam wcześniej powiedzieć! :D
Pamiętasz w którym rozdziale był dokładny regulamin turnieju czy coś? Naprawdę często się zastanawiam jak sparować Scorose razem w tańcu, ale póki co nic nie mogę wymyślić, więc może regulamin mi pomoże ;D
UsuńDziękuję, to z "Eragona" <3
Pozdrawiam ;)
~Arya
Drugi. :3
UsuńA ja myślałam, że z Gry o Tron. ;D
O ja! Rosie i Albus są taaacy kochani <3 szkoda, że są rodziną, bo tak świetnie się dogadują, jejku! :D
OdpowiedzUsuńI jestem ciekawa, jak rozwinie się sytuacja a Brianem, czy coś z tego będzie :>
Mega się cieszę, że przeszli dalej mimo nieidealnego występu, ciekawe jak im pójdzie w dalszym etapie ;D
Zostaję i zapraszam do mnie!
Brakowało mi opisu innych tańców, głownie Scorpiusa, szczegolnie ze jeden inny troche opisałaś. Długi komenatrz bedzie pod ost rozdziałem, ale wole napisac, nim zapomnę
OdpowiedzUsuń