czwartek, 24 maja 2018

50. Moja droga Rose

So take my hand andhome we’ll go
Walk Off The Earth, Home we'll go

Rose była w ogrodzie sama, nie licząc ptaków ćwierkających smętnie na krzakach. Jej łzy jeszcze nie zdążyły wyschnąć, lecz rześkie powietrze przynajmniej oczyściło umysł z chaosu myśli oraz oślepiającej wściekłości. Dziewczyna mogła już myśleć w miarę racjonalnie, na razie jednak nie chciała przetrawiać słów Scorpiusa.
Wiedziała, że wygląda żałośnie, kiedy człapała po mokrej ziemi. Nie znała zbyt dobrze terenu, ale wiedziała, że po drugiej stronie ogrodu znajduje się wyjście, którym mogła się niespostrzeżenie wymknąć. Potem już wystarczyło tylko deportować się do domu.
Jej bose stopy szybko się pobrudziły od ziemi. Musiała podciągnąć sukienkę, by i jej nie spotkał ten sam los.
Kiedy usłyszała za sobą chrzęst łamanych gałązek, drgnęła przestraszona niczym spłoszona sarna. Naprawdę chciała zerwać się do biegu i uciec daleko, daleko od Malfoy Manor, lecz siłą woli zmusiła się do zostania w miejscu. Nie mogła przecież wiecznie zwiewać, prędzej czy później musiałaby stawić temu czoła. Poczuła nagły przypływ gryfońskiej odwagi i odwróciła się.
Ku swojemu zdumieniu ujrzała jednak nie Scorpiusa, lecz Doriana, zmierzającego ku niej z kretyńskim uśmieszkiem i rękoma w kieszeniach. Tym razem nie zawahała się przed sięgnięciem do torebki po różdżkę. Wyjęła ją szybkim ruchem.
— Nie zbliżaj się do mnie — warknęła. — Nie mam zamiaru z tobą rozmawiać.
— Och, jaka szkoda. — Pomimo wycelowanej w niego różdżki mężczyzna podszedł bliżej. Wydawał się wyluzowany, zupełnie jakby jeszcze kilka temu Scorpius mu nie groził. — Moja droga Rose, gdzie się podział twój ochroniarz? Och… Czyżbyś była sama?
Jego uśmiech przyprawiał Rudą o ciarki. Odruchowo cofnęła się o krok, lecz jej dłoń trzymająca różdżkę nie drżała.
— To nie twoja sprawa, Starnight. Jeśli nie chcesz oberwać wyjątkowo paskudnym zaklęciem, lepiej się wycofaj i wracaj tam, skąd przyszedłeś. Specjalizuję się w upiorogackach, więc z przyjemnością ci zaprezentuję ich działanie — odparła tak słodko, jak tylko potrafiła. Jej różdżka zaczęła teraz krzesać zielone iskry.
— Myślę, że nie ma potrzeby uciekania się do tak drastycznych środków… Nie przyszedłem tutaj, żeby z tobą walczyć. Romeo i Julię dosięgły kłopoty w raju?
Nie patrzył teraz na nią, lecz na rozgwieżdżone niebo. Z jakiegoś powodu Rose poczuła ulgę.
— Jeśli myślisz, że będę tego słuchać, to jesteś w błędzie.
— Och, myślę, że będziesz. Wiesz, droga Rose, podejrzewałem, że prędzej czy później do tego dojdzie.
— Do czego? — spytała Rose nieco wbrew sobie, wpatrując się z napięciem w Doriana. Był trudny do odczytania, jego twarz przypominała maskę. Ruda nie potrafiła zrozumieć jego intencji.
— Do tego, że ze sobą zerwiecie.
— Nie zerwaliśmy ze sobą.
— Nie? — zdziwił się nieszczerze, spuszczając wzrok i patrząc badawczo na Rose. — Przecież jest z tobą tylko dlatego, że pochodzisz ze sławnej rodziny, czyż nie tak? Czy po tym naprawdę dalej ze sobą jesteście?
Dziewczyna poczuła, że znowu zbiera jej się na mdłości, więc kolejne słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
— Mówiłam ci już, że nie zerwaliśmy ze sobą.
— Jesteś masochistką czy jak?
— Przestań udawać, że się o mnie troszczysz. Nie będę twoim kolejnym trofeum.
— Moja droga Rose — zacmokał kpiąco — ty chyba naprawdę jesteś masochistką. Twój chłopak dusi ludzi i jest najbardziej bezinteresowną i egoistyczną istotą, jaka istnieje na tym świecie, a ty wciąż przy nim stoisz? Cierpisz na syndrom sztokholmski?
— Scorpius nie jest taki…
Dorian roześmiał się, rozkładając szeroko ramiona, podczas gdy w kącikach oczu Rose zaczęły się zbierać łzy. 
— Jaki? Zakłamany? Egoistyczny? Hm, a może nieczuły? Jak myślisz, które z tych określeń najlepiej do niego pasuje? — Gdy Ruda nie odpowiedziała, dodał: — I pomyśleć, że to ja jestem uważany za czarną owcę w rodzinie, podczas gdy kuzynek Scorpius przebija mnie pod wieloma względami. Kto by pomyślał, że w gruncie rzeczy jest bardziej podobny do swoich dziadków niż do rodziców…
— Zamknij się!
Rose tym razem nie wytrzymała i eksplodowała. Jej różdżka wypuściła strumień błękitnego światła, a sama dziewczyna doskoczyła do znieruchomiałego Doriana, po czym z całej siły uderzyła go w twarz. Mężczyzna zatoczył się do tyłu, potykając się o własne nogi i z zaskoczeniem przykładając dłoń do piekącego policzka. Krótko po tym, jak upadł na ziemię, stracił przytomność.
— Niezły cios.
Rose odskoczyła jak oparzona, dopiero teraz zauważając wpatrującego się w nią Scorpiusa. Wyglądał równie przystojnie jak wtedy, gdy zobaczyła go tego dnia po raz pierwszy, jednak miała wrażenie, że miało to miejsce wieki temu. W ciągu zaledwie kilku minut cały jej świat runął, a wszystko to za sprawą jednej rozmowy.
Instynktownie wycelowała w niego różdżkę, starając się zignorować determinację widoczną w jego oczach. Nie uśmiechał się, równie dobrze jak ona rozumiejąc powagę sytuacji, do tego był równie spięty, choć jego dłonie schowane w kieszeniach spodni sugerowały coś innego.
— Nie zbliżaj się do mnie.
— Okej. — Powoli wyciągnął ręce z kieszeni i uniósł otwarte dłonie ku górze, chcąc pokazać, że ani nie chce zrobić jej krzywdy, ani nie ma nic do ukrycia. — Pozwolisz mi się wytłumaczyć?
Niechętnie skinęła głową, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Czuła się dziwnie, kiedy stali po dwóch stronach barykady ustanowionej przez ciało Doriana. Już od dawna przecież nie byli wrogami.
— Masz dwie minuty.
— Tyle wystarczy — odparł, pocierając w zamyśleniu brodę. — Wiem, że słyszałaś część mojej rozmowy z Narcyzą i Lucjuszem. Nie usłyszałaś wszystkiego, jedynie tę najgorszą część.
— Tę, w której przyznajesz, że byłeś ze mną tylko ze względu na to, że jestem złotym dzieckiem Weasleyów? — spytała gorzko, ponownie walcząc ze łzami. Naprawdę nie mogła uwierzyć w to, że po wszystkim, przez co przeszli, ich związek kończył się w ten sposób. — Szkoda, że nie potrafiłeś mi tego powiedzieć w twarz.
Spojrzenie Scorpiusa wyraźnie złagodniało, ale chłopak nie uczynił żadnego kroku naprzód.
— Jak mówiłem, usłyszałaś najgorszą część — przyznał cicho — która zresztą bez ciągu dalszego zabrzmiała, jak zabrzmiała. Przepraszam, Rosie. Nie chciałem sprawić ci bólu.
— Jaki był ciąg dalszy?
Głos Rose zadrżał.
— Powiedziałem Narcyzie, że ma rację, jeśli chodzi o to, że mój związek z tobą stawia mnie w wyjątkowej sytuacji, ale zupełnie mnie to nie obchodzi. — Tym razem jego oczy zalśniły — lub Rose się tylko wydawało, gwiazdy świeciły wyjątkowo jasno i być może tylko ich światło odbiło się w zielonych tęczówkach. — Nigdy nie byłem z tobą dla twojej rodziny czy faktu, że urodziłaś się w takiej, a nie innej rodzinie. Byłem… Jestem z tobą, bo się szaleńczo w tobie zakochałem.
— Czemu miałabym w to uwierzyć?
— Możesz spytać moich drogich dziadków, jeśli mi nie wierzysz. Poza tym, Rose, naprawdę wierzysz w to, że mógłbym się okazać aż takim dupkiem? Owszem, byłem wielokrotnie dupkiem dla innych, ale nigdy bym ciebie nie skrzywdził. Nigdy. Nie jestem dumny z tego, w jaki sposób to wszystko powiedziałem Narcyzie. Przepraszam, że musiałaś to usłyszeć. Nie powinnaś być ofiarą zagrywek w mojej rodzinie.
— Dorian…
— Dorian chciał nas skłócić — wszedł jej w słowo; jego słowa nabrały dziwnej siły.
— Jak możesz być tego taki pewien?
— Jestem pewien, bo cię kocham, Rose. Przecież o tym wiesz. Skoczyłbym za tobą w ogień, gdybym tylko mógł. Zrobiłbym dla ciebie absolutnie wszystko. Zawsze byłaś moim światłem, które wskazywało drogę. Kocham cię, Rosie. Nie potrafię cię wypuścić z rąk. Tyle razem przeszliśmy i już kilka razy byłem blisko stracenia ciebie… Nie mogę na to pozwolić, rozumiesz? Nie chcę cię stracić. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek straciła zaufanie do mnie, żebyś kiedykolwiek musiała wątpić w to, co jest między nami. Nie chcę, żebyś była niepewna naszego związku oraz moich uczuć. Nie chcę, żebyś odchodziła, nie chcę, żebyś płakała. Nie chcę, żebyś musiała więcej uciekać. Chcę, żebyś była moja, tak samo jak ja jestem twój.
Rose stała bez tchu, zarumiona i zamurowana jednocześnie. Scorpius nigdy nie wyrażał swoich uczuć tak otwarcie, a w tę przemowę włożył całe swoje serce, całą swoją pasję. I mówił całkowicie szczerze, ani razu się nie wahając.
Poczuła, że mury wokół jej serca, postawione zaledwie w ciągu pół godziny, z hukiem upadają, ponownie zdobyte przez upartego Ślizgona.
Jej zdumienie jeszcze wzrosło, gdy Scorpius przykląkł na jedno kolano, wyciągnąwszy z kieszeni aksamitne pudełeczko. Otworzył je i oczom Rose ukazał się pierścionek.
— Scorpius…
— Chcę spędzić z tobą całe swoje życie, Rose. Chcę się budzić u twojego boku każdego ranka, chcę się z tobą kochać, chcę, żebyś więcej nie musiała wątpić. Rosie, wyjdziesz za mnie?
Rose na długą chwilę odjęło mowę, lecz gdy tylko ją odzyskała, wyszeptała:
— Tak.
Uśmiech, którym Scorpius ją obdarzył w odpowiedzi, w zupełności by wystarczył, by ją posłać prosto do nieba. 
Nagle poczuła się jak w domu.
— Teraz, moja droga Rose… — Gdy już się uporał z wsunięciem pierścionka na jej palec, Scorpius poderwał Rudą w ramiona. — Czas iść świętować.
— Przecież nie jestem jeszcze panną młodą! — zaprotestowała z oburzeniem, lecz jej oczy się śmiały, gdy patrzyła na blondyna. Objęła go mocno za szyję, choć wiedziała, że trzyma ją wystarczająco pewnie, by nie spadła. — Postaw mnie na ziemi!
— Jesteś tego pewna? — spytał z szerokim uśmiechem. — Nah, nie puszczę cię. Poza tym jesteś boso.
Przewróciła oczami, lecz więcej nie protestowała. W zamian za to przytuliła się do jego klatki piersiowej i przymknęła oczy.
— Więc… Rose? — usłyszała jakiś czas później, gdy już prawie znaleźli się pod wejściem na taras Malfoy Manor.
— Hm?
— Czy już wszystko mi wybaczyłaś? Między nami wszystko dobrze?
Rose niemalże się roześmiała, słysząc niepewność w jego głosie.
— Nie powiedziałabym ci tak, gdyby nie było, prawda? Tak, między nami wszystko dobrze. Cieszę się, że po mnie przyszedłeś.
— Mmm. Ja też. Choć przyznam, że nie planowałem, że nasze zaręczyny przebiegną w ten sposób… Chciałem, żeby było bardziej romantycznie i zdecydowanie mniej łez czy wyciągniętych różdżek.
Zaręczyny… Jak dziwnie to brzmiało!
Ruda już chciała się dać ponieść fali otumaniającego szczęścia — Scorpius jej się oświadczył, na Merlina! — kiedy nagle sobie o czymś przypomniała.
— Scorp… Co z Dorianem? Zostawiliśmy go tam…
— Nic mu nie będzie, to duży chłopiec i potrafi o siebie zadbać, choć zapewne, gdy się obudzi, naje się wstydu. Mam nadzieję, że Dafne porządnie mu zmyje głowę. Wszystko jej opowiem.
— Hm… To o nim rozmawialiście wtedy z Dafne? — spytała Rose, gdy wchodzili na taras. Widziała już światła błyskające w sali balowej.
— Tak. Dafne się o niego martwi i pytała, czy mógłbym z nim porozmawiać. Cóż… Wyszło jak wyszło.
Rose parsknęła śmiechem. Nie mogła się zdobyć na współczucie względem Doriana — nie potrafiłaby szanować człowieka, który żerował na nieszczęściu innych i tylko czekał na okazję, by kogoś zranić do żywego.
— Możesz mnie już postawić na ziemi. Dam radę wejść sama do środka.
— W porządku.
Scorpius delikatnie postawił ją na ziemi, lecz nie wypuścił z objęć. Jedną dłonią mocno objął jej talię, dociskając do siebie, a drugą zanurzył w jej włosach. Potem ją pocałował, niezbyt agresywnie, lecz z pasją i równą jej determinacją.
Rose czuła, że wróciła do swojego raju na ziemi.
Zanim weszli z powrotem do sali balowej, Rose zatrzymała Scorpiusa tuż przed drzwiami, dopiero teraz sobie przypomniawszy, o czym zapomniała.
— Poczekaj. Muszę ci coś dać. Zamknij oczy.
Sięgnęła do swojej torebki. Upewniwszy się, że Scorpius nie podgląda, wyjęła z niej różdżkę oraz jeszcze jeden przedmiot, wymagający powiększenia przy pomocy zaklęcia.
— Już?
— Już.
Gdy Scorpius otworzył oczy, ujrzał w dłoniach Rose gitarę akustyczną. I to nie byle jaką gitarę, bo tę, na którą od dawna polował, pierwszą gitarę Boba Dylana.
— Czy to…
— Tak. To dla ciebie. Nie miałam jeszcze okazji, żeby ci to dać i złożyć życzenia, więc… Robię to teraz. Wszystkiego najlepszego, Scor.
— To jest… To jest… Jesteś niesamowita, Rose. Jesteś aniołem. Dziękuję.
Ruda pierwszy raz w swoim życiu widziała Scorpiusa całkowicie pozbawionego słów i aż się roześmiała. Chłopak trzymał w dłoniach gitarę z nabożną czcią, a na jego twarzy malowały się i zdumienie, i zachwyt.
— Cieszę się, że ci się podoba — powiedziała wreszcie, przytupując na zimnym wietrze. — Chodźmy do środka, bo zamarzam. Potem będziesz mógł ją popodziwiać dłużej.

Korzystając z tego, że goście się jeszcze nie porozchodzili, Scorpius z Rose ogłosili swoje zaręczyny. Wiadomość została przyjęta gromkimi brawami i wiwatem, a na stole pojawiło się więcej szampana wraz z ognistą whisky i kremowym piwem.
Jedynie Lucjusz i Narcyza się nie przyłączyli do celebracji. Podczas gdy twarz Malfoya Seniora była nieprzenikniona, oczy jego żony ciskały błyskawice. Rose miała stuprocentową pewność, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, ona i Scorpius już dawno leżeliby trupem. Oboje się wycofali, zanim jeszcze zaczęły się tańce, odprowadzeni przez ich syna. Gdy Draco zauważył na sobie spojrzenie Rose, gdy wychodzili, puścił do niej oko i uśmiechnął się łobuzersko, dokładnie tak samo jak potrafił jego syn. Przypominał teraz dziecko planujące coś zrobić bez woli i wiedzy rodziców.
Scorpius pociągnął Rose na parkiet, dzięki czemu dziewczyna szybko zapomniała o całym incydencie i niesmaku, jaki w niej budziło zachowanie seniorów rodu.
Bal stracił oficjalny status już jakiś czas temu i zmienił się raczej w przyjęcie. Część gości się pożegnała niedługo po oświadczeniu Scorpiusa, część zabrała się za konsumpcję smakołyków oraz alkoholu i tylko niektórzy szaleli po parkiecie.
Ostatnia z piosenek granych tego wieczoru była spokojna, co Rose przyjęła z niemałą ulgą. Miała dosyć szaleństwa na ten dzień, teraz też bez zwracania niczyjej uwagi przytulić się do Scorpiusa i poczuć jego dłonie na swojej talii. Biło od niego takie ciepło, że spokojnie mógłby służyć za kaloryfer, z czego Ruda również skorzystała.
Kołysali się do rytmu ani na chwilę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Nie odzywali się; kontemplowali siebie nawzajem w komfortowym milczeniu. Odzywały się jedynie ich dłonie, poruszające się z czułością po skórze.
Stali tak blisko siebie, że Scorpius mógł usłyszeć bicie serca Rose. Przesunął dłoń z jej karku na policzek, zadziwiająco ciepły. Pocałował ją tak, że wszystkie włosy na ramionach dziewczyny stanęły dęba, jednak trwało to stanowczo zbyt krótko. Jego usta zaczęły powolną wędrówkę przez żuchwę Rudej aż do szyi, którą jedynie częściowo osłaniał materiał sukienki.
— Scorp, nie tutaj — szepnęła Rose, co kosztowało ją sporo wysiłku; czyny blondyna pozbawiały ją resztek kontroli.
Chłopak w odpowiedzi niechętnie westchnął i oderwał się od jej szyi.
— No dobrze. Ale potem cię zjem. W całości. Jak ciastko.
Rose w odpowiedzi spiorunowała go wzrokiem, lecz nie potrafiła ukryć rumieńca rozlewającego się po jej policzkach.

Kiedy wreszcie ostatni goście opuścili Malfoy Manor, a Astoria i Draco położyli się do snu, podobnie jak Mała, Rose i Scorpius pozostali sami. Oboje wzięli krótki prysznic, lecz nie ruszyli jeszcze do łóżek. Zdecydowali się na gorące kakao i chwilę rozmowy, więc ruszyli do salonu. Scorpius pozostawił w nim Rose, a sam udał się dalej, do kuchni, żeby przygotować napój bogów i znaleźć jakieś ciasteczka. Był głodny.
Kanapa przed kominkiem była naprawdę wygodna, zwłaszcza dla osoby po całym dniu balowania. Rose wyciągnęła się na niej z prawdziwą przyjemnością, nie czekając na powrót Scorpiusa.
Gdy chłopak znalazł się z powrotem w salonie, tym razem z dwoma kubkami oraz miseczką pełną czekoladowych ciasteczek, lewitowanymi w powietrzu przed nim, Ruda znajdowała się już w dziwnym stanie półsnu. Potrzeba snu zaczynała powoli wygrywać. Dziewczyna usłyszała jednak kroki i poruszyła się niemrawo, mamrocząc coś pod nosem. Otworzyła oczy dopiero wtedy, gdy w jej dłoniach znalazł się ciepły kubek.
Kanapa zatrzeszczała, gdy Scorpius siadał na jej końcu, podnosząc nogi Rose i kładąc je sobie na kolanach.
— Nie śpij.
— Nie śpię.
Na dowód rozkleiła powieki i upiła pierwszy łyk gorącego kakao. Było wyśmienite, ale nie usuwało senności tak jak zrobiłaby to kawa.
— Właśnie widzę.
Scorpius uśmiechnął się z pobłażaniem, upijając łyk ze swojego własnego kubka i wolną dłonią przesuwając po łydce Rose. Niby to przypadkiem podciągnął materiał jej dresowych spodni w górę, dając sobie dostęp do nagiej skóry.
Rose nie miała siły na spieranie się z nim, ale gdyby nie zmęczenie, chętnie starłaby ten uśmieszek z twarzy blondyna.
Zasnęła z kubkiem w dłoniach; na szczęście zdążyło już z niego zniknąć kakao. Wraz z kocem otuliło ją poczucie bezpieczeństwa.
Scorpius tym razem jej nie budził. Jedynie wyjął z jej dłoni puste naczynie i odłożył je na stolik, po czym okrył Rose kocem. Przez dłuższą chwilę tak siedział, dopijając swoje własne kakao oraz wpatrując się w twarz śpiącej dziewczyny. Wyglądała tak niewinnie, jakby we śnie przemieniała się w rudego anioła. Przyłapał się na tym, że bezwiednie dotknął dłonią jej policzka i zaczął go gładzić.
Wciąż nie mógł uwierzyć w to, że zgodziła się na wyjście za niego. Miał wrażenie, że przez cały czas wymykała mu się przez palce i choć stała blisko niego, nie pozwalała się schwytać. Nie sądził, że tak łatwo powie „tak”, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło tego wieczoru.
Nawet do snu nie zdjęła zaręczynowego pierścionka.
Odetchnął głęboko, przenosząc dłoń na splątane miedziane włosy i delikatnie je pogładził. Wiedział, że lubiła ten gest. Nawet teraz zamruczała przez sen jak zadowolony kociak.
Budziła w nim takie pokłady czułości, że nieustannie się dziwił, że są aż tak duże. Nie kłamał, kiedy jej mówił, że wskoczyłby za nią w ogień. Była dla niego wszystkim, poszedłby za nią na sam koniec świata i przychyliłby nieba.
Właściwie nie wiedział, w którym momencie zaczął ją tak mocno kochać. Być może wtedy, gdy zobaczył ją zapłakaną w jej ukochanej sali do tańca. Poruszyła jego serce zupełnie nieświadomie i przywiązała go do siebie do tego stopnia, że już nie potrafił odejść. Nie potrafił — i nie chciał.
Odstawił kubek na stół i ostrożnie wziął Rose na ręce. Nie chciał, by zasypiała tutaj zamiast w wygodnym łóżku. Dziewczyna się nawet nie poruszyła, gdy wnosił ją po schodach na górę. Na całe szczęście nie była ciężka, więc Scorpius się nawet nie zmęczył.
Delikatnie położył ją na łóżku w drugim pokoju gościnnym — pierwszy zajmowała Mała — przykrył dokładnie kołdrą i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

2 komentarze:

  1. Dawno mnie tu nie było, a to wszystko przez nadmiar nauki, ale już wszystko nadrobiłam ^^
    Rozdział, tak jak poprzednie świetny, wszystkie czytałam z zapartym tchem.
    Coś tak czułam,że Scorp oświadczy się Rose na tym przyjęciu, ale nie przewidziałam, że najpierw prawie się rozstaną.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego ;*
    ~gwiazdeczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że Scorpius wyjaśnił Rose całą sytuację.
    Cieszę się, że się zaręczyli.

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje