czwartek, 25 stycznia 2018

36. Pryskające bańki szczęścia

Albus czasami przyłapywał się na tym, że porównywał Sophie do swojej poprzedniej, zresztą pierwszej i bardzo intensywnej miłości. Obie dziewczyny różniły się jak ogień i woda. Gillian była odważna, przebojowa, charyzmatyczna, a Sophie przypominała raczej małą, szarą, choć upartą myszkę. Na pewno też była bardzo inteligentna, choć nie rzucała gładkimi słówkami na prawo i lewo, rzadko też opowiadała dowcipy. W swoim umiłowaniu do wiedzy przypominała nieco Rose, choć nie miała jej temperamentu.
Krótko mówiąc, Sophie i Gillian różniły się tak bardzo, jak to tylko możliwe, więc sam Albus często się zastanawiał, czy nie padł ofiarą zaklęcia miłosnego. Zupełnie nie wiedział, co go przyciągnęło do Francuzki, ale ją podziwiał i jednocześnie uwielbiał z nią rozmawiać. Może ich związek nie był tak intensywny i płomienny jak ta noc spędzona z Gillian w mugolskim Londynie, ale na pewno nadal sprawiał mu wiele radości.
Miał jedną teorię, która mogła to wszystko wyjaśnić: romans z Gillian dał mu odwagę i pewność siebie, w pewien sposób otworzył go na dojrzalszą miłość, gdyż w związku z Sophie znajdował raczej uczucie spokoju niż płomienne uczucia. Po prostu potrzebował czasu oraz odpowiedniej osoby, żeby móc się zaangażować w spokojniejszy związek.
Przynajmniej tak mu się wydawało, kiedy patrzył na Sophie, spokojnie śpiącą u jego boku. Wyglądała zupełnie jak anioł ze swoimi jasnymi włosami okalającymi twarz. Musiała śnić o czymś przyjemnym, bo nawet teraz się uśmiechała. Albus bardzo lubił jej uśmiech, ale wiedział, że byłaby zła, gdyby się dowiedziała, że tak intensywnie na nią patrzył, gdy spała. Z niewiadomych względów bardzo tego nie lubiła i chłopak miał wrażenie, że się wstydziła swojego wyglądu. Jego zdaniem zupełnie niepotrzebnie, bo dla niego była idealna — i zresztą wiele razy jej o tym mówił. Zresztą i tak nie dało się nie doceniać jej bystrego umysłu. A on bardzo lubił na nią patrzeć — za każdym razem odkrywał coś nowego: a to na szyi znalazł się kolejny pieprzyk, a to w bursztynowym odmęcie oczu pojawiła się jaśniejsza plamka, a to znowu rysowały się mięśnie, których wcześniej się nie dostrzegało, a to grzywka ułożyła się w inny sposób niż zwykle... Wydawała mu się bardzo piękna i jednocześnie krucha, jak ktoś, kogo pragnie się ochronić przed całym złem tego świata.
Nawet zważywszy na fakt, że znali się dopiero parę miesięcy, Albus zdążył już całkiem dobrze poznać Sophie — i ona jego też, przynajmniej taką miał nadzieję. W końcu spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu, a gdy się nie widzieli przez święta, wymienili setki listów. Tyle czasu spędzonego na rozmowach na pewno wystarczało, żeby się nawzajem poznać na wylot i wiedzieć, co dana osoba lubi, a czego nie. Do tego pozostawały subtelne sygnały dawane przez ciało, których również w trakcie rozwoju przyjaźni czy związku człowiek się mimochodem uczył. To sprawiało, że mogli czytać w sobie nawzajem jak w otwartych księgach i się rozumieli bez słów. Przypominało to trochę ten magiczny taniec, który nie mógłby być prawdziwym i czarodziejskim tańcem bez wzajemnego zaufania i znajomości drugiej osoby.
Czy naprawdę i z przekonaniem mógł powiedzieć, że kocha Sophie?
Dziewczyna poruszyła się we śnie, jakby wiedziała, że jest obserwowana. Po chwili otworzyła oczy.
— Ile razy ci mówiłam, żebyś tak na mnie nie patrzył? — spytała jeszcze zaspanym głosem, siadając po turecku i zasłaniajac swoje nagie ciało prześcieradłem.
Al w odpowiedzi się tylko uśmiechnął i pocałował ją w dłoń, jak na prawdziwego dżentelmena przystało.
— Dobrze ci się spało?
— Całkiem nieźle, zważywszy na fakt, że ktoś mnie podpatrywał w czasie tegoż snu. Naprawdę cię nie rozumiem, Al. — Jego pytający wzrok zmusił ją do dokończenia wypowiedzi. — Nie rozumiem, co we mnie widzisz. A poza tym ten czas tutaj, w Hogwarcie, jest jak piękny sen, z którego nie chcę się budzić, ale wiem, że kiedyś wreszcie pryśnie. Ja będę musiała wrócić do Francji, a ty tutaj zostaniesz. Nie będziemy już mogli się codziennie widywać. Pozostaną listy, ale one nie zastąpią tej bliskości. Wiesz, co mam na myśli, prawda?
— Wiem, Soph, ale uważam, że nie masz racji. Przynajmniej nie do końca. Po pierwsze, jesteś piękna. — Przysunął się nieco bliżej i pocałował ją w szyję, powoli przesuwając usta wyżej. — Po drugie... Zapominasz, że ja niedługo skończę szkołę. Potem będę mógł zrobić wszystko, co tylko będę chciał. Mogę nawet i wyjechać do Francji. Mogę też poczekać, aż ty skończysz szkołę.
— Przestań, rozpraszasz mnie.
— Rozpraszam cię tak, że nie możesz dobrać kontrargumentów?
— Mmm... — Tylko tyle zdążyła powiedzieć, zanim usta Ala dotknęły jej własnych i oboje się zatracili w tym słodko-gorzkim pocałunku. Sophie odzyskała świadomość dopiero długich kilkanaście sekund później i natychmiast odepchnęła Ślizgona. — Przestań! To nie jest fair!
— Dlaczego? — spytał z niewinną miną.
— Bo mnie rozpraszasz i nie dajesz skończyć tematu. Czy chociaż przez parę godzin nie możesz utrzymać rączek przy sobie?
Zmrużyła oczy, wpatrując się gniewnie w chłopaka. Nie potrafiła się na niego zbyt długo złościć, zwłaszcza kiedy patrzył na nią tym swoim szczenięcym wzrokiem, ale tym razem za bardzo jej zależało na skończeniu tematu. Nie mogli od tego uciekać w nieskończoność.
— No dobrze — westchnął. — Ale wciąż podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej. Mogę po prostu do ciebie przyjechać.
— A co z twoim szkoleniem na aurora? Nie chcę, żebyś rezygnował ze swoich marzeń tylko ze względu na mnie.
— Chciałem ci tylko pokazać, że to jest do zrobienia i że twój wyjazd z Hogwartu wcale nie musi oznaczać naszego rozstania. Poza tym we Francji też działają aurorzy, co nie? Mógłbym skończyć szkolenie i poprosić o przydział we Francji. Soph, nie ma rzeczy niemożliwych. Mówiłem ci przecież, że taka historia już miała miejsce w mojej rodzinie i się skończyła szczęśliwie. Dlaczego i nam miałoby się nie udać?
— A, no tak — odparła zamyślona dziewczyna. — Twoje wujostwo, prawda?
— Tak. Fleur i Bill, angielsko-francuskie małżeństwo... Mamy z kogo brać przykład. — Uśmiechnął się lekko, ale szybko spoważniał. — Jeśli masz wątpliwości, Soph, i chciałabyś z nimi porozmawiać, zapytać, jak oni sobie z tym poradzili, załatwię to. To mądrzy ludzie.
Sophie zawahała się, niespecjalnie przekonana do proszenia obcych ludzi o pomoc. Z drugiej strony jednak Al nie składałby tej propozycji, gdyby nie miał do nich pełnego zaufania.
— No dobrze — zgodziła się wreszcie, teraz bez protestów dając się pocałować.
— Nie pożałujesz!

Rose obudziła się z okropnym bólem głowy, zapewne spowodowanym zmęczeniem. Poszła spać dopiero o drugiej nad ranem, gdyż zbyt późno przypomniała sobie o papierach dotyczących pracy prefektów w mijającym semestrze. McGonagall prosiła ją jeszcze przed świętami, żeby przygotwała wszystko na kolejny dzień po powrocie i choć na pewno nie byłaby zła, gdyby Ruda poprosiła o więcej czasu, Krukonka wolała nie ryzykować.
Elissa jeszcze pochrapywała, ale Gabrielle nie; właśnie wychodziła z łazienki z włosami owiniętymi ręcznikiem.
— Kiepsko wyglądasz — skomentowała ze współczuciem.
— Jeśli wyglądam tak źle, jak się czuję, to masz rację. Boli mnie głowa.
— Chcesz eliksir wzmacniający?
— Jeśli masz jakiś, to bardzo chętnie. Mój zapas się skończył i nie zdążyłam go uzupełnić, a za dwie godziny powinnam się znaleźć na zebraniu w Wielkiej Sali i powinnam być wystarczająco przytomna.
— Jasne.
Gabrielle bez dalszych pytań podeszła do swojej szafki nocnej i wyciągnęła odpowiednią fiolkę. Rose przyjęła ją z wdzięcznością i wypiła duszkiem cały eliksir. Od razu poczuła się lepiej.
— Dzięki, Gabs. Uratowałaś mi życie. Nie przeżyłabym całego dnia z tym potwornym bólem głowy.
— Drobiazg. A więc przygotowujecie się już do ostatniego etapu, huh? Jak szybko ten czas zleciał!
— Właśnie wiem i mnie to nieustannie zadziwia. I jednocześnie przeraża. Dasz wiarę, że zostało sześć miesięcy do końca roku?
— Trudno mi sobie wyobrazić nas opuszczających Hogwart.
Gabrielle usiadła na łóżku i zaczęła rozczesywać swoje mokre włosy. Opadały jej na ramiona długimi kaskadami; suche sięgały już za plecy.
— No właśnie. A potem praca, ślub, dzieci... I gdzie się podziały te beztroskie lata?
— Dorośliśmy, Rosie. Już nie jesteśmy przerażonymi pierwszoroczniakami dopiero zaczynającymi przygodę z magią. Po prostu po siedmiu latach znamy zamek na wylot i się do niego przywiązałyśmy. Wrzesień w tym roku będzie dziwny.
— Mamy jeszcze sześć miesięcy, nie ma co panikować. — Rose ziewnęła i wstała z łóżka. — Poza tym ty przynajmniej masz plan i wiesz, co chcesz robić po skończeniu szkoły, a ja nie. Rumunia, prawda? Wyjeżdżasz, żeby się zajmować smokami?
— Tak. Chcę wyjechać do Instytutu Opieki Nad Smokami w Rumunii i się uczyć od najlepszych w tej dziedzinie. A potem... Nie wiem. Może wrócę do Anglii i będę pomagać przy smokach w Hogwarcie, może będę podróżować po świecie i opisywać magiczne zwierzęta, wiesz, jak Newt Scamander...
— A Malcolm?
— Właściwie to jeszcze nie wiem — wyznała Gabrielle. — Jeszcze nie doszliśmy do kompromisu. On chce iść na mugolski uniwersytet w Stanach Zjednoczonych, więc nie wiem, jak to z nami będzie. Może oboje się wyniesiemy do Stanów, może nie. Ale mniejsza o to.Chciałam ci powiedzieć, Rose, że nie masz się o co martwić, bo jestem pewna, że sobie poradzisz, cokolwiek wybierzesz.
— Taaa, wszyscy mi to mówią, ale jakoś sama w to nie wierzę. Poza tym nikt nie chce mi pomóc w dokonaniu wyboru.
— Nie jesteśmy wróżkami dającymi dobre rady, Rosie. Nikt nie będzie ci układał życia, sama musisz to zrobić. Ale może konsultacje z madame Rosebourgh ci pomogą, hm?
— Może. Dobra, muszę się pospieszyć, pogadamy później. Obudź Ellie, proszę.
Wzięła szybko swoje rzeczy i pobiegła do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Tak jak się spodziewała, strumienie ciepłej wody chwilowo zmyły z niej wszystkie troski i orzeźwiły umysł. Poczuła się znacznie lepiej i teraz mogła stawić czoła całemu światu.


Zamiast na pierwszej w tym semestrze lekcji transmutacji Rose znalazła się w Wielkiej Sali. Siedziała obok Scorpiusa i pozostałych reprezentantów Hogwartu przy stole Slytherinu, szeptem wymieniając uwagi dotyczące turnieju i zastanawiając się, co McGonagall chciała im tym razem przekazać. Zresztą uczniowie z zagranicznych szkół byli równie poruszeni.
Wreszcie na podium ukazała się komisja konkursowa. Prawie wszyscy jej członkowie zasiedli na krzesłach zajmowanych zwykle przez hogwarckich nauczycieli — tylko McGonagall stała przy mównicy.
— Kochani — zaczęła. — Przed wami ostatni etap turnieju. Gratuluję wam dotarcia aż tak daleko. Wiem, ile wysiłku włożyliście w każdy taniec, i wierzę, że finał będzie spektakularny. Jak już wiecie, odbędzie się szesnastego lutego i będzie miał nieco inną formę niż wszystkie poprzednie etapy. Mianowicie zostanie poprzedzony balem, na którym wszyscy z was będą musieli zatańczyć. Po balu zaczniemy właściwą część wieczoru. Na razie nie mogę wam zdradzić więcej, ale zaręczam, że nie macie się czym stresować, nie potrzeba też specjalnych przygotowań do balu. Słucham?
Głos zabrała wątła dziewczyna o brązowych włosach. Była z Beauxbatons i Rose nagle sobie przypomniała, skąd ją zna: ona i jej partner zajęli pierwsze miejsce podczas drugiego etapu.
— Czy udział w balu jest w jakiś sposób związany z trzecim etapem?
— Tak. Wszystkiego się dowiecie w dniu występu.
— Czy na bal mamy przygotować osobny taniec? Będzie oceniany?
— Taniec podczas balu nie będzie oceniany, ale warto powtórzyć kroki do walca wiedeńskiego.
Rose odnotowała w myślach tę informację i z ciekawością patrzyła, jak Marinne zasypuje McGonagall pytaniami.
— W takim razie po co jest ten bal?
— To test, panno Lefevre. — Dyrektorka Beauxbatons powstała ze swojego miejsca i dołączyła do Minerwy. — Dlatego jest obowiązkowy.
— To nie ma sensu — mruknęła pod nosem Francuzka, ale nie ośmieliła się zadać kolejnego pytania i usiadła na swoim miejscu. Może uznała, że wypyta później swoją dyrektorkę.
— Kochani, jak już mówiłam, wasz taniec podczas balu nie będzie oceniany. Doceniana będzie za to współpraca partnerów i wasza wiedza o sobie nawzajem. To nie będzie łatwe, ale wierzę, że podołacie temu zadaniu. Ponadto podczas ostatniego etapu swoją obecnością zaszczycą nas ministrowie magii z Anglii, Francji oraz ze Stanów Zjednoczonych wraz z żonami i rodzinami. Będą wręczać nagrody zwycięskiej trójce. Czy macie jeszcze jakieś pytania?
Zanim sobie uświadomiła, co robi, Rose podniosła rękę. Spojrzenia wszystkich skoncentrowały się na niej.
— Czy wiadomo już, jakie będą nagrody?
— Tak, panno Weasley. Dzisiaj otrzymaliśmy pisemne zgody wszystkich trzech ministerstw, więc z radością mogę ogłosić, że będziecie walczyć o trzy puchary, odpowiednio dla każdego miejsca na podium: złoty, srebrny i brązowy. Ponadto ci, którzy zajmą pierwsze miejsce, będą mogli pojechać na tydzień do magicznej miejscowości, którą sami wybiorą. To może być miejscowość w dowolnym kraju, nie tylko w tych, które biorą udział w turnieju. Ministerstwa wszystko zorganizują.
Przez salę przetoczyła się fala gorączkowych szeptów. Nagle wszyscy się zapalili do zdobycia pierwszego miejsca.
— Nigdy nie sądziłam, że ludzie się będą zabijać dla takiej nagrody — szepnęła Rose do Scorpiusa. — A wnioskując z min niektórych, byliby w stanie to zrobić.
— Dziwisz im się?
Blondyn uniósł kącik ust w uśmiechu.
— W sumie to nie. Też chciałabym wygrać.
— Wygramy.
Rose ledwo go usłyszała, bo McGonagall nawoływała do zachowania ciszy, niemniej jednak zrozumiała przekaz i uśmiechnęła się szeroko.


Lekcje tego dnia się okropnie dłużyły i Rose nie mogła się już doczekać ich końca. Nawet zwykle ciekawe eliksiry z madame Shearwood ją nudziły, bo zamiast zacząć coś nowego, powtarzali recepturę warzenia eliksiru z drugiej klasy. Historia magii z Binnsem jak zwykle nie interesowała nikogo, a w szklarni podczas dwugodzinnego zielarstwa można było się udusić z gorąca, choć za szybami padał śnieg. Ruda czekała tylko na moment, kiedy będzie mogła pójść do biblioteki i zanurzyć się w książkach oraz poszukiwaniach informacji.
Prawdę mówiąc, nigdy nie uważała się za kujonkę. Miała dobre stopnie, owszem, ale to był efekt uboczny głodu wiedzy, który popychał ją do przodu i jednocześnie sprawiał, że mogła godzinami przebywać w bibliotece. Zdaje się, zę to właśnie z tego powodu Tiara umieściła ją w Ravenclawie. W pierwszych latach nauki, owszem, motywowała ją jeszcze konkurencja w postaci Scorpiusa, który się uparł, żeby jej udowodnić swoją wyższość. Nie żeby mu się dziwiła, choć wtedy działał jej na nerwy. Ona sama pewnie zresztą nie była wtedy lepsza i musiała irytować wszystkich swoim zadzieraniem nosa.
Gdy tylko ostatnie zajęcia dobiegły końca, Rose wrzuciła wszystkie książki do torby i ruszyła do biblioteki. Elissa miała dołączyć do niej później, bo zostawiła w dormitorium podręcznik potrzebny do napisania eseju na starożytne runy. W przeciwieństwie do Rose nie odrobiła podczas przerwy świątecznej wszystkich prac domowych.
Ruda zajęła swoje ulubione miejsce w dziale z książkami dotyczącymi eliksirów. Rzuciła torbę na krzesło, a podręczniki trzymane dotąd w dłoniach położyła na stole i wybrała się an poszukiwania paru tomów potrzebnych jej do dalszej pracy.
Kilka z poszukiwanych woluminów znalazła w dziale zaklęć, a dwa przy eliksirach. Jednego z tytułów nie zastała na półce — ktoś musiał go wypożyczyć. Cóż, mała strata.
Przekopywała się przez literaturę i robiła notatki, mrucząc pod nosem. Nawet nie zauważyła, kiedy Elissa się do niej dosiadła i ocknęła się dopiero po usłyszeniu pytania:
— Jak ci idzie?
— Umm, daj mi sekundkę, skończę akapit... Dobra. Całkiem nieźle, została mi ostatnia książka do przejrzenia, a potem będę musiała tylko złożyć do kupy wszystkie notatki.
— Twój pomysł jest bardziej skomplikowany, niż myślałam — westchnęła Elissa. — To ja w takim razie skrobnę ten esej...
Przez kilka następnych minut milczały, obie pochłonięte swoją pracą. Rose skończyła jako pierwsza i odłożyła pióro, pochmurnie wpatrując się w notatki. Wnioski z przeprowadzonych poszukiwań wcale nie brzmiały optymistycznie.
Z westchnieniem oparła głowę o dłoń i spojrzała na pergamin zapisywany właśnie starannym i drobnym pismem Elissy. Mimowolnie porównywała jej tłumaczenie z własnym; z każdym kolejnym zdaniem jej podziw rósł. Elissa zawsze sobie dobrze radziła z tym przedmiotem i go lubiła, lecz Rose dopiero teraz uświadomiła to sobie z całą mocą.
— Ellie? Zastanawiałaś się kiedyś nad pracą tłumacza?
— Hm? Co, nie, nigdy. — Dziewczyna podniosła głowę; w jej oczach malowało się zdziwienie. — Nawet o tym nie pomyślałam. Poza tym nie sądzę, żeby znalazła się dla mnie jakaś praca.
Ruda potrząsnęła głową.
— Nie, to nieprawda. W Ministerstwie już od długiego czasu poszukują tłumaczy runów. To wcale nie taki wymarły język, jak mogłoby się wydawać. Zapisano w nim sporo dokumentów, które wymagają tłumaczenia na angielski.
— Naprawdę? — spytała Elissa z nadzieją. — Może w takim razie jest jeszcze szansa, że znajdę jakąś fajną pracę.
— Wierzę w to, Ellie. Skończyłaś esej?
— Jeszcze nie. Poczekaj chwilkę.
Kilka minut później Elissa zwinęła pergamin, odłożyła na bok książki i wpatrzyła się wyczekująco w przyjaciółkę.
— Wymyśliłam, jak sprawdzić, czy eliksir został poprawnie uwarzony — zaczęła z wahaniem Rose. — To dość niebezpieczna procedura, ale nie jest zbytnio skomplikowana.
— Co trzeba zrobić?
Determinacja Elissy z każdą chwilą rosła. Ruda miała wrażenie, że nie powstrzymałby jej nawet norweski smok kolczasty z dziesięcioma głowami.
— Odlać trochę naszego eliksiru, dodać dwie łyżki eliksiru tojadowego, wymieszać i wypić.
— Tylko tyle? I co dalej?
Dłoń Rose zadrżała, kiedy dziewczyna sięgała po kolejny pergamin ze swoimi notatkami.
— Potem trzeba odczekać dziesięć minut. Jeśli w tym czasie się nie pojawią plamy na skórze, to w porządku, eliksir jest okej, w trakcie warzenia nie było błędu. Wywar tojadowy wchodzi w reakcję tylko z niepoprawnie uwarzonymi eliksirami, w sumie nie wiem, na jakiej zasadzie to działa… W każdym razie plamy sygnalizują nieprawidłowości. Taka mieszanka może nawet doprowadzić do śmierci osoby, która ją wypije, może też spowodować uszkodzenia organów wewnętrznych. Wszystko zależy od organizmu. Właśnie dlatego została zakazana przez Ministerstwo w 1862 roku i od tego czasu nie wymyślono niczego lepszego.
— Nie ma innego sposobu?
— Właśnie mówię, że nie. Niestety. Szukałam, ale w książkach piszą tylko o tym i nadmieniają, że ta metoda nie została ani ulepszona, ani zastąpiona jakąś nową. Możemy jedynie pójść z tym do Shearwood i ją poprosić o pomoc, ale to nie wchodzi w grę, bo wpadniemy. Poza tym nasz eliksir ma niby kolor zgodny z tym, który podali w książce jako końcowy, więc teoretycznie powinno być wszystko dobrze...
— W porządku — westchnęła Elissa. — Kiedy możemy to zrobić?
— Ellie...
— Nie ma mowy!
Ostatnie zdanie zostało wykrzyczane przez Grega, który pojawił się przy ich stole nie wiadomo kiedy. Spokój w jednej chwili prysł; Elissa widocznie zbladła.
— Greg...
— Nie zgadzam się na to, żebyś to robiła, Ellie! Nie będziesz ryzykować...
— Bądź ciszej, na Merlina! — wysyczała Krukonka. — Zaraz wszystko wytrąbisz i ściągniesz nam nauczycieli na głowę...
Rose zjechała nieco niżej na krześle, gorączkowo zastanawiając się, czy powinna się wtrącić, czy wycofać. Po chwili uznała, że powinni załatwić tę sprawę sami i chyłkiem się wycofała, pozostawiając kłócącą się dwójkę. Nawet nie zauważyli jej odejścia, zbyt pochłonięci wymienianiem gniewnych argumentów. Greg coraz bardziej tracił cierpliwość, a Elissa, paradoksalnie, była coraz bardziej zdeterminowana.
Zanim jednak którekolwiek z nich zdążyło otworzyć usta, zjawiła się pani Pince i wyrzuciła ich z biblioteki. Kontynuowali więc kłótnię na jednym z bocznych korytarzy nieopodal biblioteki, tym razem upewniwszy się, że nikt ich nie podsłuchuje, i rzuciwszy na wszelki wypadek zaklęcie wyciszające.
— Nie ma mowy, nie zrobisz tego — uciął zdecydowanie Greg. — Jeżeli ktoś ma ryzykować, to prędzej ja. Nie możesz się znowu poświęcać, to nie ma sensu.
— Nie będę ryzykować dawania ci niesprawdzonego i być może źle przygotowanego eliksiru — odparła z goryczą. — Wolę sama tego spróbować i mieć pewność.
— Jak możesz być taka głupia, żeby znowu ryzykować swoim życiem?! Nic mi nie przyjdzie z twojej pomocy, jeśli sama umrzesz! Jeżeli eliksir został źle uwarzony, to trudno, i tak jest mi pisana śmierć. Dlatego ja mogę go wypić w ciemno, konsekwencje pozostaną te same, a ty, gdybyś go wypiła, popełniłabyś samobójstwo!
— Nie obchodzi mnie to! Chcę ci pomóc!
— Ale mnie obchodzi! — krzyknął. Kolejne wypowiedziane przez niego słowa już jednak były znacznie cichsze. — Pomogłaś mi już wystarczająco, Ellie. Nie ryzykuj niepotrzebnie, już nie ma sensu.
— Nie chcę, żebyś umierał. — Po jej twarzy spływały łzy, ale kiedy Greg chciał podejść i ją przytulić, powstrzymała go wyciągniętą dłonią. Nie mogła się rozpraszać, nie teraz. — Wiesz, że zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
— Ale nie kosztem własnego życia! Naprawdę chcesz, żeby pod koniec roku zamiast jednego grobu musieli wykopywać dwa?! Jeżeli tego spróbujesz, to oboje umrzemy, wiesz o tym.
— Albo oboje wyjdziemy z tego cało.
— Czy do ciebie nie dociera, że ryzyko jest zbyt duże?!
— Nieprawda. Szanse są jak jeden do jednego. Albo eliksir jest dobrze zrobiony, albo nie jest. Ryzyko mojej śmierci jest tak samo duże jak szansa na to, że nic mi nie będzie. Poza tym Rose mówiła, że wszystko zależy od organizmu, więc nawet źle uwarzony eliksir nie musi oznaczać mojej śmierci.
— Nie chcę, żebyś nawet próbowała.
— Bo twoja duma ci na to nie pozwala?!
— Nie! Bo nie chcę cię stracić! Jeżeli chcesz nadal chcesz to zrobić, to może najlepiej będzie, jak z tobą zerwę?!
— Co?
Była zbyt osłupiała, żeby się wykłócać.
— Nie będziesz wtedy miała powodu, żeby przygotowywać dla mnie eliksir, bo i tak go nie wypiję. Dlatego — zawahał się na chwilę, ale jego głos brzmiał zdecydowanie — zrywam z tobą, Ellie.
Mydlana bańka szczęścia prysła.


Tak się pospieszyłam, że przypadkowo opublikowałam od razy 37. rozdział, więc jak ktoś go zobaczył i już się chciał wziąć za czytanie, to bardzo przepraszam. XD Przepraszam też za długą ciszę i brak rozdziałów, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. Do końca Tańca pozostało mi tylko jakieś 5-7 rozdziałów, więc mam cichą nadzieję, że uwinę się z tym opkiem po sesji i będę mogła od niego odpocząć. W tym rozdziale jest też nawiązanie do spin-offa z Alem w roli głównej, więc serdecznie pozdrawiam wszystkich, którzy czytali to opko. :D Nowy rozdział za dwa tygodnie – 8.02. Ściskam, kocham Was!

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział 💖
    Tylko dlaczego Greg zerwał z Ellie 😣
    Mam ochotę coś mu zrobić 😅
    Czekam na kolejny i weny ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. To albus z ta Sophie już kilka miesięcy chodzi? No nie wiem, mnie się wydawało, ze krócej :p ciekawe, jak im to wyjdzie.
    Myślę, ze pomysł Grega nie przejdzie, bo ellie i tak spróbuje ten eliksir, niezależnie od tego, czy są razem, czy nie

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, to znowu ja wracam po długiej przerwie! Bardzo cię przepraszam, ale nie mogłam się zebrać przez wszystkie cholerne obowiązki :') Może tym razem będę komentować na bieżąco? xd
    Ten komentarz będzie obejmował 4 rozdziały, i na pewno będzie dosyć mierny i nieszczegółowy. Uprzedzam od razu xd
    Jakoś chyba znudziłam się Sophie. Musisz mi wybaczyć, ale może po prostu przyzwyczaiłam się do Ala z Melody jak u Lithine? Sama nie wiem haha Może po prostu zbyt shipuję Scorose, żeby znaleźć jeszcze miejsc dla Ala i Sophie :D
    Fajnie, że wreszcie więcej wiadomo o klątwie. Nie pamiętam już ile było wcześniej, ale zdziwiło mnie, że rzucili ją dziadkowie Grega. Z tego, co wywnioskowałam, to przez to, że ojciec Grega poślubił nieczystokrwistą czarownicę?
    Cieszę się, że Rose trochę się przełamała w kwestii mioteł :D
    Greg trochę głupio zrobił, bo założę się, że Elissa i tak spróbuje eliksiru, a jeśli coś się stanie (w co wątpię, bo jednak dziewczyny nie mogły źle zrobić eliksiru), to on i tak będzie się winił xd
    Kończę tym mój jakże ambitny komentarz i czekam na jutro! (no patrz, taki sobie dzień wybrałam na nadrobienie twojego opowiadania :D Co ja się oszukuję, to tylko dlatego, że muszę przepisywać lekcje po tygodniu nieobecności :(
    Pozdrawiam i życzę weny <3
    ~Arya

    OdpowiedzUsuń
  4. Halo, halo, ja tu czekam na nowy rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa, co będzie ze związkiem Albusa i Sophie po turnieju.
    Trochę bez sensu Greg zrobił z tym zerwaniem. Myślę, że Elissa i tak sprawdzi ten eliksir.

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje